Strony

niedziela, 12 lutego 2017

Legia mistrzów

Drużyna Legii Warszawa, która w 1995 roku wywalczyła awans do Ligi Mistrzów, była nietuzinkowa. W ówczesnym składzie „Wojskowych” nie brakowało ciekawych osobowości, trudnych charakterów i piłkarzy z niebanalnym życiorysem. Sukces tamtej drużyny, a za taki należy uznać występ w ćwierćfinale elitarnych europejskich rozgrywek, wydawał się więc idealnym tematem na książkę. Dobrze, że po latach taka powstała. Szkoda tylko, że „Legia mistrzów” nie do końca spełnia oczekiwania.

Kiedy usłyszałem o książce „Legia mistrzów”, spodziewałem się lektury na miarę „Wielkiego Widzewa” Marka Wawrzynowskiego czy pozycji "Wisła Kraków. Sen o potędze" Mateusza Migi – świetnych pod względem reporterskim, dogłębnych, odkrywczych. Liczyłem na to tym bardziej, że autor publikacji o stołecznym zespole – Piotr Jagielski – jest synem znanego i cenionego reportażysty, Wojciecha Jagielskiego. Niestety, dzieło 31-letniego autora mocno mnie rozczarowało. Nie jest zbyt obszerne (liczy 270 stron), a pomysł na książkę ze względu na swoją niejednoznaczność mocno rzutuje na jej odbiór. Jagielski postanowił bowiem nie tylko ustami piłkarzy, który grali w Lidze Mistrzów, opisać zespół Legii z połowy lat 90., ale zdecydował się także na dodanie do tej opowieści tła w postaci przemian w polskim futbolu po transformacji ustrojowej, całość ozdabiając wątkami autobiograficznymi, mającymi ukazać jego osobiste odczucia jako młodego kibica. Moim zdaniem to połączenie nie sprawdziło się zbyt dobrze, gdyż rozmyło główny temat książki – historię drużyny, która w 1995 roku wywalczyła awans do Champions League.

O wszystkim i o niczym
Do „Legii mistrzów” idealnie pasuje znane powiedzenie, że jak coś jest o wszystkim, to traktuje tak naprawdę o niczym. Piotr Jagielski spróbował połączyć w książce trzy zupełnie różne tematy, co lekturze zdecydowanie nie wyszło na dobre. Wątków autobiograficznych jest w tej opowieści tak niewiele, że stanowią one absolutnie zbędne fragmenty – nie poznajmy autora na tyle dobrze, by móc się z nim utożsamić, bliżej związać, co stawia pod znakiem zapytania wtrącanie tego typu dygresji (np. o tym, że jako kibic urodzony w 1986 roku miał dosyć życia piłkarską przeszłością i oczekiwał z utęsknieniem na sukces, jakim okazał się awans Legii do Ligi Mistrzów). Gdyby publikacja była pamiętnikiem kibica, który z własnej perspektywy opisuje miłość do klubu z Warszawy i prezentuje sukces Legii ze swojego punktu widzenia, mogłoby to być całkiem ciekawe. Rzeczywistość lat 90., opisy Warszawy, wprowadzenie do książki kilku bohaterów w postaci członków rodziny, kolegów – to mogło się udać. Powstałaby w ten sposób ciekawa powieść w stylu „Futbolu i całej reszty” Przemysława Rudzkiego, mająca sentymentalny wymiar dla czytelników w wieku 30, 40 lat. Nie wiem natomiast, co autor zamierzał osiągnąć, tylko w kilku miejscach prezentując swoją osobistą kibicowską historię – moim zdaniem bez tego książka nie straciłaby na wartości.

Kolejna sprawa to tło sportowo-polityczne czasów PRL-u zaprezentowane w rozdziale drugim „Czas pomiędzy”. Rozumiem, że w ten sposób autor chciał pokazać, jak doszło do powstania drużyny, która w 1995 roku wywalczyła awans do Champions League, ale informacje zawarte w tym rozdziale są na tyle dobrze znane sympatykom futbolu, że przypominanie ich w takiej książce jest mocno zastanawiające. Przeczytać można tutaj o tym, jak polska piłka funkcjonowała w czasach komunizmu, są informacje o największych sukcesach, a także trudnym losie piłkarzy, którzy w zasadzie nie mogli rozwijać swoich karier na zachodzie. Niestety, Piotr Jagielski jako fan stołecznego klubu, prezentuje mocno „warszawski” punkt widzenia. Pisze: „liczyło się to, że upadał Górnik Zabrze”, przedstawiając ten klub jako największe zło polskiej piłki w latach 80. i choć na szczęście nieco dalej nie kryje, że Legia też w okresie PRL-u była w bardzo mocno uprzywilejowanej pozycji, stosuje dziwne rozróżnienie. Gdy przytacza historię sprowadzenia na Łazienkowską Kazimierza Deyny, używa określenia „oszustwo” w stosunku do zachowania działaczy ŁKS, którzy za wszelką cenę chcieli zatrzymać utalentowanego zawodnika. Gdy zaś nieco dalej cytowany Stefan Szczepłek opowiada o tym, jak po dwóch latach „Kaka” miał wracać do Łodzi i został „przeniesiony” do marynarki wojennej, by zostać w Warszawie jeszcze rok, pojawia się już określenie „Legia uciekła się do sposobu”, pozostające bez komentarza autora. Całkiem ciekawe, jak to samo zachowanie inaczej oceniane jest w zależności od kontekstu.

Dla kibiców Legii
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ma to swoje uzasadnienie – w końcu książka w większości kierowana jest do fanów Legii Warszawa (klub jest zresztą patronem publikacji), więc dla kibiców ze stolicy taka wersja historii nie będzie w żaden sposób rażąca. W dobrym tonie byłoby jednak trochę więcej obiektywizmu, nawet jeśli autor oficjalnie przyznaje, komu kibicuje. W końcu Legii Warszawa w Lidze Mistrzów w sezonie 1995/1996 kibicowało wielu sympatyków futbolu z różnych części Polski, którzy również, jak ja, mogą sięgnąć po lekturę. Z pewnością rzuci im się w oczy fakt, że książka nie jest neutralna. Być może zauważą też drobne nieścisłości, jak chociażby stwierdzenie, że piłkarze reprezentacji Polski przywieźli z mundialu w Niemczech w 1974 roku brązowe medale. Każdy, kto choć trochę interesuje się historią naszej piłki, doskonale wie, że krążki, które otrzymały „Orły Górskiego”, były srebrne (takie wręczano za trzecie miejsce, gdyż za drugie dawano medale pozłacane). Niby drobiazg, ale jednak stawiający pod znakiem zapytania tę część lektury. Po co kreślić ogólne tło futbolu w czasach PRL-u w takiej publikacji? Przyznam szczerze, że nie do końca jestem w stanie to zrozumieć.

To wszystko, co pisałem powyżej, dotyczy jednak pobocznych, moim zdaniem całkiem zbędnych, wątków książki. Jak prezentuje się meritum, czyli część główna poświęcona drużynie Legii, która wywalczyła awans do Ligi Mistrzów? Tutaj na szczęście jest całkiem nieźle. Nie jest to może najwyższa szkoła reportażu, ale autor porozmawiał z kilkoma osobami tworzącymi tamten zespół (Marek Jóźwiak, Maciej Szczęsny, Jacek Bednarz, Cezary Kucharski, Jerzy Podbrożny, Marcin Jałocha, Tomasz Wieszczycki, Radosław Michalski, trener Paweł Janas) i właśnie ich wspomnienia są największą wartością lektury. Wiele zależy jednak od tego, czy sam rozmówca mówi interesująco. Wypowiedzi Szczęsnego są bardzo obszerne i ciekawe, zdradza on sporo kulis, ale już inni, jak chociażby Marek Jóźwiak (znany kawalarz), nie zostali zbyt mocno przyciśnięci. Autor stwierdza w pewnym momencie podczas opisywania okoliczności ich spotkania: „Nie mówi nic więcej, a ja nie dopytuję”, co raczej nie stawia go w roli dociekliwego reportera, a autora piszącego tyle, ile chcą przekazać mu jego rozmówcy.

Można, ale nie trzeba
To właśnie największy mankament części głównej książki, gdyż poza kilkunastoma ciekawymi wątkami (Szczęsny o rywalizacji w zespole i atmosferze, Kucharski o odbieraniu pieniędzy w plastikowych workach, słynny „Garaż” jako miejsce spotkań i integracji drużyny) w wypowiedziach rozmówców Jagielskiego nie ma wielu anegdot, ciekawostek, smaczków. Są opisywane kolejne mecze, ich okoliczności, przyczyny sukcesów i porażek, jak chociażby zamarznięta murawa w Warszawie, która miała duży wpływ na rozstrzygnięcie ćwierćfinałowego dwumeczu z Panathinaikosem, ale nie jest tak jak we wspominanym już tutaj „Wielkim Widzewie”, gdzie co rusz natrafić można było na mocne historie, nieznane dotąd fakty i fragmenty, po których przeczytaniu zupełnie inaczej spoglądało się na tamtą drużynę. Z tego też względu „Legia mistrzów” pozostanie niezłą, sentymentalną lekturą dla fanów polskiej piłki lat 90. (a w szczególności kibiców Legii), ale raczej daleko jej do grona sportowych lektur, które koniecznie trzeba przeczytać.

CZYTAJ TAKŻE:

6 komentarzy:

  1. Zgadzam się w całej rozciągłości. Też byłem zawiedziony, bo doskonale pamiętam tamte czasy. Bylem nieco starszy od autora i chyba na więcej szczegółów zwracałem uwagę. Paradoksem jest fakt, że po odpadnięciu Legii w ćwierćfinale LM ich występ w Polsce został przyjęty bardziej jako porażka. Teraz taki wynik byłby czymś niewyobrażalnym.
    Słaba książka o bardzo ciekawym okresie w historii polskiej piłki nożnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałbym jednoznacznie, że słaba. Bardziej niewykorzystana pod względem potencjału, bo mogłaby być i obszerniejsza, i dogłębniejsza, i lepsza pod względem stylu. Jest średnia - można przeczytać, ale na dzisiejszym rynku jest mnóstwo pozycji, po które warto sięgnąć w pierwszej kolejności.

      Usuń
  2. Bardzo dużo osób teraz zastanawia się z jakiej firmy skorzysta. Ja każdej osobie powtarzam że bardzo dobrze będzie jak skorzysta z Ozonowanie .Ta firma naprawdę jest bardzo profesjonalna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pewny ze tym artykułem zainteresuje się każdy.

    OdpowiedzUsuń
  4. ramoneski damskie27 grudnia 2020 11:10

    Wczoraj trochę przypadkowo znalazłem sklep internetowy ramoneski damskie .W tym sklepie internetowym na pewno kupuje bardzo dużo dorosłych kobiet. Moja żona też kupuje w tym sklepie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy blog. Ciekawie ile osób na ten blog w ogóle wchodzi.

    OdpowiedzUsuń