Kilka miesięcy temu na rynku książek sportowych pojawił się nowy gracz.
Wydawnictwo Kopalnia, założone przez dwóch dziennikarzy sportowych – Marka Wawrzynowskiego
i Piotra Żelaznego, a także grafika Tomasza Rosłona, działa i rozwija się
bardzo prężnie. Do tej pory nakładem tej firmy ukazały się trzy piłkarskie
pozycje, które wydawcy z dumą prezentowali na Warszawskich Targach Książki. Podczas
tej imprezy udało mi się porozmawiać z jednym z właścicieli Kopalni, Piotrem
Żelaznym (na zdjęciu).
- Rozmawiamy podczas trzeciego dnia Warszawskich Targów Książki. Jakie
dotychczas były to targi dla Wydawnictwa Kopalnia?
Przede wszystkim liczyliśmy, że
będzie to dobry moment na pokazanie się szerszej publiczności. Jesteśmy bardzo
młodym wydawnictwem i zdajemy sobie sprawę, że jeszcze nie wszyscy o nas
słyszeli. Dzięki tym targom na pewno więcej osób miało okazję nas poznać i
zobaczyć, czym się zajmujemy. Oddźwięk jest na razie bardzo pozytywny – ludziom
podoba się dobór tytułów oraz wygląd książek, co jest dla nas bardzo ważne,
gdyż przykładamy dużą wagę do tego, jak prezentują się nasze publikacje.
Wiadomo, że najistotniejsza jest dla nas treść i jakość książek, ale
chcielibyśmy, żeby one także dobrze wyglądały. Cieszymy się, że ludzie to
dostrzegają i są świadomi, że staramy się dać im coś ekstra, nie tylko kolejny
bardzo podobny produkt.
- Większość osób, która odwiedziła Was podczas targów, przyszła po
jakąś konkretną książkę czy przeważali przypadkowi klienci zachęceni ciekawą
okładką lub plakatem?
Była duża grupa osób, które
wiedziały, po co przychodzą i wybrały się na targi z zamiarem odwiedzenia
naszego stoiska. To dla nas bardzo pozytywny sygnał, bo oznacza, że istniejemy
już w ich świadomości i to, co robimy w sieci, trafia do takich ludzi. Dzięki
temu wiedzą już, gdzie nas szukać i jakiego chcą produktu. Podczas tych trzech
dni zdarzali się również odwiedzający, których udało się zainteresować okładką
czy plakatem. Wczoraj miała miejsce bardzo fajna historia: W tłumie ludzi
przechadzała się kobieta. Przechodząc obok naszego stoiska, zatrzymała się na
chwilę i zaczęła przyglądać się jednej z wywieszonych ilustracji. Był to
rysunek z projektu „Kopalnia” autorstwa Dominika Cymera z Cyber Kids on Real.
Podszedłem i zapytałem, czy mogę w czymś pomóc, może poopowiadać o książkach.
Odparła, że nie trzeba, chciała tylko wiedzieć, czy ta ilustracja to coś o
Afryce. Zacząłem więc tłumaczyć, że to rysunek do tekstu o afrykańskiej piłce,
który znajduje się w „Kopalni”, że jesteśmy wydawnictwem piłkarskim i takie
właśnie książki wydajemy. Pokazałem jej naszą najnowszą publikację. Ona zaczęła
ją wertować i bardzo jej się spodobały zdjęcia, ilustracje, layout, wyimki na
całą stronę… Ostatecznie osoba, która w ogóle nie interesowała się futbolem,
pamiętająca tylko jeden mundial w 1982 roku, który oglądała jako dziecko,
kupiła tę książkę i to tylko dlatego, że spodobało jej się, w jaki sposób jest
zrobiona. Rozmawialiśmy potem jeszcze dobre pół godziny i skończyło się na tym,
że oprócz „Kopalni”, ta pani wzięła jeszcze „Futebol” dla, nie pamiętam już
dokładnie, męża, zięcia albo teścia. To był dla mnie piękny przykład tego, jak
futbol potrafi połączyć ludzi.
- To chyba duża zaleta takich targów, że można nie tylko wystawić swoje
książki i je sprzedać, ale także nawiązać bezpośrednie relacje z klientami,
choćby poświęcając chwilę na rozmowę?
Tak, to jest bardzo przyjemne
doświadczenie. Wczoraj przyszedł też do nas Piotr, 15- czy 16-letni adept
dziennikarstwa i chciał dowiedzieć się kilku rzeczy. Dyskutowaliśmy trochę o
mundialu – kto wygra, kto przegra, ale widać było, że chłopak jest również zainteresowany
branżą. Pytał nas, jak pisać, prosił o rady w kwestii tworzenia tekstów.
Wiadomo, że podczas takiego krótkiego spotkania nie mogliśmy mu wiele
przekazać, ale możliwość wymiany nawet kilku zdań to już dużo. Ten bezpośredni
kontakt z ludźmi to na pewno ogromna zaleta imprez takich jak Warszawskie Targi
Książki.
- Z tego co widziałem na twitterze, Wasze stoisku odwiedziło sporo osób
z branży dziennikarskiej. To wyraz zainteresowania środowiska tym, co robicie,
czy po prostu przyszli porozmawiać z Wami koledzy po fachu?
Działamy z Markiem (Markiem Wawrzynowskim, współzałożycielem Wydawnictwa Kopalnia – przyp. red.) w tej
branży ponad dekadę, więc znamy większość ludzi zajmujących się
dziennikarstwem. Cieszymy się, że te osoby nas odwiedziły, bo widać, że podoba
im się to, co robimy i chcą nas w ten sposób wesprzeć. To jest też fajne z
innego względu – jeśli odwiedza nas ktoś, kto napisał tekst do „Kopalni”, a w
tym samym czasie na stoisku zjawi się klient, od razu ma dodatkowego autora, z
którym może porozmawiać, który może złożyć mu podpis na książce. Te „branżowe” wizyty
też były dla nas bardzo miłe.
- O którą z trzech wydanych przez Was książek najczęściej pytają jak
dotąd klienci?
Na targach jak na razie
zdecydowaniem największym powodzeniem cieszy się „Kopalnia”. To dla nas
pozytywny sygnał, bo właśnie z tą książką mamy największe problemy
dystrybucyjne i najtrudniej jest ją kupić. „Tor!” i „Futebol” można znaleźć we
wszystkich większych księgarniach w kraju – w Matrasie czy w Empiku. Może nie
zawsze te książki znajdują się tam, gdzie chcielibyśmy, by się znajdowały,
czyli na głównej półce na wysokości oczu, ale generalnie nie ma problemów z ich
zakupem. Z „Kopalnią” tak nie jest, bo… nie. Tak wyszło. Fajnie więc, że ludzie
przychodzą na targi po naszą najnowszą publikację. Oprócz niej dużym
zainteresowaniem cieszy się też „Futebol”, bo jest odpowiedni moment na tę
właśnie pozycję. Za chwilę rozpoczną się mistrzostwa świata w Brazylii, a to
jest fenomenalna książka o tym kraju, więc czytelnicy chcą po nią sięgnąć.
- „Kopalnia” ostatecznie trafi też do ogólnopolskiej sprzedaży i dużych
księgarni czy będziecie się starali sprzedawać ją innymi kanałami dystrybucji?
Bardzo byśmy chcieli, żeby
„Kopalnia” trafiła do poważnych księgarni. Jak na razie wzięła ją sieć HDS,
więc książkę można znaleźć w kioskach Reley i Inmedio. Nie była to ogromna
transakcja, nie wzięli wielu sztuk, więc trudno mi powiedzieć, czy rzucą
wszystko do Bydgoszczy lub Torunia, czy może część będą sprzedawać w Warszawie,
część w Gdańsku, a pozostałe egzemplarze w Krakowie. Trzeba po prostu chodzić i
pytać, pokazać w ten sposób, że jest zainteresowanie. Z Empikiem chyba się
jednak nie uda. Mamy jeszcze pewne nadzieje, że „Kopalnia” trafi do tej sieci
przed mistrzostwami, ale nie jestem przekonany, czy tak się stanie. Najnowsze
wydawnictwo będziemy więc sprzedawać głównie przez naszą stronę internetową www.wydawnictwokopalnia.pl oraz
małe, stacjonarne księgarnie. Staramy się współpracować ze sklepami połączonymi
z kawiarniami, w których można spokojnie przejrzeć książkę przy kawie albo z
księgarniami, w których można znaleźć albumy o sztuce, modzie. W takie właśnie
miejsca uderzamy. Świetnie, że właścicielom tych księgarni imponuje to, w jaki
sposób wydana została „Kopalnia”, że podoba im się zaproponowany przez nas
sposób rozmawiania o futbolu, komunikowania się z kibicami.
- Ten proces dystrybucji książek to w
zasadzie jedyny etap wydawniczy, przy którym zdajecie się na innych.
Pozostałymi rzeczami zajmujecie się sami, w zasadzie od A do Z.
To prawda.
Tłumaczenia? Jedną książkę przetłumaczyłem ja, drugą przekładał nasz znajomy,
ale było tak, że dostaliśmy tłumaczenie, a później sami jeszcze mocno nad nim
pracowaliśmy. Redagowanie? Nie kto inny, jak my. Warto w tym miejscu dodać, że
w wydawnictwie jest nas trzech. Przyjęło się, że Kopalnia to firma Marka
Wawrzynowskiego i moja, ale trzecim współwłaścicielem i współzałożycielem jest
Tomek Rosłon, który odpowiada za całą stronę graficzną. To też jest więc kolejna
osoba od nas, która dba o oprawę wizualną tego wszystkiego. Sami robimy
marketing, osobiście zajmujemy się wysyłkami… Rzeczywiście jedynie dystrybucja
jest tym etapem, który nie zależy już tylko od nas. Na razie wszystko robimy
sami i tak zapewne będzie jeszcze przez jakiś czas.
- To pozwala Wam chyba zaoszczędzić i
funkcjonować na rynku, bo nie jesteście raczej wydawnictwem dla wszystkich?
Wasza firma, takie odnoszę wrażenie, ma trochę niszowy charakter.
Chcemy być dla
wszystkich. To nie jest tak, że założyliśmy sobie, że Kopalnia ma być
wydawnictwem hipstersko-niszowym i nie chcemy mainstreamowego kibica. Broń
Boże, w ogóle tak nie jest! Fakt, dobieramy pod siebie tytuły, chcemy, żeby
książki wyglądały tak, jak my byśmy sobie tego życzyli, ale to spotyka się z
pozytywnym odzewem i zwyczajnie podoba się ludziom. Absolutnie nie mówimy więc
o sobie jako o niszowym wydawnictwie, którego produkty przeznaczone są tylko
dla superspecjalistów, superfanatyków albo jakichś hipsterów piłkarskich.
Bardzo byśmy chcieli, żeby Kopalnia miała jak największy zasięg, mocno o to
walczymy i oby zakończyło się to powodzeniem. Fajnie byłoby, gdyby okazało się,
że jakość jest w cenie, że wysoką jakością można zdobywać rynek. To jest to, co
chciałbym podkreślić – w pierwszej kolejności zdecydowanie stawiamy na jakość.
Chcielibyśmy doprowadzić do takiej sytuacji, że jeśli ktoś usłyszy, iż Kopalnia
wydała nową książkę, absolutnie w ciemno będzie mógł ją kupić. Chcemy sprawić,
żeby taki czytelnik był przekonany, że będzie to superpozycja, która go
zainteresuje, z której dowie się czegoś nowego, która go rozbawi, wzruszy, a
także usatysfakcjonuje wizualnie. Chcielibyśmy, żeby było to pewnik.
- Zakładając to wydawnictwo chcieliście
wstrzelić się w rynkową lukę? Książki takie jak „Tor!” czy „Futebol”, mimo że w
oryginale wydane ponad dekadę temu, dotychczas nie doczekały się polskiego
wydania, choć można je zaliczyć do piłkarskich klasyków.
Raczej nie
myśleliśmy o tym w ten sposób, nie staraliśmy się wypełnić rynkowej niszy. Od
dawna twierdziliśmy, że świetnie byłoby założyć wydawnictwo, które wydaje fajne
książki. Być może gdyby te tytuły, które nas fascynują, były już na polskim
rynku, Kopalnia w ogóle by nie powstała. To nie było jednak tak, że usiedliśmy
pewnego dnia i stwierdziliśmy: „Słuchaj, są biografie, ale nie ma reportaży
piłkarskich, więc zajmijmy się ich wydawaniem”. Myśl o założeniu wydawnictwa
siedziała w nas od dłuższego czasu. Spójrzmy na to z innej strony: dobieramy
tytuły pod nas – zajmujemy się tylko tym, co sami chcielibyśmy przeczytać, nie
kierujemy się rynkowymi trendami. To na pewno nie było więc motywem powstania
wydawnictwa.
- Sukces książki „Wielki Widzew” Marka
Wawrzynowskiego miał jakiś wpływ na powstanie wydawnictwa czy pomysł na jego
założenie kiełkował już wcześniej?
Książka Marka
absolutnie miała na to wpływ. Ja zawsze nazywam „Wielki Widzew”, mimo że był
wydany pod innym szyldem (pozycja ukazała się nakładem Wydawnictwa QSB
założonego przez autora – przyp. red.) kamieniem węgielnym wydawnictwa
Kopalnia. Odzew, z jakim spotkał się Marek po premierze, był niesamowity. Ja
zresztą czuję się odrobinę współautorem tej książki. Zanim wyszła, czytałem ja
z pięć razy, więc znam ją niemal na pamięć. Toczyliśmy z Markiem straszne boje
o niektóre kwestie – część moich uwag zaakceptował, część odrzucił, ale to, co
trzeba podkreślić, to fenomenalna reporterska robota, którą wykonał. To jest
kapitalna książka i polecam ją każdemu. Drażni mnie, kiedy słyszę: „Ja jestem
kibicem Legii Warszawa i nie interesuje mnie Wielki Widzew” albo „Kibicuję
Lechowi Poznań i nie chcę czytać o Widzewie”. To największa bzdura, jaką
słyszałem. „Wielki Widzew”, jeszcze raz to podkreślę, to fenomenalna robota
reporterska o takich postaciach jak Boniek, Smolarek, Młynarczyk, Dziekanowski
czy Burzyński. To są legendy polskiej piłki! A wracając do pytania – książka
Marka miała ogromny wpływ na założenie Kopalni i, tak jak mówiłem, jest
kamieniem węgielnym, na którym budujemy, bo nie mogę powiedzieć, że już
zbudowaliśmy, wydawnictwo.
- Nasilenie działań marketingowych i
wydanie pierwszych książek zbiegło się w czasie ze zwolnieniem Was z „Przeglądu
Sportowego”. Był jakiś związek między jednym a drugim czy to zwykły przypadek?
Patrząc z
mojej perspektywy, był to przypadek. Nie wiem natomiast, jak wyglądało to ze
strony „Przeglądu Sportowego”. Wydawnictwo nigdy nie miało być konkurencją dla
tej gazety, nie powstawało z myślą, że nie chcemy już pisać w „Przeglądzie
Sportowym”, broń Boże. Cały czas chcę być obecny na rynku dziennikarskim, bo
uwielbiam tę robotę. Czasami mówię nawet, że ze zbitki „dziennikarstwo sportowe”
bliższe jest mi to pierwsze słowo. Mam więc nadzieję, że dalej będę istniał w
tej branży, ale wiem też, iż wciąż będę wydawał książki pod szyldem Kopalni.
Dla mnie to się w ogóle nie wyklucza. A że początki wydawnictwa zbiegły się w
czasie z naszym odejściem z „PS”? Nazwijmy to dziwnym zbiegiem okoliczności…
- Czyli obie te rzeczy – działanie w
wydawnictwie i pracę jako dziennikarz – można pogodzić?
Oczywiście. Marek
Wawrzynowski napisał książkę „Wielki Widzew”, wypromował ją i sprzedał jako
czołowy dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Nigdy nie było takiej sytuacji, że nie
był wyróżniającą się postacią w tej redakcji. Marek pracował nad książką, dbał
o jej promocję, jeździł na spotkania autorskie, a mimo wszystko cały czas był jednym
z najlepszych, jeśli nie najlepszym dziennikarzem „Przeglądu”, więc jedno i
drugie absolutnie się nie wyklucza.
- A z samej działalności wydawniczej można
w Polsce w ogóle się utrzymać?
To się okaże
(śmiech). Mamy oczywiście nadzieję, że tak, ale my nie robimy tego dla
pieniędzy. Jasne, fajnie byłoby kiedyś z tego żyć, ale na razie jest to
niemożliwe i zdajemy sobie z tego sprawę. Wiemy, że poza zajmowaniem się
wydawnictwem musimy robić jeszcze coś innego. Poza tym, nawet gdyby doszło do
takiej sytuacji, że mógłbym utrzymywać się z wydawania książek, dalej chciałbym
być dziennikarzem. Nie ma nic lepszego niż zrobić materiał z ciekawą osobą –
pojechać gdzieś, usiąść, porozmawiać, wydobyć coś, a później to opisać i
pokazać ludziom… To najpiękniejszy zawód świata.
- Wracając jeszcze do samej Kopalni i
Waszych planów na najbliższe miesiące, zapowiedzieliście już, że jesienią wydacie
autobiografię Vinniego Jonesa „It’s been emotional”. Z tego co słyszałem, nie
będzie to ostatnia tegoroczna premiera Waszego wydawnictwa.
Mamy nadzieję,
że nie. Mocno negocjujemy w tej chwili wydanie 2-3 zagranicznych pozycji. W
przypadku dwóch z nich rozmowy są bardzo zaawansowane, ale nie chciałbym
zdradzać tytułów.
- Może chociaż zdradzisz, o jakim futbolu tym
razem będą to książki?
Powiedzmy,
że będzie coś o pomarańczowym futbolu. To z zagranicznych publikacji, bo chcemy
też mocniej wejść w nasz rynek, wydawać więcej polskich książek. No i wszyscy
trzej z Markiem i Tomkiem bardzo chcielibyśmy zrobić drugą „Kopalnię”.
Podsumowując, chciałbym, żeby w tym roku wyszedł jeszcze jeden taki projekt,
dwie zagraniczne pozycje, a na Święta Bożego Narodzenia być może uda nam się
wydać coś polskiego. Życzyłbym sobie, żeby tak właśnie się stało, ale jak będzie
w rzeczywistości – zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz