Strony

piątek, 6 grudnia 2013

"Lubię atmosferę czytelni" - wywiad z Janem Goksińskim

W październiku ubiegłego roku na rynku ukazała się pierwsza książka Jana Goksińskiego - jednego z "domowych" dokumentalistów rodzimego futbolu. Tom zatytułowany "Klubowa historia polskiej piłki nożnej do 1939 roku" był zapowiedzią dłuższej serii, która swojej kontynuacji doczekała się przed kilkunastoma dniami. Właśnie wtedy do sprzedaży trafiły dwa następne tomy napisane i wydane przez tego autora. O ich powstawaniu Goksiński opowiedział w wywiadzie dla bloga, zapraszam do lektury.

- Trzy wydane przez Pana pozycje liczą łącznie ponad 1300 stron. Rozumiem, że prace nad nimi zaczęły się dużo, dużo wcześniej?

Statystyką piłkarską interesuje się od zawsze, przez ostatnie kilkadziesiąt lat zgromadziłem na ten temat olbrzymią ilość materiału. Oczywiście robiłem to hobbystycznie, natomiast pomysł napisania książki zrodził się jakieś pięć lat temu. Wówczas zacząłem tworzyć książkę na podstawie części z moich materiałów, ale praca szła powoli - bywały miesiące, w których nic nie napisałem. Intensywne pisanie zacząłem z początkiem 2012 roku.

- Co było impulsem do opisania klubowej historii polskiej piłki nożnej?

Impulsów było kilka. Najważniejszym z nich było przeświadczenie, że posiadam już wystarczająco dużo materiałów, by zmierzyć się z tematem. Chciałem, aby trafiły one w końcu na forum publiczne. Motywowała mnie także chęć zmierzenia się z tematami dziewiczymi, np. rozgrywkami w okręgu wołyńskim, poleskim czy kieleckim, podziałem klubów na branże, analizą frekwencji, itp. Liczę na to, że inni pociągną i uzupełnią te tematy.

- Z jakimi opiniami na temat pierwszego tomu spotkał się Pan do tej pory?

Ogólnie oceny są pozytywne. Większość wyraża uznanie dla ogromu pracy, jaką włożyłem w stworzenie tej książki. Oczywiście są też uwagi polemiczne, głównie dotyczące drobnych błędów w tabelach, ale zazwyczaj są one zgłaszane z przyjazną życzliwością.

- Skąd tak szybko, po zaledwie roku, pojawiło się drugie wydanie pańskiej premierowej pozycji? Czytelnicy wskazali na błędy czy książka została uzupełniona nowymi informacjami?

Drugie wydanie tomu I pojawiło się dlatego, że sprzedałem cały pierwszy nakład z października 2012 roku. Przed zamówieniem dodruku postanowiłem uwzględnić uwagi, które otrzymałem od czytelników oraz wykorzystać nowe informacje, do których dotarłem w ciągu ostatniego roku. Poprawek jest niewiele, około dwudziestu, głównie w tabelach klasy A i to raczej w ich dolnych rejonach.

- Przeglądając pańskie dzieła, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że praca nad nimi musiała być bardzo żmudna i ciężka. Tak rzeczywiście to wyglądało? To były przede wszystkim godziny spędzone w archiwach i bibliotekach?

Aby napisać taką książkę, przede wszystkim trzeba być pasjonatem. Wówczas grzebanie w przedwojennych gazetach, książkach historycznych ma swój urok. Poza tym ja lubię atmosferę czytelni, stąd mojej pracy nie mogę nazwać żmudną i ciężką.

- W książkach wśród autorów figuruje wyłącznie Pana nazwisko. Opracowaniem kolejnych pozycji zajmuje się Pan sam, czy ktoś w tym Panu pomagał?

W pewnym sensie pomagali mi wszyscy ci, którzy przede mną pisali o klubowej piłce nożnej. Z ich dorobku korzystałem i liczę na to, że teraz ktoś skorzysta z mojego, dokładając coś od siebie i dzięki temu nasza wiedza na temat klubowej piłki nożnej powiększy się.

- Ciekawym aspektem pańskich książek jest mocne skupienie się na meczowej frekwencji. Skąd pomysł na to, żeby tymi danymi zainteresować się w szczególnym stopniu? Zwykle autorzy nie poświęcają im tak dużo uwagi.

Nie byłem piłkarzem (no, przynajmniej profesjonalnym), nie byłem trenerem, działaczem, ani sędzią, natomiast byłem i jestem kibicem, stąd ten punkt widzenia jest mi szczególnie bliski. Moim zdaniem kibice są najistotniejszym składnikiem tworzącym magię futbolu, dlatego też tak wiele miejsca w swoich książkach poświęcam zagadnieniu frekwencji.

- Informacjom zawartym w książce nie są przyporządkowane konkretne przypisy - na jej końcu znajduje się ogólna bibliografia. Nie obawiał się Pan, że uniemożliwi to czytelnikom możliwość weryfikacji faktów, o których Pan pisze?

Moje książki nie są pracami naukowymi, są co najwyżej popularnonaukowe. Staram się w nich ująć pewne prawidłowości, tendencje, nie włączam się w spory szczegółowe, gdzie porównywanie dwóch czy trzech źródeł ma sens. Gdy jakieś zagadnienia są dyskusyjne, np. daty powstania klubów, przyjmuje opinię, która najbardziej do mnie przemawia.

- Niedawno książkę o rozgrywkach piłkarskich z 1919 r. wydał Paweł Gaszyński. Słyszał Pan o tej pozycji? Mógłby Pan coś o niej powiedzieć?

Książka Pawła Gaszyńskiego jest cenną inicjatywą i bardzo ułatwiłaby pisanie mojej, gdyby ukazała się nieco wcześniej. Marzy mi się umieszczona w internecie baza danych na temat polskiej piłki nożnej, coś na zasadzie Wikipedii. Pewnie kiedyś coś takiego powstanie.

- Gaszyński w serii "Zanim powstała liga" każdy wynik popiera przypisem odnoszącym się do konkretnego źródła. To chyba dobry zabieg, który uniemożliwia czytelnikom podważanie zawartych tam informacji bez udania się do biblioteki i sprawdzenia źródła?

Na szczęście sam decyduje o tym, co i jak piszę. Doceniam pracę Pawła Gaszyńskiego, ale nie leży w mojej naturze zbytnia szczegółowość. Jak już mówiłem, moim żywiołem jest synteza, znajdowanie pewnych prawidłowości, trendów, tendencji, związków przyczynowo-skutkowych. Przy pisaniu moich książek korzystałem z około 200-300 innych książek i kilkudziesięciu gazet sportowych, ogólnopolskich oraz lokalnych. Gdybym umieszczał przypisy, pewnie byłoby ich z tysiąc, przez co książką dwukrotnie zwiększyłaby liczbę swoich stron.

- W swoich książkach dokonał Pan oceny poziomu sportowego poszczególnych okręgów. Do najsilniejszych zaliczył Pan sześć z nich, co miało później przełożenie na pozycje w rankingu przyznawane poszczególnym klubom. Jakie były kryteria podziału okręgów i wyboru tych najsilniejszych?

Podział okręgów odpowiadał przedwojennym województwom i pokrywał się z granicami okręgowych związków piłki nożnej. Województwa stopniowo powoływały swoje okręgi. Do wybuchu II wojny światowej, nie udało się to tylko dwóm województwom: tarnopolskiemu i nowogródzkiemu. W mojej książce sklasyfikowałem kluby według miejsc zajmowanych przez nie w kolejnych sezonach. Każdemu miejscu przyporządkowałem ilość punktów i stąd klasyfikacja województw, klubów, itp.

- Nie obawiał się Pan, że wprowadzenie własnych klasyfikacji może spowodować różne reakcje odbiorców? Trudno chyba w pełni obiektywnie podzielić okręgi, a następnie przypisać konkretne miejsce w historii danemu klubowi?

Kryteria klasyfikacji klubów i przydzielenia im punktów są dokładnie opisane we wstępie. Oczywiście można polemizować z metodologią, jaką przyjąłem, aczkolwiek nikt z moich czytelników nie przesyłał negatywnych opinii na ten temat. Należy pamiętać, że jest to moja autorska metoda i dzięki niej mogłem uchwycić pewne tendencje: wzrost lub spadek znaczenia poszczególnych regionów, branż, co wydaje mi się cenne i interesujące.

- W bibliografii pańskich dzieł znalazły się pozycje książkowe oraz czasopisma i gazety. Z którego rodzaju źródeł korzystał Pan częściej, które są Pana zdaniem bardziej wiarygodne? Starał się Pan weryfikować informacje zawarte na przykład w Encyklopedii Fuji?

Przede wszystkim oparłem się w swoim pisaniu na gazetach sportowych oraz lokalnych. Potem weryfikowałem i uzupełniałem „gazetowe” dane innym, w tym informacjami z Encyklopedii Fuji, która dla każdego, kto pisze książki sportowe, jest nieocenionym źródłem wiedzy. Wydaje mi się, że choć poziom polskiego piłkarstwa jest słaby, to pod względem statystyki piłkarskiej jesteśmy w czołówce, co jest w dużej mierze zasługą Pana Gowarzewskiego.

- A czy zdarzały się jakieś sprzeczne informacje pochodzące z dwóch lub więcej źródeł? Jak w takim momencie dokonać wyboru właściwej?

W takich przypadkach zazwyczaj bardziej wiarygodne są nowsze opracowania, bo nasza wiedza wciąż się zwiększa.

- W bibliografii oprócz "Przeglądu Sportowego" nie znajdziemy konkretnych tytułów innych gazety. Jaka była ogólna liczba pozycji prasowych, do których Pan dotarł?

Było to około 30 różnych tytułów, głównie gazety lokalne, bo w „Przeglądzie” i innych ogólnopolskich sportowych gazetach o rozgrywkach klasy A nie było zbyt wiele. 

- Oprócz działalności wydawniczej prowadzi Pan także portal goxo.pl. Ma on stanowić miejsce w sieci, w którym będzie można znaleźć informacje na temat historii polskiego futbolu?

Owszem miałem i mam plany rozbudować portal goxo.pl. ale obecnie moim priorytetem jest pisanie kolejnych książek, a portal głównie służy ich promocji. Być może kiedyś to się zmieni. Materiałów, które mógłbym umieścić na portalu mam dużo, ale wszystko wymaga czasu. Poza tym moja wiedza informatyczna jest ograniczona i póki co nie zamierzam jej zwiększać.

- W planach ma Pan już kolejne publikacje, które mają się ukazać w 2014 roku. Będą się one różnić czymś w swojej formie od dotychczas wydanych książek?

Tom IV klubowej historii polskiej piłki nożnej powstanie na pewno. Będzie obejmować lata 1970-1995, a więc okres, w którym pasjonowałem się piłką, z którego mam olbrzymią ilość materiałów, w tym komplet tabel. Ta książka pisze się sama, problemem będzie zawarcie jej w 500 stronach, więc muszę się ograniczać.

- A czy po zakończeniu prac nad dziejami polskiej piłki klubowej ma Pan już jakiś temat, którym chciałby zająć się w dalszej kolejności?

Mam sporo pomysłów i olbrzymią ilość materiałów. Na pierwszy rzut miała pójść książka na temat frekwencji na meczach piłkarskich w latach 1946-2014. Zamierzałem też opisać frekwencję na meczach hokeja, boksu, żużla, siatkówki, koszyków, piłki ręcznej. Zastanawiam się jednak nad poczytnością takiego opracowania, na ile jest to interesujące dla szerszego grona czytelników. Zastanawiam się też nad formą tej książki, jak i następnych. Może niektóre powinny się ukazywać jako e-booki?

- Na zakończenie jeszcze pytanie dotyczące pańskiego nazwiska, które widnieje na książkach. Doszły mnie słuchy, że jest to pseudonim.

Tak rzeczywiście jest. Pracuję na etacie w korporacji i nie byłoby dobrze przyjęte, gdyby się okazało, że po godzinach, zamiast zastanawiać się nad strategią firmy, poświęcam się swoim pasjom. Stąd też pseudonim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz