Strony

piątek, 8 listopada 2013

To nie jest lektura dla grzecznych chłopców

21 miesięcy pozbawienia wolności i 10-letni zakaz stadionowy. Taką karę w 1989 r. otrzymał Mickey Francis – przywódca grupy chuliganów Manchesteru City, zwanej „Guvnors”. Kilka lat po opuszczeniu więzienia postanowił wydać książkę, w której napisał o swojej kibicowskiej przeszłości. Pozycja zatytułowana „Guvnors” przed miesiącem ukazała się w polskiej wersji językowej.

Na rynek wypuściło ją Wydawnictwo ASM z Wejherowa, które od lat specjalizuje się w wydawaniu w Polsce książek angielskich chuliganów. – Pozycję „Guvnors” wybrałem dlatego, że oprócz wspomnień autora-chuligana, szeroko opisuje także pozastadionowe życie Mickey’a Francisa – tłumaczył w wywiadzie dla bloga założyciel wydawnictwa i jednocześnie tłumacz książek, Krzysztof Gosz. Rzeczywiście, tym, co odróżnia najnowszą propozycję ASM od poprzednich dzieł, jest przede wszystkim duża liczba fragmentów, dzięki którym czytelnik ma okazję poznać autora od prywatnej strony.

Francis swoją opowieść rozpoczyna od opisu procesu, który skończył się dla niego odsiadką w więzieniu. We wstępie nie zdradza jednak jego zakończenia, pozostawiając czytelnika w niepewności. Urywa opowiadaną historię w momencie, kiedy sędzia ma ogłosić wyrok. Następnie autor pisze ogólnie o swojej chuligańskiej przeszłości, podkreślając, że po latach wcale nie żałuje tego, co robił. Twierdzi, że bił się tylko z tymi, którzy chcieli tego samego, co on i jego koledzy. Tym czymś była chęć sprawdzenia się w walce wręcz, motywowana zamiłowaniem do przemocy. Podobne wyznania usłyszeć można wprawdzie z ust właściwie każdego byłego chuligana, ale Francis nie stara się przy tym szukać usprawiedliwienia dla tego, co robił. Pisze wprost, że był bandytą, zastanawiając się jednocześnie, co by się stało z jego życiem, gdyby nie wybrał takiej właśnie drogi. „Byłbym bardzo bogaty, albo od dawno martwy”, konkluduje.

Po krótkim wstępie, Francis, który przy pisaniu książki korzystał z pomocy dziennikarza Petera Walsh’a, opisuje swoje dzieciństwo. To właśnie ta część pozycji „Guvnors”, która wyróżnia ją na tle pozostałych opowieści chuliganów. Tacy ludzie przeważnie niechętnie dzielili się w książkach swoim życiem prywatnym, skupiając się przede wszystkim na okołomeczowych wydarzeniach – bójkach z innymi chuliganami, starciach z policją czy wyjazdach na mecze ulubionej drużyny. Mickey Francis nie pomija jednak opisu lat swojej młodości, gdyż w znacznej mierze uwarunkowały one jego późniejsze życie. Autor wychował się bowiem w Moss Side – jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic w Europie. Jego ojciec przyjechał na Wyspy Brytyjskie z Jamajki, w Anglii znalazł pracę jako spawacz i właśnie tam poznał Dorothy Hughes, z którą później się ożenił. Owocem tego związku byli trzej synowie – Donald, Mickey i Chris. Każdy z trzech braci został chuliganem, ale czy mogło być inaczej, skoro wychowywali się w jednej z najgorszych dzielnic Manchesteru, a ich ojciec stosował wobec nich przemoc, będąc „jednym z największych zabijaków w całym Moss Side”? Wydaje się, że nie.

Na opis swojego dzieciństwa Mickey Francis poświęca jeden rozdział. Później płynnie przechodzi już do tego, jak w wieku 15 lat zaczęła się jego przygoda z chuliganką. Na kolejnych stronach czytelnik może zapoznać się więc z wieloma opowieściami o bójkach z kibicami innych zespołów, o wyjazdach na mecze i zasadzaniu się na „wrogie” ekipy, kiedy Manchester City rozgrywał spotkania u siebie. Każdy, kto sięgnął po choć jedną książkę napisaną przez angielskiego chuligana, wie już, czego może spodziewać się po większej części „Guvnorsów”. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu kilku podobnych pozycji, to, czego dowiedziałem się z książki Francisa, nie było dla mnie niczym nowym ani odkrywczym. Obraz chuligańskich bitw, widziany z perspektywy fanów różnych brytyjskich zespołów, zawsze wygląda podobnie. Raz autor książki wraz ze swoją grupą goni przeciwników, raz oni przeganiają ekipę Francisa. W pozycji „Guvnors” znaleźć można kilka ciekawych historii, parę przerażających momentów i kilka zabawnych sytuacji. Gdybym jednak miał wybierać autora, którego umiejętności opowiadania były najlepsze, postawiłbym na Martina Kinga. Chuliganowi Chelsea Londyn kultowa już pozycja „Hoolifan” udała się najbardziej – dużo ironii, ciekawe spostrzeżenia, wciągające opowieści. Pierwsza z pozycji, którą wydało w Polsce Wydawnictwo ASM, była zdecydowanie najlepsza. Nic więc dziwnego, że kolejne są ciągle do niej porównywane i, jak na razie, wypadają nieco słabiej. Nie inaczej jest z pozycją "Guvnors".

Niewątpliwym atutem najnowszej książki o angielskich chuliganach jest jednak właśnie wspomniany opis pozastadionowego życia Mickey’a Francisa. Autor nie tylko wspomina o swoim dzieciństwie, ale pisze także o tym, co w jego życiu działo się w trakcie procesu, w więzieniu, a także już po jego opuszczeniu. Lider „Guvnorsów” przedstawia dokładnie to, jak wyglądał proces sądowy i wskazuje na działania operacyjne policji, które doprowadziły do aresztowania członków jego grupy. Pisze, że było to możliwe dzięki filmowaniu przez śledczych bójek pomiędzy chuliganami, a także inwigilowaniu ich środowiska. Francis przyznaje, że, podobnie jak jego koledzy, stracił czujność i nie dziwiło go chociażby to, że policja nie przerywała już tak często ich starć, chcąc zebrać jak najwięcej materiału dowodowego. Fragmenty opisujące te wydarzenia są chyba w całej książce najciekawsze, podobnie jak opis pobytu w więzieniu, czy ochroniarskiej działalności autora po odbyciu kary. Przyczyną tego był z pewnością fakt, że „Guvnors” i „Young Guvnors” (młodsza grupa chuliganów Manchestetu City) były w zasadzie jedynymi grupami w Wielkiej Brytanii, których członkowie zostali za chuligańską i przestępczą działalność (podobnie jak inni chuligani, członkowie „Guvnors” często dopuszczali się włamań i kradzieży) skazani na odsiadkę. Ten właśnie fakt sprawia, że historia Mickey’a Francisa jest inna od opowieści pozostałych chuliganów, przez co książka zyskuje na oryginalności.

Podsumowując, „Guvnors” to pozycja skierowana przede wszystkim do kibiców lubiących klimaty angielskiej chuliganki lat 70. i 80. Kto choć raz sięgnął po którąś z pozycji Wydawnictwa ASM, wie, czego może spodziewać się po książce Mickey’a Francisa i Petera Walsh’a. Największym atutem dzieła lidera chuliganów Manchesteru City są wprawdzie fragmenty poświęcone jego pozstadionowemu życiu, ale nie ma wątpliwości, że książka przypadnie do gustu także entuzjastom literatury stadionowej. Pozycję Francisa śmiało można też polecić pozostałym kibicom, którzy chcieliby poznać tok myślenia chuligana i zrozumieć jego zamiłowanie do bójek i starć z fanami innych zespołów. Książka może zresztą zainteresować każdego, kto oczywiście nie brzydzi się przemocą, gdyż „Guvnors” zdecydowanie nie jest lekturą dla grzecznych chłopców.

3 komentarze:

  1. Nie czytałem "Guvnors" ale kupiłem już kilka lat temu "Hoolifan" Kinga. W UK rynek książek "chuligańskich" jest bardzo duży i praktycznie każda większa (zresztą nie tylko większa) drużyna ma kibica który "napisał" swoje wspomnienia. Książki te są zwykle pisane według schematu: trochę dzieciństwa, wkręcenie się w piłkę, bójki, picie, bójki, picie... ale taki ich urok. Lektury typowo do przeczytania na szybko w ramach relaksu. Mnie "Hoolifan" bardzo się podobał i świetnie się bawiłem czytając ją. Zresztą King napisał też inne książki. Nie wszystkie niestety przetłumaczone na język polski. Całkiem udana jest jego książka "A boy`s story"opisująca czasy kiedy autor wchodził w subkulturę skinheadów. Książkę tę miałem okazję czytać po angielsku i jest warta polecenia tym, którzy po lekturze "Hoolifana" czy "Niesfornych lat 90." mają chęć na więcej typowo rozrabiackich wspomnień pana Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki Martinów Kinga i Knighta to już klasyki. Podobały mi się najbardziej z tych wszystkich chuligańskich lektur. Jest też sporo polskich odpowiedników, choćby "Pamiętnik kibica" i "Liga chuliganów" Romana Zielińskiego (Śląsk Wrocław) czy "Nasza historia staje się legendą" Jana Galernickiego (ŁKS Łódź).

      Usuń