Strony

poniedziałek, 4 listopada 2013

"Staram się nie zanudzać czytelników" - wywiad z Krzysztofem Goszem, założycielem Wydawnictwa ASM

Od dziecka jest kibicem Gryfa Wejherowo. Od ponad 10 lat jeździ też na mecze gdyńskiej Arki. Twierdzi, że piłką nożna interesuje się właściwie od zawsze. Choć jest absolwentem socjologii, a jego praca magisterska dotyczyła polskich kibiców piłkarskich, postanowił po godzinach stałej pracy zająć się tłumaczeniem i wydawaniem w naszym kraju książek pisanych przez brytyjskich chuliganów. Zapraszam na wywiad z założycielem Wydawnictwa ASM – 32-letnim Krzysztofem Goszem, dzięki któremu polscy kibice mogą zapoznać się z pozycjami takimi jak "Hoolifan" czy "Hooligans. Historia angielskiej armii chuliganów".

- Łatwo jest być tłumaczem i wydawcą w jednej osobie?

Na pewno jest to bardzo ciekawe i satysfakcjonujące zajęcie. A czy łatwe? Powiedziałbym raczej, że pracochłonne.

- Skąd pomysł na to, żeby wydawać w Polsce książki o angielskich chuliganach?

Zaczęło się od tego, że przypadkiem wpadła mi w ręce książka „Guvnors”. Potem dotarłem do kilku kolejnych tytułów i okazało się, że w Anglii rynek tzw. literatury stadionowej jest olbrzymi. U nas, od czasu „Ligi chuliganów”, nie ukazało się nic godnego uwagi, tylko nudne, teoretyczne wywody na temat chuliganów. Postanowiłem wypełnić tę lukę.

- Jak doszło do powstania Wydawnictwa ASM i co oznacza ten skrót? W internecie nie można znaleźć zbyt wielu informacji na temat pańskiej firmy.

Zakładając działalność nie myślałem o wydawaniu książek. Tego wymagał ode mnie mój pracodawca. Dopiero z czasem pojawiły się książki. A sama nazwa – to nic poważnego, a wręcz przeciwnie. Rejestrując firmę, wymarzyłem sobie, że dzięki niej zarobię na wyjazd na mecz AS Monaco – w skrócie ASM. Dlaczego akurat Monaco? Bo jest tam drogo i aby tam pojechać, muszę dużo zarobić. Ot i cała tajemnica.

- ASM to jednoosobowe wydawnictwo czy pracuje w nim kilka osób?

Firma jest jednoosobowa, ale przy wydawaniu książek korzystam z pomocy innych firm – grafików, drukarni.

- Pierwsza z książek wydanych przez Pana w Polsce to pozycja "Hoolifan" (2008 r.) Martinów Kinga i Knighta. To książka, która cieszy się dotychczas największym zainteresowaniem czytelników?

Tak, rozeszła się w największym nakładzie, zrobiliśmy też dodruk. Niestety, na stanie mamy jeszcze tylko kilka sztuk, więc w tym roku definitywnie zakończymy sprzedaż „Hoolifana”.

- To także książka, która zebrała najwięcej pochlebnych recenzji?

Chyba tak. Kolejne książki były często porównywane do „Hoolifana” i zawsze czegoś im brakowało.

- Kolejne wydane przez Pana pozycje to "Congratulations. You have just met the I.C.F." (2009 r.) i "The Naughty nineties. Niesforne lata 90." (2010 r.). Trzy pierwsze książki ukazały się nakładem Wydawnictwa Trolsen Communicate!, które, jak udało mi się dowiedzieć, jest niemieckim wydawnictwem. Kolejne publikacje o angielskich kibicach ukazywały się już pod szyldem ASM. Skąd ta zmiana?

Odpowiadając na to pytanie, wrócę do początku. Gdy postanowiłem wziąć udział w wydaniu polskojęzycznej wersji książki o angielskich chuliganach, zwróciłem się z tym pomysłem do kilku, może nawet kilkunastu polskich wydawnictw. Żadne z nich nie było jednak zainteresowane, więc mój zapał trochę opadł. Odłożyłem pomysł na półkę, a po jakimś czasie dostałem zaproszenie do Cottbus na spotkanie dotyczące polskich i niemieckich kibiców. Wsiadłem do pociągu i pojechałem, a na miejscu spotkałem Marcina, który pracuje z kibicami Hamburgera SV. Polak, mieszkający od lat w Niemczech. Napomknąłem mu coś o moim pomyśle i okazało się, że zna faceta, który wydaje takie książki w Niemczech. Skontaktował nas ze sobą i zaczęliśmy współpracować. Po wspólnym wydaniu trzech książek doszedłem do wniosku, że sam sobie poradzę i już samodzielnie zrobiłem trzy kolejne książki. Z tego też powodu działam w oparciu o dwie strony: sektorgosci.com oraz hooligans.com.pl.

- Właśnie na rynek trafia kolejna pozycja ASM. Tym razem jest to książka o kibicach Manchesteru City, która nosi tytuł "Guvnors. Relacja z pierwszej linii chuligańskiego frontu". Mógłby Pan krótko przybliżyć, o czym traktuje pozycja Mickey'a Francisa i Petera Walsha i kim są autorzy?

Mickey Francis jest kibicem Manchesteru City, Peter Walsh to dziennikarz, którego zadaniem było spisanie wspomnień Mickey’a. „Guvnors” wykracza poza same stadionowe opowieści. Poznajemy całą historię życia Mickey’a Francisa, począwszy od dorastania w biednej dzielnicy Manchesteru, poprzez pracę w ochronie nocnych klubów, aż po odsiadki autora w zakładach karnych. Mocną stroną książki jest to, że w ciekawy i pozbawiony niepotrzebnych emocji sposób opisuje ponurą stronę życia w Anglii lat 70. i 80.

- Czym kieruje się Pan zatem przy wyborze książek, które następnie ukazują się w Polsce?

Zależy mi na tym, aby książki nie nudziły czytelników. Przejrzałem mnóstwo różnych pozycji i niestety większość jest do siebie bardzo podobna. Z każdą kolejną pozycją staram się jednak wprowadzać coś nowego – „Władcy stadionów” to wywiady z liderami bojówek, „Hooligans” – relacje z wyjazdów zagranicznych, „Hoolifan” i „Niesforne lata 90.” napisane są w zupełnie innym stylu niż „ICF”… „Guvnors” wybrałem natomiast dlatego, że oprócz wspomnień autora chuligana, szeroko opisuje także pozastadionowe życie Mickey’a Francisa.

- Jest Pan właściwie jedynym człowiekiem w naszym kraju, który decyduje się tłumaczyć i wydawać pozycje pisane przez zagranicznych chuliganów. Jak Pan myśli, dlaczego inne wydawnictwa nie interesują się tą tematyką?

Prawdopodobnie uznały, że temat jest niszowy. Moim zdaniem nie miały racji – skoro ja, prowadząc tak naprawdę działalność garażową, sprzedałem ładnych kilka tysięcy książek przy minimalnych nakładach promocyjnych, profesjonalne wydawnictwo mogłoby na takich książkach świetnie zarobić.

- Orientuje się Pan, kim są osoby kupujące książki wydawane przez ASM? To przede wszystkim kibice?

Głównie kibice, ewentualnie osoby – najczęściej kobiety – szukające prezentu dla swojego partnera lub kolegi, który jest kibicem.

- Na książki kibicowskie jest w ogóle u nas popyt? Większości społeczeństwa wydaje się pewnie, że kibice piłkarscy to grupa społeczna, która z literaturą niezbyt często ma do czynienia.

Taka jest niestety opinia o kibicach. Gdy na rynku pojawi się więcej książek dla kibiców, może ten stan rzeczy ulegnie zmianie? Chociaż z drugiej strony – przecież ta większość społeczeństwa też czyta tragicznie mało książek. A kibice co tydzień czytają przynajmniej relacje z weekendowych wydarzeń stadionowych…

- Uważa Pan, że literatura kibicowska w naszym kraju jest uboga?

Jest bardzo uboga. Myślę, że w najbliższych latach luka ta zostanie wypełniona i doczekamy się kilku kolejnych książek o polskich kibicach.

- Począwszy od 2008 roku, mniej więcej co 12 miesięcy na rynku pojawia się nowa publikacja o angielskich kibicach. Taki był plan, żeby w każdym roku wydawać jedną książkę?

Niezupełnie. Roczne odstępy pomiędzy wydawaniem kolejnych tytułów wynikają z czasochłonności procesu przygotowania książki. Jednak myślę, że takie roczne odstępy są idealne i pozwalają czytelnikom zatęsknić za angielskimi chuliganami.

- Wielokrotnie w przypadku polskich wydań zagranicznych książek podstawowym problemem jest kiepskie tłumaczenie. Mam jednak wrażenie, że nie dotyczy ono pozycji tłumaczonych przez Pana. Gdzie leży tajemnica sukcesu dobrego przekładu?

Założyłem sobie, że język tłumaczenia nie będzie ani wulgarny, ani zbyt kulturalny. Na pewno pomogło mi to, że od wielu lat śledzę to, co dzieje się w środowisku, czytam relacje, sam chodzę na mecze.

- Co jeszcze powinien robić tłumacz, aby właściwie przekładać książki?

Rolą tłumacza jest nie tylko przełożenie tego, co chciał przekazać autor książki. Tłumacz musi zrozumieć to, co autor miał na myśli. W moim przypadku ciekawe było zwłaszcza tłumaczenie książek Martina Kinga, w których jest sporo ironii i niejednoznacznych żartów. Trochę musiałem się nakombinować, aby te żarty były zrozumiałe także dla polskiego czytelnika.

- Co jest więc najtrudniejsze w pracy tłumacza?

Moim zdaniem właśnie zrozumienie i umiejętne przełożenie intencji autora. Gdy pojawiają się różnice kulturowe oraz nawiązania do przeszłych sytuacji, znanych tylko w określonym kręgu, zadanie to wcale nie jest łatwe.

- Mam wrażenie, że najgorzej wypadają książki tłumaczone przez ludzi, którzy nie są zbyt dobrze zorientowani w tematyce przekładanych pozycji. Fachowa wiedza jest konieczna, żeby dobrze tłumaczyć książki czy wystarczą umiejętności językowe stojące na wysokim poziomie?

Kluczowe jest zrozumienie tematu, po którym się poruszamy, same umiejętności językowe nie wystarczą. W książkach o chuliganach pojawia się mnóstwo specyficznych sformułowań, odnoszących się wyłącznie do świata kibiców. Przez osobę z zewnątrz zwroty te mogłyby zostać odczytane zupełnie inaczej, niż życzyłby sobie tego autor…

- Przejdźmy teraz do najbliższych planów Pańskiego wydawnictwa. Na stronie www.sektorgosci.com w zakładce "Plany wydawnicze" można znaleźć informacje o trzech planowanych książkach, z których dwie już się w Polsce pojawiły. Trzecia, czyli "Celtic Soccer Crew" John'a O`Kane'a ma szansę stać się kolejną pozycją, którą wyda ASM?

Nie zanosi się na to. Ta książka nie otrzymała w ankiecie zbyt wielu głosów, zresztą Celtic był w Polsce modny, gdy grał tam Żurawski czy Boruc, ale po ich odejściu – moda przeminęła. To samo dotyczy szkockiej piłki w ogóle – raczej nie ma w Polsce zbyt wielu fanów.

- Czy w planach ma Pan już zatem inne książki, które chciałby przetłumaczyć i wydać w Polsce?

Po wydaniu każdej kolejnej książki czekam na opinię czytelników, a dopiero potem zastanawiam się, co dalej. Teraz zrobię tak samo, chociaż po głowie coś już mi chodzi…

- Na stronie księgarni można znaleźć informację o planowanej książce o polskich kibicach, której autorem ma być dziennikarz sportowy. Pozycja ta miała ukazać się już w ubiegłym roku, jednak z tego co wiem, nie doszło do tego. Mógłby zdradzić Pan nieco szczegółów na temat tej publikacji i określić, kiedy powinna trafić na rynek?

Wydanie książki o polskich kibicach było naturalnym kierunkiem rozwoju naszej firmy. Zaczęliśmy więc szukać osoby, która podjęłaby się tego zadania. Zgłosiło się kilka osób, wybraliśmy jedną i – jak się okazało – to był zły wybór. Nasz autor wziął zaliczkę, przesuwał terminy przekazania wstępnego materiału, a potem zniknął. Nie mieliśmy żadnych wymagań, co do treści książki. Daliśmy autorowi wolną rękę.

- Może Pan zdradzić, kim był ten dziennikarz?


Nie będę skarżył. Chłopak wydawał się poważny, ale niestety było to tylko wrażenie.

- Rozumiem, że w związku z tym wydawnictwo wstrzymuje się na razie z wydaniem tej pozycji?

Póki co nie mam jej w planie. Temat jest bardzo śliski – w grę wchodzi polityka, konflikty międzyklubowe. Czego by się na napisało, i tak komuś się to nie spodoba. Szkoda nerwów…

1 komentarz: