Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zbigniew boniek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zbigniew boniek. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 października 2020

Październikowe premiery (cz. 2)

Nieco później niż zwykle, ale drugiej części październikowych premier zabraknąć nie może! Nie jest to najbardziej gorący okres w ostatnich latach, ale dzieje się dużo ciekawego, zwłaszcza dla fanów piłki nożnej. Nie zabraknie też czegoś dla osób lubiących czytać o himalaizmie.

Zaczynamy od książki, która dziś, 28 października, ma swoją premierę. „Mecze mojego życia” to oficjalna publikacja prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, którą napisał z Januszem Basałajem, szefem departamentu mediów piłkarskiego związku. Mimo tego, że autorami są dwie najważniejsze postaci futbolowej centrali, ich książka nie dotyczy wcale zarządzania. „Mecze mojego życia” to wspomnienia Bońka dotyczące najważniejszych, przełomowych czy najsłynniejszych spotkań w jego karierze (oraz po jej zakończeniu, bo w książce został opisany chociażby mecz Polska – Niemcy z 2014 roku). Nie zabraknie więc tutaj opowieści o początkach w Bydgoszczy, przenosinach do Widzewa, pamiętnym meczu na Heysel w finale Pucharu Europy czy spotkaniach reprezentacji. Zibi wspomina nie tylko boiskowe wydarzenia, ale też opowiada, co działo się w szatni, jaki nastrój panował przed i po meczu, a to wszystko okrasza własnymi ocenami najważniejszych piłkarzy, którzy byli aktorami tego widowiska. Całość liczy 320 stron i choć rządy Zbigniewa Bońka w roli prezesa PZPN są oceniane przez kibiców bardzo różnie, nie da się zanegować, że Zibi w ścisłej czołówce najlepszych polskich piłkarzy w historii. Jego książka dotycząca futbolowej kariery powinna być więc pozycją obowiązkową każdego kibica. Ciekawe, czy zyska równie kultowy status co wydane wiele lat temu „Prosto z Juventusu”? Okładkowa cena nowej publikacji to 44,99 zł, ale na LaBotiga.pl można ją znaleźć już za 31,49 zł i z zakładką gratis (tylko dlaczego znalazł się na niej Frank Rijkaard? 😉). Za wydanie książki odpowiada Wydawnictwo SQN.

Krakowska firma, świętująca w tym roku dziesięciolecie, 19 października wydała również inny piłkarski tytuł. Chodzi tutaj o nową książkę Leszka Orłowskiego „Sevilla FC. Dzieci Monchiego. Opowieść o dwudziestu finałach: 2006–2020”. To już czwarta książka dziennikarza CANAL+Sport i „Piłki Nożnej”, po publikacjach na temat FC Barcelony, Realu Madryt i Atletico Madryt. Teraz przyszedł czas na opisanie drużyny, która szczególnie upodobała sobie seryjne wygrywanie w Lidze Europy, a wcześniej w Pucharze UEFA, w ciągu 15 lat wygrywając te rozgrywki aż sześciokrotnie. O tym, jak powstała, rozwijała się i zmieniała drużyna z Andaluzji, pisze w swojej książce Orłowski, jak zwykle serwując dogłębną analizę przyczyn zwycięstw i porażek, zdradzając kulisy transferów i opisując sezony pod wodzą kolejnych szkoleniowców. Całość liczy aż 448 stron i wydana została przez Wydawnictwo SQN w serii SQN Originals, co oznacza, że książkę można znaleźć wyłącznie w księgarni LaBotiga.pl. Cena publikacji z zakładką to 39,99 zł, ale dla tych, którzy nie czytali wcześniejszych dzieł Orłowskiego, LaBotiga.pl przygotowała atrakcyjną ofertę. Wszystkie cztery książki największego znawcy hiszpańskiego futbolu w Polsce można kupić już za 112 zł, co jest ceną nader atrakcyjną. W planach jest już kolejna publikacja pana Leszka, ale na razie wiadomo tylko tyle, że będzie dotyczyć już nie jednej, ale kilku hiszpańskich drużyn. Szczegóły wydawnictwo poda zapewne niedługo!

czwartek, 14 listopada 2019

Listopadowe premiery (cz. 2)

Wydawniczej ofensywy ciąg dalszy. Najgorętszy okres w roku także w 2019 zaowocuje wieloma ciekawymi propozycjami, przede wszystkim dla fanów futbolu. Będzie jednak też coś dla osób zainteresowanych himalaizmem i pływaniem. Zapraszam po więcej informacji!

Zaczynamy od książki, która ukaże się pod patronatem niniejszego bloga. 27 listopada nakładem Wydawnictwa Agora na półki w księgarniach trafi autobiografia Krzysztofa Wielickiego „Piekło mnie nie chciało”. O ile w ostatnim czasie na rynku ukazywało się wiele górskich publikacji, ta zapowiada się szczególnie ciekawie. W końcu główny bohater to postać wręcz ikoniczna, a jego zasługi dla polskiego wspinania są ogromne. Przypomnijmy: piąty człowiek na świecie, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, himalaista, który wytyczył nowe drogi na Dhaulagiri i Sziszapangmę oraz jako pierwszy zdobył Mount Everest, Kanczendzongę oraz Mount Everest zimą. Wielicki to bez wątpienia żywa legenda polskiego himalaizmu, kierownik wielu wypraw, chociażby ostatniej próby zimowego zdobycia K2 przez Polaków. Wspomnienia tego człowieka muszą być ciekawe, a potwierdza to zapowiedź publikacji, w której czytamy, że ma mieć formę reporterską. Zadbają o to dziennikarze katowickiej „Gazety Wyborczej”: Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski, będący współautorami biografii. To właśnie oni napisali znakomitą książkę o Jerzym Kukuczce, którą recenzowałem tutaj. Są również twórcami biografii Mirosława Hermaszewskiego „Cena nieważkości. Kulisy lotu Polaka w kosmos”. Ich dotychczasowe dzieła były znakomite, więc tym bardziej ostrzę sobie zęby na liczące 360 stron najnowsze „dziecko” tego duetu. Książka ma okładkową cenę 44,99 zł, ale w przedsprzedaży można ją znaleźć już za niespełna 30 zł. Na zakończenie warto dodać, że nie jest to jedyna wydana w ostatnich latach książka Wielickiego. W 2014 roku nakładem Góry Books ukazał się wywiad-rzeka „Mój wybór”, a dwa lata później drugi tom tej opowieści. Teraz przyszedł czas na nową publikację, która z pewnością będzie nie mniej interesująca!

Tak samo ciekawie zapowiada się nowa książka Zlatana Ibrahimovicia „Ja, Futbol”, która na półkach wyląduje 27 listopada. Fani futbolu doskonale pamiętają kultową biografię „Ja, Ibra”, która stała się światowym bestsellerem dzięki szczerości i bezkompromisowości autora. Książka oparta na głośnym konflikcie Szweda z Pepem Guardiolą odbiła się szerokim echem w piłkarskim świecie – w końcu rzadko czynni zawodnicy decydują się na tak mocne wyznania w trakcie kariery. Najnowsza pozycja, którą ponownie na rynek wypuści Wydawnictwo SQN, jest drugą oficjalną, ale zupełnie inną publikacją. To nie typowe wspomnienia, a bardziej album o życiu i karierze Zlatana. Książka w swojej formie bardzo przypomina wydaną przed kilku laty pozycję o Davidzie Beckhamie. Tam też był duży format, twarda oprawa, piękne zdjęcia i wiele ciekawostek z czasów, gdy Anglik czarował swoimi celnymi podaniami i precyzyjnymi uderzeniami z rzutów wolnych. Tamtą książkę recenzowałem na blogu, podkreślając, że jest znakomitym prezentem dla wszystkich fanów Becksa. Nie inaczej jest z książką Ibry – ona też idealnie sprawdzi się jako świąteczny podarunek dla fana futbolu. Liczy 384 strony, ma bardzo duży format (195 x 275 mm), co ma swoje odzwierciedlenie w cenie: 99,99 zł. W przedsprzedaży na LaBotiga.pl książkę można jednak znaleźć już za niecałe 74 zł lub w pakiecie z gadżetami: kubkiem, smyczą, opaską i dodatkowo niespodzianką za 109 zł. Dla fanów Szweda – pozycja absolutnie obowiązkowa! Obok głównego bohatera wypowiadają się w niej znane postaci ze świata futbolu: agent Mino Raiola, Jose Mourinho, Paul Pogba, Andrea Pirlo czy Thierry Henry. Opowiadają oni o poszczególnych etapach kariery Ibry, przedstawiając swoją ocenę tego piłkarza i człowieka, a także wspominając zabawne momenty. Całość uzupełniają infografiki prezentujące osiągnięcia i bramki strzelone przez Zlatana w kolejnych klubach: Malmo, Ajaxie, Juventusie, Interze, FC Barcelonie, Milanie, PSG, Manchesterze United i Los Angeles Galaxy oraz w reprezentacji Szwecji. Uf, trochę się tego nazbierało, co?

niedziela, 4 marca 2018

Stan według Stana

Demaskatorska. To chyba najlepsze określenie „Stanu futbolu”, czyli czwartej już książki znanego dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego. Założyciel portalu Weszło w charakterystycznym dla siebie stylu pełnym ironii, anegdot i mocnych opinii obnaża polskie środowisko piłkarskie. Obraz większości zawodników, trenerów, prezesów czy dziennikarzy, jaki wyłania się z publikacji, nie jest zbyt kolorowy.

Nie mogło być inaczej, skoro autor sam przyznaje, że dawno zatracił młodzieńczą miłość do piłki nożnej. „Stan futbolu” jest niezwykle krytycznym, a miejscami nawet cynicznym spojrzeniem na piłkarską rzeczywistość w naszym kraju. Jak pisze Stanowski, wynika to przede wszystkim z tego, że za bardzo zbliżył się do środowiska, poznał dawnych idoli i przekonał się o ich słabościach. Blisko 20 lat pracy w roli dziennikarza sprawiło, że jego punkt widzenia zmienił się. Naiwne wyobrażenie o profesjonalizmie w podejściu do futbolu zostało zastąpione przykładami nieumiejętności, nieudolności lub zwyczajnie złych intencji, o których to autor wielokrotnie mógł przekonać się na własne oczy. Teoretycznie taką książkę mógł napisać każdy dziennikarz z podobnym doświadczeniem. Z kilku powodów dobrze się jednak stało, że zrobił to właśnie Stanowski. Po pierwsze nigdy nie był człowiekiem bojącym się mocnych opinii. Dzięki temu w „Stanie futbolu” czytelnik znajdzie wiele konkretnych przykładów piłkarzy, trenerów czy prezesów wymienionych z nazwiska, o których dowiedzieć się może dużo nowego. Po drugie założyciel portalu Weszło należy do najlepiej poinformowanych ludzi w środowisku, ma szerokie kontakty i zna kulisy większości piłkarskich afer, bo ze względu na charakter prowadzonego przez siebie medium, był przez informatorów powiadamiany w pierwszej kolejności. Po trzecie wreszcie, Stanowski to jeden z najlepszych w Polsce pismaków piszących o sporcie, ma dobre pióro i każdą z jego poprzednich książek czytało się bardzo dobrze. Nie inaczej jest z najnowszą, przez którą brnie się bardzo szybko i przyjemnie.

Kogo lubię, a kogo nie
Charakterystyka postaci opisanych w książce, a w zasadzie to, w jakim świetle zostały one przedstawione, nie będzie specjalnym zaskoczeniem dla nikogo, kto śledzi na bieżąco felietony i opinie dziennikarza na Twitterze. Gdyby posłużyć się terminologią kibicowską, do „zgód” należałoby zaliczyć: Zbigniewa Bońka (prezesi), Czesława Michniewicza (trenerzy), Jarosława Kołakowskiego i Mariusza Piekarskiego (agenci), Pawła Zarzecznego, Przemysława Rudzkiego (dziennikarze) oraz Grzegorza Szamotulskiego, Radosława Matusiaka i Andrzeja Niedzielana (piłkarze). Wszyscy oni są bohaterami książki, o wszystkich znalazły się w niej niemal same pozytywy. Już drugi rozdział jest niejako odpowiedzią na częste zarzuty w ostatnim czasie, jakoby Krzysztof Stanowski stał się jednym z największych orędowników aktualnego prezesa PZPN. W części zatytułowanej „Dlaczego zaimponował mi Zbigniew Boniek?” (książka składa się z osiemnastu rozdziałów, które zostały skonstruowane w ten sposób, że dają odpowiedź na inne pytanie zaczynające się od sformułowania „Dlaczego…?”), dziennikarz nie ukrywa, że jest zafascynowany tym człowiekiem. Uważa nawet, że jego prezesura to najlepsze, co mogło się trafić polskiemu futbolowi, popierając to rzeczową argumentacją. W kilku innych miejscach w książce Stanowski, świadomie lub nie, staje w obronie PZPN, pisząc chociażby o tym, że to nie do związku należy szkolenie młodzieży i bombardując tych, którzy winą za brak kolejnych pokoleń Lewandowskich, Błaszczykowskich i Piszczków obarczają PZPN. Jeśli więc ktoś liczył, że po lekturze tej publikacji zmieni swoje wyobrażenie na temat stosunków panujących między Stanowskim i Bońkiem, to będzie wręcz przeciwnie – tylko utwierdzi się w przekonaniu, że łączą ich serdeczne relacje, co wynika chociażby z licznie cytowanych anegdot na temat „Zibiego”, sugerujących ich częste spotkania.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Wydało się: Rafał Paśniewski „Drużyna marzeń” (2011)

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, kto był najlepszym piłkarzem w historii polskiego futbolu. Dla jednych będzie to Ernest Wilimowski, dla innych Gerard Cieślik, a dla jeszcze innej grupy kibiców – Kazimierz Deyna. Stworzenie zespołu składającego się z obiektywnie najlepszych graczy w dziejach rodzimej piłki też nie było zadaniem łatwym, ale autorowi książki „Drużyna marzeń” z 2011 roku wyszło to całkiem nieźle.

Pozycja, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Baobab, to klasyczny album. Twarda oprawa, kredowy papier, duża liczba zdjęć, niezbyt obszerne teksty. „Drużyna marzeń” to przede wszystkim coś dla oka – ładnie wydana publikacja zawierająca opowieści o 26 piłkarzach i jednym trenerze. Jej autor, Rafał Paśniewski, w krótkim wstępie do książki pisze: „Oto szeroka kadra Polski wszech czasów, drużyna marzeń. Wybór poparty osiągnięciami tych największych, ale wciąż subiektywny. Ilu bowiem trenerów, znawców czy fanów tej wspaniałej dyscypliny sportu, jaką jest piłka nożna, tyle możliwych konfiguracji reprezentacji Polski”. Trudno nie zgodzić się z autorem, ale też nie sposób zaprzeczyć, że osoby, które wybrał, po prostu musiały znaleźć się na podobnej pozycji.

Czyje sylwetki znajdzie w niej kibic, który zdecyduje się po nią sięgnąć? Na ławce trenerskiej nie ma zaskoczenia – Kazimierz Górski to trener dla Polaków legendarny, więc każdy inny wybór w przypadku funkcji szkoleniowca byłby niezrozumiały. Dalej też nie ma większego zaskoczenia. W książce znajdują się sylwetki wszystkich postaci, które w powszechnej opinii uważane są za najlepszych polskich piłkarzy w historii. Dominują przede wszystkim „Orły Górskiego”, ale nic dziwnego – złoty i srebrny medal olimpijski, a także trzecie miejsce na mistrzostwach świata w RFN to do dziś największe osiągnięcia w dziejach rodzimej piłki kopanej. W albumie znalazło się jednak miejsce dla piłkarzy z innych okresów – jest Ernest Wilimowski, Gerard Cieślik, Stanisław Oślizło, Zbigniew Boniek czy Jerzy Dudek. Nie brakuje więc idoli wielu pokoleń.

środa, 1 listopada 2017

Listopadowe premiery (cz. 1)

Dla każdego czytelnika listopad to czas największych plonów. Zbliżające się Święta sprawiają, że wydawnictwa wytaczają najcięższe działa, oferując hitowe tytuły. Nie inaczej jest z ciekawymi sportowymi nowościami, których w pierwszej połowie tego miesiąca nie zabraknie. Będzie co czytać, będzie w czym wybierać!

Zaczynamy od książki, która zapowiada się chyba najciekawiej z wszystkich listopadowych premier. Chodzi o głośną pozycję o kulisach wielkiego futbolu, która w Polsce ukaże się pod tytułem „Brudna piłka. Z archiwum Football Leaks”. Publikacja napisana przez dwóch niemieckich dziennikarzy „Der Spiegel”, Michaela Wulzingera i Rafaela Buschmanna (którzy opierają się na materiałach ujawnianych przez grupę młodych ludzi określających się mianem „Football Leaks”), od kilku miesięcy wzbudza na świecie sporą sensację. Chyba wszystkie polskie media zdołały już podać przynajmniej jedną szokującą wiadomość pochodzącą z tej pozycji. TVN informował o dziwnych zapisach w kontraktach Balotellego z Liverpoolem i Schweinsteigera z Manchesterem United czy rekordowej gaży wynoszącej 41 mln funtów dla Mino Raioli przy transferze Pogby na Old Trafford. Portal polsatsport.pl zdradzał, powołując się na książkę, ile wynosiła faktyczna kwota transferu Garetha Bale’a do Realu Madryt i ile trzeba zapłacić za pół dnia zdjęć do reklamy z udziałem Cristiano Ronaldo. Okazało się, że w publikacji znalazł się nawet polski wątek dotyczący Lechii Gdańsk, o czym pisał „Przegląd Sportowy”. Nic dziwnego, że „Brudna piłka” jeszcze przed premierą wzbudza tak wielkie emocje – demaskuje ona sposób działania piłkarzy, agentów, prezesów, trenerów i działaczy z absolutnego futbolowego szczytu. Podkreśla to również polski wydawca publikacji, czyli Wydawnictwo Agora, pisząc w zapowiedzi książki: „Dzięki autorom zaglądamy za kulisy wielkiego piłkarskiego biznesu. Czytamy o wielkich gwiazdach, które oszukują na podatkach, mimo że pieniędzmi mogłyby palić w piecu; o piłkarskich kontraktach, w których wszystko jest wycenione: nie tylko bramki i wygrane mecze, ale też dobre i złe zachowania poza boiskiem. Poznajemy świat w którym właściwie każda kwota jest sprawą umowną: cena piłkarza, wysokość jego pensji, wysokość menedżerskiej prowizji. I niemal wszystko da się obejść jakąś tajną klauzulą”. Jeśli to niewystarczająca zachęta do zakupu tej pozycji, być może przekona was do tego patronat niniejszego bloga, który postanowiłem udzielić „Brudnej piłce”. Jeśli i to będzie zbyt mało, możecie zdać się na rekomendację Mateusza Święcickiego, który umieścił tę pozycję na pierwszym miejscu subiektywnej listy najlepszych książek sportowych. Licząca 320 stron pozycja na półki w księgarniach trafi 15 listopada, a jej okładkowa cena wyniesie 39,99 zł. Przedsprzedaż trwa na empik.com, gdzie można nabyć publikację dokładnie 10 zł taniej.

środa, 23 sierpnia 2017

„Ach, co to był za turniej!”, czyli Roman Kołtoń o reprezentacji Polski, Euro 2016 i nie tylko

Są dziennikarze, którzy z biegiem lat zatracają radość z obserwowania i opisywania świata futbolu. Nic już ich nie zachwyca, a w ich tekstach można wyczuć zgorzknienie biorące się z przekonania, że tą piękną grą już dawno zawładnęli cynicy, dla których liczy się tylko pieniądz. Roman Kołtoń nie należy do tej grupy. Jego piłka nożna niezmiennie fascynuje. Wyrazem tego uczucia jest niezła książka „Od Euro do mundialu”, w której opisuje reprezentację Polski na Euro 2016 i w eliminacjach do mistrzostw świata w Rosji.

Podtytuł najnowszej publikacji dziennikarza Polsatu Sport – „Prawda o reprezentacji” – jest doskonale znany czytelnikom. W 2002 roku, po nieudanym dla Polaków mundialu w Korei Południowej i Japonii, Kołtoń zdecydował się podsumować selekcjonerską kadencję Jerzego Engela. Tak powstała pozycja „Korea i nie tylko…”, w której autor szukał przyczyn azjatyckiej klęski. Pięć lat później światło dzienne ujrzała książką będąca kontynuacją cyklu: „Janas i Beenhakker”. Tym razem dziennikarz opisywał, jak biało-czerwoni spisywali się pod wodzą kolejnych selekcjonerów. Długich dziesięć lat musieli czekać czytelnicy na trzecią część opowieści. „Od Euro do mundialu” nie zaczyna się jednak tam, gdzie zakończyła się akcja poprzedniej z książek – w trakcie kadencji selekcjonera z Holandii. Tym razem Kołtoń opisuje najważniejszy okres z Adamem Nawałką u sterów, turniej finałowy Euro 2016, a także pierwsze mecze eliminacji do mundialu w Rosji. Autor po raz kolejny stanął przed dużym wyzwaniem – w grudniu ubiegłego roku Marcin Feddek, który miał znacznie lepszy dostęp do kadry i przede wszystkim samego selekcjonera – napisał książkę „Dekalog Nawałki”. Podobnie jednak jak w przypadku Kazimierza Deyny, którego życie Kołtoń opisywał jako trzeci (patrz: „Deyna, czyli obcy”), dziennikarz zrobił to na swój sposób, dzięki czemu zaserwował czytelnikom zupełnie inną, a przez to ciekawą lekturę.

Fascynująca, ale nie ekskluzywna
Tytuł tej recenzji oraz jej wstęp nie są przypadkowe. Zachwyt to dobre określenie emocji autora zawartych w książce. Zresztą, czy może być inaczej, jeśli publikacja rozpoczyna się stwierdzeniem: „Futbol nie przestaje fascynować…”? Roman Kołtoń jest piłkarskim pasjonatem i to czuć na każdej stronie „Od Euro do mundialu”. Dziennikarz zachwyca się atmosferą na Stade de France w trakcie meczu Polska-Niemcy, jest oczarowany postawą Islandczyków, a gdy opisuje półfinał Francja-Niemcy, czuć ogromny ładunek emocjonalny. Tak jest niemal w każdym z rozdziałów, które są opisem turnieju finałowego mistrzostw Europy. Ma to swoje plusy i minusy. Niewątpliwą zaletą jest fakt, że nadaje to książce sportowego charakteru – czuć, iż jest to pozycja od kibica dla kibiców. Z drugiej jednak strony autor nadużywa wykrzykników (często znajdują się one w dwóch czy nawet trzech następujących po sobie zdaniach), przez co tracą one na wyrazistości, a czytelnik odnosi wrażenie, że Kołtonia fascynują nawet najdrobniejsze rzeczy – na przykład fakt, że „wielu kibiców na całym świecie mocno trzymało kciuki również za Walię!”.

poniedziałek, 12 września 2016

Powrót Taty. Mocna biografia Radosława Kałużnego

Czekałem na tę książkę. Po pierwsze dlatego, że Radosława Kałużnego trudno uznać za postać nijaką – to facet, który ma coś do powiedzenia. Po drugie wyczekiwałem jego biografii z powodów sentymentalnych. Jako 10-letni chłopiec emocjonowałem się meczami kadry Jerzego Engela i do dziś pamiętam trzy bramki wbite przez „Tatę” Białorusi oraz inne trafienia, które przyczyniły się do awansu na mundial w Korei. Moje oczekiwania były duże, ale muszę przyznać, że zostały spełnione. „Powrót Taty” jest biografią momentami brutalnie szczerą, ale dzięki temu czyta się ją jednym tchem.

Niech najlepszą rekomendacją będzie fakt, że książkę napisaną przez Radosława Kałużnego wspólnie z Mateuszem Karoniem pochłonąłem w niemal jeden wieczór. Lubię wspomnienia rodzimych piłkarzy, zwłaszcza tych, którzy w swoim życiu nie zawsze podejmowali właściwe decyzje. Jest coś fascynującego w śledzeniu ich losów. W ostatnich latach przykładów mieliśmy aż nadto: Andrzej Iwan, Wojciech Kowalczyk, Igor Sypniewski, Grzegorz Król, Arkadiusz Onyszko… Biografia Radosława Kałużnego najbardziej podoba jest chyba właśnie do „Fucking Polaka” – czytając ją, łapiemy się za głowę i zastanawiamy, jak piłkarz mógł to wszystko tak sp… aprać. W przypadku „Taty” to wrażenie życiowej porażki potęguje świadomość tego, jak dziś wygląda życie autora książki: ciężka praca na budowie, walka o każdy grosz, niepewne jutro. A przecież jeszcze niedawno reprezentował Polskę, jechał na mistrzostwa świata, a później grał w jednej drużynie z piłkarzami, który te mistrzostwa wygrali. Kiedy to wszystko poszło nie tak? Właśnie na to pytanie odpowiada „Powrót Taty”.

Kształtowanie charakteru
Książka rozpoczyna się do opisu wydarzeń, przez które zapewne w ogóle ta biografia powstała. Trzy lata temu portal Weszło informował o tym, że Radosław Kałużny pracuje w firmie DHL w Wielkiej Brytanii. Artykuł opatrzony był zdjęciem piłkarza w roboczym ubraniu i wywołał w polskim środowisku spore poruszenie. Ja, podobnie jak zapewne wielu innych kibiców, dopiero wtedy dowiedziałem się, że losy „Taty” po zawieszeniu piłkarskich butów na kołku potoczyły się aż tak źle. Na pierwszych stronach wspomnień były reprezentant Polski wraca do tamtej sytuacji, zdradzając jej okoliczności: jeden ze współpracowników z naszego kraju zrobił mu ukradkiem zdjęcie, które następnie wysłał do portalu. Myślicie, że Kałużny był za to wdzięczny? Wręcz przeciwnie – strasznie się wkurzył i próbował znaleźć winnego, a potem dosyć jasno dać mu do zrozumienia, co myśli o takim zachowaniu. Już pierwsze strony objawiają nam charakter autora – nie jest to facet, który daje sobie w kaszę dmuchać lub skarży się na swój los. To twardziel, który często odrzuca wszelką pomoc. Ale czy ktoś, kto wychowywał się pod silną ręką byłego boksera, mógłby mieć inny charakter?

sobota, 30 kwietnia 2016

Śladem Adama Nawałki

Można mówić, że jako trener tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnął. Można narzekać, że w tym momencie wydawanie jego biografii mija się z celem. Ale jeśli za przedstawienie historii obecnego trenera polskiej kadry bierze się tak utalentowany dziennikarz jak Łukasz Olkowicz, można być pewnym, że będzie ciekawie. „Nawałka. Droga do perfekcji”, wbrew głosom malkontentów, zalicza się do wąskiego grona reporterskich lektur o sporcie, które trzeba przeczytać.

Krzeszowice. Niewielka miejscowość w Małopolsce, która liczy 10 tys. mieszkańców. Co łączy ją z postacią Adama Nawałki? Tamtejszy klub piłkarski Świt, w którym trenerską karierę rozpoczynał aktualny selekcjoner reprezentacji Polski. Prowadził trzecioligową drużynę zaledwie dwa sezony. Bez sukcesów, bo nie udało mu się uchronić jej przed spadkiem, a później wywalczyć awansu. Dlaczego rozpoczynam recenzję właśnie od opisu tego epizodu w życiu Nawałki? Bo jest on wyznacznikiem jakości książki Łukasza Olkowicza. Gdyby za tę biografię wziął się inny autor, jestem przekonany, że prowadzenie Świtu Krzeszowice skwitowałby co najwyżej jednym rozdzialikiem. Nie ma tam przecież wielkich nazwisk, pozornie nie ma niczego, co mogłoby zainteresować czytelnika. Ale pominięcie tego epizodu nie byłoby w stylu Olkowicza. On pojechał do tych Krzeszowic, porozmawiał z piłkarzami i kierownikiem drużyny, poczuł klimat tego miejsca i stworzył, w moim przekonaniu, najlepsze 30 stron tej książki. Nie czytało mi się tak dobrze o grze w kadrze u boku Zbigniewa Bońka, o relacjach z Robertem Lewandowskim czy stosunkach z Bogusławem Cupiałem, jak o Jerzym Ciężkim, Piotrze Chlipale czy Januszu Pudełko. Ciężko o lepszą rekomendację dla książki „Nawałka. Droga do perfekcji”.

Perfekcjonista w każdym calu
Trzy rozdziały poświęcone Krzeszowicom są niezwykle istotne z jeszcze jednego powodu: to właśnie dzięki nim autorowi udało się przybliżyć etos pracy selekcjonera. Mimo że był to ledwie trzecioligowy klub, Nawałka postanowił wprowadzić tam w pełni profesjonalne reguły. Zawodnicy, przyzwyczajeni do dosyć luźnego podejścia do swoich obowiązku, nie potrafili się przystosować do nowych zasad. Zakaz picia alkoholu podczas powrotów z meczów wyjazdowych, koniec z imprezami, wysokie kary finansowe, przewyższające czasem stypendia i zarobki graczy, ale też nowe stroje, sponsorzy, których ściągał sam szkoleniowiec czy profesjonalny plan treningowy. To wszystko sprawiło, że w klubie zaczął panować porządek, a piłkarze do dziś wspominają byłego trenera wyłącznie pozytywnie. Autor, docierając do ludzi, którzy pracowali wtedy z Nawałką, poprzez ich opowieści świetnie przybliża metody pracy aktualnego selekcjonera. Paradoksalnie to nie opis pracy z kadrą pozwala dobrze zrozumieć, kim jest Nawałka i jak pracuje. Co zaskakujące, fragmenty o reprezentacji stanowią niewielką część książki. To właśnie dzięki 30 stronom o prowadzeniu Świtu Krzeszowice poznajemy, jak od wewnątrz wygląda zespół pod wodzą szkoleniowca z Rudawy. I przekonujemy się, skąd ta tytułowa perfekcja: kiedy jest już pewne, że zespół nie awansuje z powrotem do trzeciej ligi, co było celem Nawałki, trener nie pojawia się na ostatnim meczu. Tłumaczy się wypadkiem zdrowotnym, ale wszyscy wiedzą, że nie może przełknąć goryczy porażki…

wtorek, 2 lutego 2016

Żywot Antoniego Poczciwego

To nie jest skandalizująca autobiografia, w której główny bohater pali mosty i rozlicza się z przeszłością. To bardzo dobra reportersko opowieść nie tylko o Antonim Piechniczku, ale też Śląsku, śląskiej piłce, reprezentacji Polski i mundialu w Hiszpanii. Paweł Czado i Beata Żurek wykonali kawał dobrej roboty, dlatego ich książkę – „Piechniczek. Tego nie wie nikt” – można  polecić każdemu kibicowi piłkarskiemu.

Jakoś tak się porobiło, że w ostatnim czasie najgłośniej jest o książkach skandalizujących. Jeśli ktoś, mówiąc kolokwialnie, „dowali” paru osobom, niemal obnaży się przed czytelnikiem, zdradzając we wspomnieniach intymne szczegóły ze swojego życia prywatnego, ludzie chętniej po taką pozycję sięgną. Wiadomo, sensacja dobrze się sprzedaje, ale jeśli liczycie, że biografia Antoniego Piechniczka taka będzie, grubo się mylicie. To w żadnym wypadku nie jest publikacja nastawiona na tanią sensację. Najlepszym przykładem jest opis meczu z ZSRR w eliminacjach mistrzostw Europy 1984, a w zasadzie tego, co działo się po spotkaniu. Selekcjoner polskiej kadry wspomina, że po ostatnim gwizdku popijał koniaczek z Henrykiem Celakiem i Dariuszem Szpakowskim, ale po północy zdecydował się zrobić obchód po pokojach piłkarzy. W jednym z łóżek zastał reprezentanta zabawiającego się z blondynką, która wcześniej kręciła się wokół drużyny. I tutaj ciekawostka – trener nie zdradza nazwiska delikwenta, informuje tylko, że kazał damie się ubrać i opuścić hotel. Tyle.

Już widzę te nagłówki gazet i główne strony portali, gdyby Piechniczek podał nazwisko „bohatera” tamtego wieczoru, a okazał by się nim któryś ze znanych piłkarzy (a przecież niewykluczone, że tak właśnie było). Z pewnością przysłużyłoby się to promocji książki, ale nie byłoby w stylu szkoleniowca. Ta sytuacja chyba najlepiej określa charakter biografii. To przede wszystkim opowieść o futbolu, dopiero później o prywatnej stronie życia byłego selekcjonera. Najlepiej świadczy o tym fakt, że książkę rozpoczyna rozdział poświęcony mundialowi w Hiszpanii. Wiadomo, to największy sukces w trenerskiej karierze Pana Antoniego, więc wydaje się to całkiem zrozumiałe. Gdybyśmy jednak nie znali tytułu i zaczęli lekturę, moglibyśmy pomyśleć, że to wcale nie jest biografia Piechniczka. Bo też długimi fragmentami „Piechniczek. Tego nie wie nikt” jest po prostu książką piłkarską, w której wiodącą rolę odgrywa jeden z najwybitniejszych trenerów w historii. Autorzy nie skupiają się wyłącznie na głównym bohaterze, dzięki czemu ich dzieło aspiruje do miana czegoś więcej niż tylko prostej biografii jednej postaci.

środa, 29 lipca 2015

Pofilozofujmy o futbolu

Są takie książki, przez które brnie się z przyjemnością, są też takie, których czytanie chce się jak najszybciej zakończyć. Ku własnemu zdziwieniu „Porozmawiajmy o futbolu”, czyli wywiad-rzekę z Michelem Platinim, muszę niestety zaliczyć do tej drugiej kategorii. Mimo kilku ciekawych fragmentów, publikacja nie rzuciła mnie na kolana. Nie jest to zdecydowanie lektura, która każdemu kibicowi przypadnie do gustu.

Nie do końca potrafię znaleźć odpowiedź na pytanie, z czego to wynikało, ale już dawno nie było książki, przy której tak się męczyłem. Mówiąc szczerze, kilkukrotnie nosiłem się z zamiarem odłożenia jej na bok. Jedynie chęć napisania rzetelnej recenzji zmusiła mnie do tego, żebym dobrnął do ostatniej kartki liczącego 296 stron dzieła. Lekturę zaczynałem z dużymi nadziejami, bo też książka zapowiadała się niezwykle interesująco. Oto Gerard Ernault, dziennikarz związany z tak szanowanymi tytułami jak „L’Equipe” i „France Football”, a także wieloletni przewodniczący międzynarodowego jury Złotej Piłki FIFA, prowadzi rozmowę z prezydentem UEFA, Michelem Platinim. Pomyślałem, że może wyjść z tego całkiem interesujący wywiad, po części poświęcony karierze francuskiego piłkarza, a po części jego spojrzeniu na futbol. Okazało się jednak, że książka w całości dotyczy piłkarskiej wizji Platiniego, co niestety, przynajmniej w mojej ocenie, ją zabiło. Zabrakło równowagi, zróżnicowania, było natomiast bardzo monotonnie, co na dłuższą metę stało trudne do przełknięcia.

Miłe złego początki
Zaczyna się całkiem obiecująco. Najpierw Ernault we wstępie wyjaśnia motywy stworzenia książki (która początkowo książką być nie miała), okrasza to kilkoma wątkami autobiograficznymi i wyjaśnia, jak doszło do jego pierwszego spotkania z Platinim. Po kilkunastu stronach rozpoczyna się wywiad (wiele mówiącym tytułem pierwszej części: „Witajcie w Platinilandzie”) i na kolejnych stronach, już do ostatnich kartek, prezydent UEFA przedstawia swój ogląd piłkarskiej rzeczywistości. W zasadzie nie czyni tego tylko on, bo też, co jest charakterystyczną cechą wywiadów-rzek, sporo dodaje od siebie rozmawiający dziennikarz. On także przedstawia swój punkt widzenia na tematy rozmów, często prowokuje pytaniami Platiniego czy umyślnie się z nim sprzecza, aby ten musiał dobrze uargumentować swoje stanowisko. Sposób rozmowy jest bez zarzutu, jednak treść sprawia, że z każdą kolejną stroną można odnieść wrażenie, że to nie wymiana zdań dwóch panów mających dużą futbolową wiedzę i doświadczenie, a zwykłe piłkarskie filozofowanie.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Roman Kołtoń: „Boniek to postać, która mnie fascynuje. Napiszę kiedyś jego biografię” [Wywiad]

Roman Kołtoń to typ człowieka, który z książkami jest za pan brat. Zbiera je od dziecka, w swoim autorskim dorobku ma kilka pozycji dotyczących futbolu, ale lubi także spędzić wieczór z dobrą lekturą, niekoniecznie sportową, w ręku. Dość powiedzieć, że jego domowa kolekcja liczy obecnie kilkaset piłkarskich publikacji, wśród których znaleźć można prawdziwe perełki. W wywiadzie dla bloga dziennikarz stacji Polsat Sport opowiada o napisanych przez siebie książkach, zdradza swoje literackie plany i marzenia, a także poleca wartościowe pozycje.

- Pod koniec czerwca do księgarni trafiła najnowsza z pańskich książek – biografia „Deyna, czyli obcy”. Nie ukrywa Pan, że powstała ona nieco przypadkowo. Jak to dokładnie wyglądało?

Często zastanawia mnie, jak ludzie radzą sobie ze swoim życiem. Wpadłem więc na pomysł stworzenia książki zatytułowanej „Mundial życia”, w której chciałem połączyć cztery postaci: Ernesta Wilimowskiego, Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka i Roberta Lewandowskiego. Szalony pomysł? Może. Natomiast wydaje mi się, że pewne rzeczy – ludzkie wybory, emocje, dramaty, kulisy karier – w przypadku tych piłkarzy się powtarzają. Na przykład takie finanse – były za Wilimowskiego, są za Lewandowskiego. Skala tych pieniędzy się zmieniła, ale one były i są obecne. Kolejny element – walka o przywództwo czy pozycję w drużynie. Wilimowski przeżywał to w Ruchu Hajduki Wielkie i w reprezentacji, doświadczał tego i Deyna, i Boniek, i doświadcza tego teraz Lewandowski. Dzisiaj już wiemy, że będzie kapitanem drużyny narodowej, ale jeszcze niedawno wszyscy debatowali, kto powinien nim zostać. Ktoś powie, że dyskusja jest zamknięta. Ok, jest zamknięta, ale była częścią publicznej wręcz debaty. Ile rzeczy można by napisać na ten temat!

- Zaczął więc Pan pisać, ale nagle okazało się, że życie Deyny godne jest osobnej publikacji.

Zacząłem prace nad Wilimowskim i gromadziłem materiały do Bońka, ale kiedy wszedłem w materię Deyny, zdałem sobie sprawę, że można z tego stworzyć coś więcej niż tylko część książki. Miałem napisanych 200 tysięcy znaków o Wilimowskim, a kiedy po krótkim czasie tyle samo udało mi się napisać o Deynie, miałem otwartych tyle wymiarów, że zadzwoniłem do mojego redaktora Janka Grzegorczyka i przedstawiłem mu ten pomysł. Był bardzo sceptyczny. Powiedział: „Sam Deyna? To już było, ktoś już o nim pisał”. Odparłem: „Ale ja mam inny materiał. Dokopałem się do tego!”. Kazał mi zadzwonić do Tadzia (Tadeusz Zysk, właściciel wydawnictwa Zysk i S-ka – przyp. red.). Zapytałem go więc: „Tadziu, a sam Deyna?”. Odpowiedział krótko: „Biorę”. No i zrobiliśmy to. To była ciężka praca, ale muszę przyznać, że bardzo ciekawa.

środa, 19 listopada 2014

Świat według „Wójta”

No i nareszcie jest. Po długich i szumnych zapowiedziach, w momencie, w którym piszę te słowa, do księgarni w całym kraju trafia właśnie autobiografia Janusza Wójcika. Spodziewałem się książki barwnej, bezpośredniej oraz zabawnej i muszę przyznać, że lektura „Wójt. Jedziemy z frajerami!” spełniła moje oczekiwania. Najlepszym jej podsumowaniem jest chyba stwierdzenie, że jest dokładnie taka, jak jej autor.

Janusz Wójcik nie jest osobą, wobec której można pozostać obojętnym. Były selekcjoner reprezentacji Polski budzi skrajnie różne odczucia. Dla części kibiców pozostaje świetnym motywatorem i ojcem ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki, przez innych traktowany jest jako bajkopisarz i uosobienie korupcji w rodzimym futbolu. Jego książka w znacznym stopniu mogła zmienić sposób, w jaki jest obecnie postrzegany. Gdyby przyznał się do postawionych mu zarzutów, uderzył się w pierś i wyraził skruchę, przy okazji ujawniając kulisy korupcyjnego procederu i podając kilka nazwisk umoczonych osób, mógłby liczyć na chociaż częściową rehabilitację środowiska. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy ktokolwiek spodziewał się, że tak się stanie? To nie byłoby w stylu Janusza Wójcika. „Wujo” jest jaki jest i zapewne już nigdy się nie zmieni – zawsze pozostanie pewnym siebie, znającym się na wszystkim najlepiej człowiekiem, żyjącym w swoim „wujowym” świecie. Książka pisana wspólnie z Przemysławem Ofiarą jest tego najlepszym potwierdzeniem, ale jeśli czyta się ją z odpowiednim dystansem, okazuje się świetną lekturą.

Jazda z frajerami od pierwszych stron
Już pierwsze fragmenty bardzo dobrze charakteryzują pozycję „Wójt. Jedziemy z frajerami!”. Zaczyna się oczywiście od największego sukcesu w trenerskiej karierze Janusza Wójcika i wydarzenia, które zbudowało jego legendę – olimpijskiego finału igrzysk w Barcelonie. Dokładnie chodzi tu o przerwę miedzy pierwszą a drugą połową decydującego o złocie spotkania. Autorzy przenoszą czytelnika do szatni reprezentacji Polski, gdzie trwa właśnie odprawa. Polacy prowadzą 1:0, a „Wójt” jest w swoim żywiole: „Panowie, kiełbachy do góry, rąbiemy ich w kakao! Siekać frajerów, do piachu z nimi! Wślizg, wślizg, wślizg!” – tak zaczynają się wspomnienia byłego szkoleniowca. Mówiąc krótko: klasyczny Wójcik i jego słynne metody motywacyjne. To z pewnością coś, na co czeka większość czytelników, którzy sięgną po książkę, więc uspokajam – mięsistych przemów „Wuja” na kolejnych stronach nie brakuje.

środa, 27 sierpnia 2014

Deyna. Ten obcy

Przed sięgnięciem po pozycję „Deyna, czyli obcy”, zastanawiałem się, czy czwarta biografia tego samego piłkarza, który w dodatku odszedł dwadzieścia pięć lat temu, może wnieść coś nowego. Okazało się, że tak, gdyż Roman Kołtoń podszedł do tematu zupełnie inaczej niż poprzednicy. Napisana przez niego książka ukazuje postać Kazimierza Deyny na tle epoki, a autor prezentuje własne, świeże spojrzenie na życie i karierę legendy warszawskiej Legii.

Podążając własną ścieżką
Biografie Deyny pisali najpierw Stefan Szczepłek i Wiesław Wika, a niedawno zrobił to także Wiktor Bołba, kustosz muzeum Legii. Jego książkę zatytułowaną „Deyna. Geniusz futbolu, książe nocy” recenzowałem niedawno na blogu. Podkreślałem przede wszystkim fakt, że autorowi udało się przedstawić, jakim człowiekiem był „Kaka”, gdy po meczu lub treningu wracał do domu albo ruszał w miasto. To była niewątpliwie największa zaleta pozycji wydanej przez Wydawnictwo The Facto, podobnie jak skrupulatne, uporządkowane i bardzo dokładne przedstawienie kolejnych etapów życia warszawskiej legendy. Oczywiście z racji tego, że książka Bołby do sprzedaży trafiła wcześniej niż „Deyna, czyli obcy”, Kołtoń nie mógł podążyć tą samą drogą i na szczęście tego nie zrobił. Zamiast kolejnej biografii będącej opisem najważniejszych wydarzeń w życiorysie zawodnika Legii, mamy więc publikację, która owszem, sporo mówi o Deynie, ale ukazuje jego karierę na szerszym tle futbolu i rzeczywistości lat 70. i 80.

Momentami można nawet odnieść wrażenie, że „Deyna, czyli obcy” to… nie biografia tytułowego bohatera, a książka o „Orłach Górskiego”, mundialu w Niemczech z 1974 roku czy Zbigniewie Bońku. Kołtoń, w przeciwieństwie do poprzednich autorów piszących o Deynie, nie stawia piłkarza w centrum zainteresowania. Wątek kariery zawodnika Legii przewija się wprawdzie przez całą książkę, ale dziennikarz Polsatu Sport nie ogranicza się wyłącznie do niego. Kiedy na przykład wspomina występy „Kaki” na mistrzostwach świata, szeroko opisuje mecze Polaków, szuka przyczyn zwycięstw lub porażek, analizuje decyzje Kazimierza Górskiego oraz Jacka Gmocha, ale także przybliża sylwetki Johana Cruijffa i Franza Beckenbauera lub opisuje przebieg finałowych starć z 1974 i 1978 roku. Wszystko, co pojawiało się w książkach Bołby czy Szczepłka, miało związek z osobą Deyny. U Kołtonia jest nieco inaczej, gdyż postanowił on nakreślić szerszy obraz futbolu przede wszystkim lat 70. i na jego tle przedstawić czytelnikowi legendę rodzimej piłki.

piątek, 22 listopada 2013

Autobiografia Antonio Conte

„Testa, cuore e gambe”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „Głowa, serce i nogi”. Taki tytuł nosi autobiografia Antonio Conte – wieloletniego piłkarza Juventusu Turyn, a dziś trenera tego zespołu. Książka, która swoją polską premierę miała 26 października, odkrywa przed czytelnikiem nie tylko charakter jej autora, ale także wiele mówi o tym, jak trudna bywa praca szkoleniowca.

Wspomnienia byłego zawodnika Juve można podzielić na dwie części. W pierwszej z nich Conte opowiada o swojej czynnej karierze piłkarskiej, drugą poświęca na opis pracy szkoleniowej. Gdyby wybierać spośród tych dwóch partii ciekawszą, zdecydowanie należałoby wskazać na drugą. O ile opowieść o latach spędzonych na murawie nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle tego, co znaleźć można w innych biografiach, o tyle fragmenty dotyczące trenerskiej przygody autora są dużo bardziej interesujące. Przede wszystkim wiąże się to z tym, że stosunkowo niewielu szkoleniowców decyduje się sięgnąć po pióro, a jeśli już to czynią, nie zawsze chcą pisać wprost o kulisach swojej pracy. Antonio Conte nie boi się jednak zdradzić szczegółów dotyczących negocjacji z zarządami czy relacji z prezesami zespołów, w których był zatrudniany. Dzięki temu drugą część książki „Głowa, serce i nogi” czyta się dużo bardziej przyjemnie. Można z niej dowiedzieć się wiele na temat tego, jak „od kuchni” wygląda praca trenera.

środa, 17 lipca 2013

"Wielki Widzew"

„Najlepsza futbolowa książka reporterska wszech czasów w Polsce”, „najlepsza pozycja piłkarska tego roku”, „kawał historii polskiej piłki w jej najlepszym wydaniu”. Muszę przyznać, że po takich opiniach recenzentów, moje oczekiwania względem publikacji „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego były naprawdę duże. Po lekturze książki muszę stwierdzić, że autorowi udało się stworzyć ciekawe dzieło, które w większości spełniło moje oczekiwania.

Można toczyć spory, czy Widzew Łódź w latach 1969-1987 był najlepszą drużyną w historii polskiej piłki. Część kibiców, wbrew temu, co umieścił w podtytule autor książki, jako zespoły wszech czasów wskaże Ruch Chorzów czy Górnika Zabrze, jeszcze inni wybiorą warszawską Legię. Abstrahując jednak od dociekań, który z klubów odznaczał się swego czasu największą klasą sportową, można jednoznacznie stwierdzić, że Wielki Widzew był drużyną złożoną z najciekawszych graczy. Historia piłkarzy niechcianych w innych klubach, którzy odznaczali się niesamowitą wolą walki i determinacją, ludzi, którzy nie należeli raczej do grzecznych chłopców, idealnie nadawała się na książkę. Aż dziw, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł wydania podobnej publikacji. Bardzo dobrze, że zajął się tym dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.