Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sepp blatter. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sepp blatter. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 lipca 2015

Pofilozofujmy o futbolu

Są takie książki, przez które brnie się z przyjemnością, są też takie, których czytanie chce się jak najszybciej zakończyć. Ku własnemu zdziwieniu „Porozmawiajmy o futbolu”, czyli wywiad-rzekę z Michelem Platinim, muszę niestety zaliczyć do tej drugiej kategorii. Mimo kilku ciekawych fragmentów, publikacja nie rzuciła mnie na kolana. Nie jest to zdecydowanie lektura, która każdemu kibicowi przypadnie do gustu.

Nie do końca potrafię znaleźć odpowiedź na pytanie, z czego to wynikało, ale już dawno nie było książki, przy której tak się męczyłem. Mówiąc szczerze, kilkukrotnie nosiłem się z zamiarem odłożenia jej na bok. Jedynie chęć napisania rzetelnej recenzji zmusiła mnie do tego, żebym dobrnął do ostatniej kartki liczącego 296 stron dzieła. Lekturę zaczynałem z dużymi nadziejami, bo też książka zapowiadała się niezwykle interesująco. Oto Gerard Ernault, dziennikarz związany z tak szanowanymi tytułami jak „L’Equipe” i „France Football”, a także wieloletni przewodniczący międzynarodowego jury Złotej Piłki FIFA, prowadzi rozmowę z prezydentem UEFA, Michelem Platinim. Pomyślałem, że może wyjść z tego całkiem interesujący wywiad, po części poświęcony karierze francuskiego piłkarza, a po części jego spojrzeniu na futbol. Okazało się jednak, że książka w całości dotyczy piłkarskiej wizji Platiniego, co niestety, przynajmniej w mojej ocenie, ją zabiło. Zabrakło równowagi, zróżnicowania, było natomiast bardzo monotonnie, co na dłuższą metę stało trudne do przełknięcia.

Miłe złego początki
Zaczyna się całkiem obiecująco. Najpierw Ernault we wstępie wyjaśnia motywy stworzenia książki (która początkowo książką być nie miała), okrasza to kilkoma wątkami autobiograficznymi i wyjaśnia, jak doszło do jego pierwszego spotkania z Platinim. Po kilkunastu stronach rozpoczyna się wywiad (wiele mówiącym tytułem pierwszej części: „Witajcie w Platinilandzie”) i na kolejnych stronach, już do ostatnich kartek, prezydent UEFA przedstawia swój ogląd piłkarskiej rzeczywistości. W zasadzie nie czyni tego tylko on, bo też, co jest charakterystyczną cechą wywiadów-rzek, sporo dodaje od siebie rozmawiający dziennikarz. On także przedstawia swój punkt widzenia na tematy rozmów, często prowokuje pytaniami Platiniego czy umyślnie się z nim sprzecza, aby ten musiał dobrze uargumentować swoje stanowisko. Sposób rozmowy jest bez zarzutu, jednak treść sprawia, że z każdą kolejną stroną można odnieść wrażenie, że to nie wymiana zdań dwóch panów mających dużą futbolową wiedzę i doświadczenie, a zwykłe piłkarskie filozofowanie.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wracam do świata żywych (czytaj: piszących)!

Sterta nowości "do przeczytania" rośnie z każdym dniem.
Czas nadrobić zaległości!
Jak zapewne zauważyliście, przez ostatni miesiąc na blogu nie działo się zupełnie nic. Brak czasu sprawił, że byłem zmuszony zarzucić pisanie, ale wszystkich czytelników informuję, że ten smutny okres dobiegł już końca. Powracam i to – mam nadzieję – ze zdwojoną siłą!

Przyznam szczerze, że już mnie to męczyło. Nie, nie pisanie, ale… niemożność napisania czegokolwiek! A dokładnie rzecz ujmując – brak czasu. Od dobrych dwóch lat zamieszczałem na blogu regularnie od kilku do kilkunastu wpisów miesięcznie. Co takiego działo się więc przez ostatnie kilkadziesiąt dni, że nie znalazłem czasu na ani jeden post? Dużo. Bardzo dużo. W pracy gorący okres – przygotowania do Warszawskich Targów Książki, a później czterodniowa impreza na Stadionie Narodowym. Duża liczba sportowych premier (w okresie kwiecień-czerwiec dokładnie siedem), a więc też zdwojona energia włożona w ich przygotowanie i wypromowanie. Jakby tego było mało, po pracy przychodził czas na… pracę! Tym razem magisterską. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy. Wszystkie sportowe książki Wydawnictwa SQN przewidziane na pierwsze półrocze już gotowe, a praca czeka na ostatnie poprawki. Wszem i wobec ogłaszam więc: czas na powrót do blogowania! Tym bardziej, że ostatnio na rynku pozycji o sporcie dzieje się bardzo dużo.

Zacznę od sprawy najgłośniejszej – autobiografii Jakuba Błaszczykowskiego, która oficjalną premierę miała na początku czerwca. Można piłkarza lubić lub nie, ale trudno odmówić mu ambicji i wytrwałości w walce o sportowe sukcesy. No i nie można zapomnieć o tym, co spotkało go w dzieciństwie, bo coś takiego jak zabójstwo matki przez ojca musi odcisnąć głębokie piętno na dziecku, które w dodatku jest naocznym świadkiem takiego zdarzenia. No więc eks-kapitan reprezentacji Polski postanowił przemówić i po raz pierwszy w swoim życiu otwarcie opowiedzieć o tym wszystkim. Zaufał kobiecie, Małgorzacie Domagalik, która na futbolu zna się może niezbyt dobrze, ale potrafi wzbudzić zaufanie i opowiedzieć ludzką historię. Sądząc po tej recenzji Krzysztofa Stanowskiego lub tej autorstwa Marka Wawrzynowskiego, efekt końcowy jest naprawdę mocny. Podobno, bo książki „Kuba” jeszcze nie czytałem, ale co do tego, że sięgnę po nią w pierwszej kolejności, nie mam żadnych złudzeń. To jedna z tych pozycji, którą musi znać każdy polski kibic.

wtorek, 5 sierpnia 2014

„FIFA Mafia”

Thomas Kistner, tytułując swoją książkę „FIFA Mafia”, użył mocnych słów. Porównanie światowej federacji piłkarskiej do zorganizowanej organizacji przestępczej nie jest jednak wybiegiem marketingowym mającym na celu zwiększenie zainteresowania publikacją. O tym, że autor w żadnym wypadku nie przesadził, przekona się każdy, kto sięgnie po najnowszą propozycję Wydawnictwa Sine Qua Non.

Posada idealna
Wyobraźcie sobie, że stoicie na czele jednego z największych światowych stowarzyszeń. Obracacie milionami dolarów, ale nie musicie martwić się o to, czy podejmowane przez was decyzje przyniosą organizacji maksymalne zyski. Z pieniędzmi możecie robić co chcecie, gdyż co cztery lata otrzymujecie kilkumiliardowy przypływ gotówki. Wydanie kilku, kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu milionów nie stanowi dla was większego problemu, nie mówiąc już o jakichś drobnych dziesiątkach czy setkach tysięcy dolarów. Wasza działalność jest w zasadzie poza wszelką kontrolą. W stowarzyszeniu istnieją wprawdzie różne komisje i komitety, ale mają one postać marionetkową – wszelkie decyzje możecie podejmować sami, nie musząc tłumaczyć się przed nikim ze swoich motywów. Kłaniają wam się w pas i witają z otwartymi ramionami wszyscy możni tego świata, z przywódcami największych potęg gospodarczych, obrzydliwie bogatymi biznesmenami i prezesami globalnych koncernów na czele.

Wszyscy zabiegają o wasze względy i w zasadzie nikt nie zamierza sprawdzać, czy to, co robicie, jest zgodne z prawem czy tym bardziej jakąś śmieszną etyką. Nie ma miejsca na takie rzeczy, kiedy na horyzoncie pojawia się możliwość ubicia niezłego interesu. A interes ma do was każdy – politycy, działacze, przedsiębiorcy… Każdy z ogromną chęcią nawiąże z wami współpracę, gdyż przyniesie mu ona spore korzyści. Po co więc ktoś miałby was atakować, skoro możecie przyczynić się do polepszenia jego sytuacji? Może mogą wam zaszkodzić media? Nie bardzo, gdyż nawet jeśli wśród tej bandy usłużnych reporterów znajdzie się ktoś, kto ośmieli się zadać niewygodne pytanie, wystarczy zbyć go milczeniem lub odpowiedzią, która nic nie wyjaśnia. I tyle. Nie musicie dbać o dobrą prasę, bo gdy tylko przychodzi czas na organizowany przez was turniej, wszyscy zapominają o podejrzeniach, oskarżeniach i niejasnościach, bez pamięci emocjonując się tym, co dla nich przygotowaliście.

niedziela, 20 lipca 2014

Jeden wielki "Przekręt"

Wydawać by się mogło, że masowa korupcja to zjawisko, które po futbolowym świecie panoszyło się dawno temu i obecnie dotykać może co najwyżej niższych poziomów rozgrywek. Myśli tak zapewne większość kibiców i ja sam żyłem w takim przekonaniu dobrych kilka lat, odkąd o korupcyjnych aferach w różnych zakątkach świata, także w Polsce, słychać było coraz mniej. Lektura książki Declana Hilla „Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość” zmusiła mnie jednak do weryfikacji poglądów.

Dzieło kanadyjskiego dziennikarza – będące efektem kilkuletniego śledztwa – jest przerażające. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że zawarte w nim historie mogą przyprawić o dreszcze – torturowanie, zabójstwa na zlecenie, mafijne porachunki, pobicia, zastraszanie… Między innymi o tym pisze Hill, co sprawia, że jego książkę czyta się jak dobry kryminał lub powieść sensacyjną. Z tą tylko różnicą, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Dla kibiców nie to jest jednak najgorsze. Martwi, a zarazem przeraża fakt, że zorganizowana przestępczość od wielu lat ma mocne związki z futbolem. Wiadomo, że gdzie pojawiają się duże pieniądze – a takimi przecież obraca się w piłkarskich związkach, organizacjach i klubach – tam zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał na tym, niekonieczne legalnie, zarobić. Tak dzieje się także z futbolem, o czym na ponad 300 stronach książki przekonuje Declan Hill.

Zaczęło się w Azji
Na początku nie jest jednak aż tak przerażająco. Autor swoje dzieło rozpoczyna bowiem od opisu korupcji w piłkarskich ligach Azji – w Chinach, Singapurze czy Malezji. Pisze o tym, jak tamtejsze rozgrywki opanowała mafia, która korumpowała sędziów, piłkarzy, trenerów. Kreśli dokładną strukturę zorganizowanej przestępczości, zaznaczając jednocześnie, że, nawet jeśli czasem kogoś przyskrzyniono, nie były to wcale „grube ryby” stojące na czele nielegalnych organizacji, a jedynie „płotki” – na przykład lokalni pośrednicy. Jest kilka zagadkowych historii, jak chociażby losy Michala Vany (Czech, w latach 90. występował w singapurskiej lidze), który przed rozpoczęciem procesu w sprawie korupcji (był tam jednym z oskarżonych), dosłownie zapadł się pod ziemię. Udało mu się wydostać z Singapuru i wrócić do Czech, mimo że państwo mieści się na wyspie, z której wyjazd był ściśle kontrolowany.

czwartek, 31 października 2013

"Srebrni chłopcy Zagórskiego"

O Kazimierzu Górskim słyszał chyba każdy Polak. Ilu natomiast fanów sportu pamięta o Witoldzie Zagórskim, którego sam Trener Tysiąclecia nazwał „najlepszym szkoleniowcem gier zespołowych w historii Polski”? Zapewne niewielu. Dobrze więc się stało, że powstała książka o sukcesach trenera narodowej kadry koszykarzy w latach 1961-1975 oraz jego podopiecznych.

Pozycję zatytułowaną „Srebrni chłopcy Zagórskiego” napisali dziennikarze – Marek i Łukasz Ceglińscy (ojciec i syn). Ukazała się ona na początku października nakładem Studia AWP z Warszawy. Mimo że jej tytuł nawiązuje bezpośrednio do Mistrzostw Europy we Wrocławiu z 1963 roku, w których po srebrny medal sięgnęli polscy koszykarze, książka stanowi niezwykle interesujące kompendium wiedzy nie tylko o tym turnieju. Największy sukces w dziejach rodzimej męskiej koszykówki stanowi jedynie pretekst do ukazania historii polskiego basketu lat 50., 60 i nawet 70. Dzieło Ceglińskich świetnie charakteryzuje podtytuł „Medalowa dekada polskich koszykarzy”, choć ramy czasowe książki są nieco szersze.