Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puchar świata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puchar świata. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Wydało się: Stanisław Marusarz „Na skoczniach Polski i świata” (1955)

Wydawanie wspomnień sportowców ma w Polsce długą tradycję. Prekursorem był Janusz Kusociński, który swoją biografię napisał i udostępnił do sprzedaży jeszcze w okresie międzywojennym, w 1933 roku. Na kolejne tego typu książki kibice musieli poczekać do lat 50., kiedy to na rynku pojawiły się m.in. wspomnienia Stanisława Marusarza „Na skoczniach Polski i świata".

Pozycja napisana przez legendę polskiego narciarstwa miała kilka wydań. W 1955 roku ukazała się premierowo nakładem Wydawnictwa Literackiego z Krakowa, natomiast dwa lata później wydało ją Wydawnictwo Sport i Turystyka z Warszawy. Ta sama firma w 1974 roku zdecydowała się kolejny raz wypuścić na rynek książkę „Na skoczniach Polski i świata", tym razem w zmienionej okładce i nowym formacie. Dwa pierwsze wydania wspomnień skoczka narciarskiego zwanego „Dziadkiem" musiały cieszyć się dużą popularnością, skoro zdecydowano się wydać je po raz trzeci. Nakład obu książek z lat 50. wynosił łącznie ok 20 tysięcy egzemplarzy. Dziś na takie wyniki sprzedażowe może liczyć w Polsce niewielu autorów.

Stanisław Marusarz swoich wspomnień nie napisał sam. Pomagał mu w tym Zbigniew K. Rogowski – dziennikarz „Expressu Wieczornego" i „Stolicy", korespondent „Przekroju" w Hollywood, a także autor kilkunastu publikacji książkowych. Jedną z jego pierwszych książek były właśnie wydane pierwotnie w 1955 roku wspomnienia skoczka z Zakopanego. Rogowski zajął się ich opracowaniem i tak powstała licząca sześć rozdziałów pozycja. Marusarz opowiada w niej o swoich przeżyciach nie tylko związanych ze sportem, ale także życiem osobistym i trudnym okresem II wojny światowej. Książkę czyta się bardzo dobrze, a wpływ ma na to bez wątpienia nietuzinkowa historia zakopiańskiego skoczka.

czwartek, 28 stycznia 2016

Minuta warta 10 euro, 'Ana' Lewandowska i cygaro w Le Scandale. Kulisy wizyty Thomasa Morgensterna w Polsce

To było jedno z największych wyzwań w mojej zawodowej karierze! Thomas Morgenstern – ośmiokrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski i dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli – zawitał do Polski, by promować swoją książkę „Moja walka o każdy metr” wydaną 13 stycznia przez Wydawnictwo SQN. Mimo że spędził nad Wisłą zaledwie 48 godzin, zdążył spotkać się z tysiącami fanów w Warszawie i w Zakopanem, podpisać kilkaset książek i zdjęć oraz udzielić kilkunastu wywiadów. Organizacja jego przyjazdu nie była zadaniem łatwym, ale najważniejsze, że nasi gości wrócili do Austrii zadowoleni.

Do wizyty Morgiego przygotowywaliśmy się w wydawnictwie od dłuższego czasu. I od początku wiedzieliśmy, że nie będą to zwykłe odwiedziny. A przekonaliśmy się o tym, gdy kilkanaście dni przed przyjazdem agent Thomasa, Hans Gschwendtner, poinformował nas, że skoczek poważnie zastanawia się nad przylotem do Polski… własnym śmigłowcem! Ekstrawagancja? Niekoniecznie. Chyba każdy z nas, posiadając takie cacko, chciałby jak najczęściej z niego korzystać. Morgenstern też miał taki zamiar, ale nie wiadomo było, czy na lot śmigłowcem pozwoli pogoda. Decyzja miała zapaść w ostatniej chwili. Czekaliśmy więc w napięciu. We wtorek dowiedzieliśmy się, że na 99% się uda. Kiedy w piątek o 9.19 agent Thomasa napisał: „We are in time”, wiedzieliśmy, że się zaczęło. Za kilka godzin mieliśmy się spotkać z legendą skoków narciarskich.

Piątek, 22 stycznia, godzina 12.35
Na lotnisku Babice stawiamy się we trójkę: ja, Szymon oraz Michał Jeziorny, który podczas wizyty będzie pełnić rolę tłumacza (przynajmniej oficjalnie, bo sprawdzi się też idealnie w roli spikera, kierowcy i… ochroniarza!). Kiedy przejeżdżamy wzdłuż płotu okalającego lądowisko, zauważamy śmigłowiec z flagą Austrii. Dosłownie przed chwilą Thomas szczęśliwie wylądował. Podjeżdżamy pod wieżę lotów, z bagażnika wyciągamy książki i czekamy. Próbujemy się dowiedzieć, w jaki sposób pasażerowie dotrą do wyjścia – obsługa lotniska każe nam czekać. Po kilku chwilach przyjeżdża agent Hans Gschwendtner z bagażami. Za moment dołączają do niego piloci: Stefan Seer oraz oczywiście Thomas Morgenstern. Uśmiechnięty, wyraźnie zadowolony, wita się z nami niemal czystą polszczyzną: „Cześć!”. Uścisk dłoni, pierwsze zdjęcie z książką, które za chwile obiegnie media społecznościowe, i możemy ruszać w trasę. Misja „Warszawa” rozpoczęta!