Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mike tyson. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mike tyson. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 listopada 2018

Listopadowe premiery (cz. 2)

Wydawnicze ostatki – tak w dużej mierze można podsumować drugą część listopada. Jeśli liczyliście na mocne zakończenie roku, będziecie nieco rozczarowani. Owszem, do sprzedaży trafi pięć ciekawych tytułów, ale to stosunkowo niewiele w porównaniu z poprzednimi latami, gdy nawet w grudniu trafiała się premiera głośnej pozycji.

Opis sportowych premier drugiej części tego miesiąca wypada zacząć od publikacji, nad którą niniejszy blog objął patronat medialny. Fani himalaizmu w ostatnim czasie nie mogą narzekać na nudę, więc nic dziwnego, że w 2018 roku czeka nas premiera jeszcze jednej pozycji o tej tematyce. 28 listopada do księgarni nakładem Wydawnictwa Agora trafi nowe wydanie książki Janusza Kurczaba, Wojciecha Fuska i Jerzego Porębskiego „Polskie Himalaje”. To publikacja, która „opowiada o najważniejszych wyprawach, podczas których dokonano pierwszych wejść na niezdobyte wcześniej szczyty, złotych latach polskiego himalaizmu zimowego, osiągnięciach Polaków w przejściach stylem alpejskim, samotnych wejściach i wyznaczaniu nowych dróg na szczyty. Autorzy opisują również największe tragedie, będące udziałem polskich wypraw”, jak przeczytać można w opisie. Pierwsze wydanie trafiło na rynek w 2008 roku w sześciu częściach i z płytą DVD. Nowa pozycja zawiera więc również uzupełnienie informacji z ostatniej dekady: „Zaktualizowana i poszerzona, jednotomowa edycja bestsellerowego, bogato ilustrowanego wydawnictwa poświęconego udziałowi Polaków w zdobywaniu najwyższych gór świata - Himalajów i Karakorum!”, stoi w zapowiedzi. Nic dziwnego, że całość liczy 464 strony i kosztuje nieco więcej niż standardowe tego typu publikacje: 49,99 zł. O tym, że warto sięgnąć po tę pozycję świadczy nie tylko patronat niniejszego bloga, ale również liczne wyróżnienia, które otrzymała książka, m.in. Nagroda Specjalna Jury 26. Festiwalu Górskich Filmów w czeskich Teplicach czy nagroda w kategorii Alpinizm, Eksploracja i Adventure zdobyta podczas 9. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego "Mountains, Extreme Sports and Adventures", zorganizowanego w listopadzie 2009 r. w Bansku w Bułgarii. W przedsprzedaży na LaBotiga.pl książka jest dostępna już za 37,49 zł.

Za wyjątkiem wspomnianego wyżej tytułu i jeszcze jednej pozycji, o której na końcu, najbliższe dni należeć będą jednak do Wydawnictwa SQN. 14 listopada nakładem tej firmy ukazała się kultowa „Wielka księga koszykówki” Billa Simmonsa. Książka w oryginale nazwana po prostu „Book of Basketball” znana jest milionom fanów kosza – to jedna z najciekawszych pozycji na ten temat, jakie kiedykolwiek napisano. „Od odwiecznego pytania o to, kto był górą w rywalizacji Billa Russella i Wilta Chamberlaina, przez rozważania na temat najlepszego zespołu w historii, po ranking 96 największych graczy w dziejach NBA i odkrycie »sekretu koszykówki«. Simmons otwiera – a potem zamyka raz na zawsze – każdą koszykarską debatę. Jego opinie są autorytarne, bywają kontrowersyjne, ale jednocześnie sprawiają, że każda strona Wielkiej księgi koszykówki dostarcza znakomitej rozrywki”, czytamy w zapowiedzi, która świetnie przybliża, o czym traktuje książka. Nie jest to encyklopedia, a raczej subiektywne spojrzenie na świat NBA poczynione przez doświadczonego dziennikarza i fana Boston Celtics. W publikacji nie brakuje uszczypliwości, prywatnych wycieczek, świetnych anegdot, ale nade wszystko dobrego humoru, który wylewa się niemal z każdej z aż 698 stron. To mnóstwo świetnego czytania dla fanów basketu, za które jednak trzeba trochę zapłacić. Okładkowa cena tej pozycji to 69,99 zł, ale na LaBotiga.pl w tej cenie oprócz książki czytelnik otrzymuje cały pakiet: piłeczkę, karty z quizem, opaskę i ściereczkę do smartfona, a wszystko zapakowane w „Box of basketball”. SQN zapewnia, że ta książka ma taką jakość, „jakby Michael Jordan wrócił na parkiet w najlepszej formie i zmierzył się z drużyną LeBrona Jamesa”. Pozostaje przekonać się o tym na własnej skórze! Tłumaczeniem książki zajął się Jakub Michalski.

czwartek, 24 grudnia 2015

Sportowa Książka Roku 2015. Who is who?

Jak zapewne wiecie, trwa coroczny plebiscyt na Sportową Książkę Roku. Jeśli ta informacja jest dla was nowością, to… nie wiem tak naprawdę, co robicie na tym blogu. No dobra, może weszliście przez przypadek albo włączyliście jakiś antyplebiscytowy filtr, który uodpornił was na wszelkie wiadomości o tym wydarzeniu. W każdym razie głosowanie czytelników trwa w najlepsze, więc warto włączyć się w zabawę i wytypować swojego faworyta. Być może pomocny okaże się ten właśnie tekst, w którym przybliżę 15 finałowych kandydatur.

Na początek trochę historii (to mój konik, więc bez tego się nie obejdzie). Tegoroczna edycja plebiscytu jest już trzecią, co niezmiernie cieszy. Zaczęło się dwa lata temu. Mniej więcej w sierpniu 2013 roku otrzymałem telefon od Krzyśka Baranowskiego, pomysłodawcy całego zamieszania [przeczytaj wywiad]. Przez dobre pół godziny przedstawiał ideę Sportowej Książki Roku, choć tak naprawdę po kilku pierwszych zdaniach byłem już przekonany, że to bardzo fajna inicjatywa, w którą warto się włączyć. Tak też zrobiłem i jako znany w środowisku bloger (choć niektórzy złośliwie twierdzą, że podrzędny – kto ma wiedzieć, to wie!), pomagałem przy pierwszych dwóch edycjach.

Za najlepszą publikację o sporcie 2013 roku uznana została (całkiem słusznie) pozycja „Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego [przeczytaj recenzję oraz wywiad z autorem], deklasując konkurencję. Tak to się zaczęło. Przed rokiem, w drugiej edycji, najlepszy okazał się duet Grzegorz Szamotulski-Krzysztof Stanowski, który ze swoją książką „Szamo” [przeczytaj recenzję] zebrał najwięcej głosów. Jak będzie w tym roku? Przekonamy się już w styczniu. Na razie trwa głosowanie czytelników, którzy mogą wskazać ich zdaniem najlepszy sportowy tytuł wydany w okresie październik 2014 – listopad 2015. Do wyboru mają 15 książek wytypowanych przez jury złożone z dziennikarzy sportowych i organizatorów. Ja w tym roku plebiscyt śledzę wyłącznie jako postronny widz, gdyż z racji moich silnych związków z Wydawnictwem Sine Qua Non, zostałem (w porozumieniu z organizatorami oczywiście) wyłączony z udziału w całej zabawie.

Nie przeszkadza to jednak w tym, aby zachęcić was do głosowania i pokrótce przedstawić każdą z kandydatur. Przyznam szczerze, że wybór jest piekielnie trudny, gdyż każda z nominowanych pozycji zasługuje na wyróżnienie. Nawet tegoroczne przyznanie dwóch nagród (czytelników i ekspertów) nie załatwi sprawy – na pewno pojawią się głosy rozczarowania. Ja mam cichą nadzieję, że ponownie uda się zwyciężyć polskiemu autorowi. To nasz plebiscyt i jestem zdania, że zagraniczne tytuły powinny startować w osobnej kategorii, a tytuł Sportowej Książki Roku powinien być przyznawany wyłącznie Polakom. Niestety nie udało mi się przeforsować tego pomysłu, ale może wkrótce się to zmieni? Niezależnie od formuły, głosować trzeba! Poznajcie więc nominowane przez jury książki.

niedziela, 27 września 2015

Top 10: Najostrzejsze biografie sportowców. Kto w swojej książce pojechał po bandzie? [+18]

Sportowcy biografie piszą – lepsze lub gorsze. Są książki nudne jak flaki z olejem, ale są też kontrowersyjne wspomnienia, w których nie brakuje smaczków, anegdot i ostrego języka. Zazwyczaj to właśnie o nich najgoręcej się dyskutuje, bardzo często właśnie te pozycje określane są mianem „must read”. Zapraszam do zapoznania się z rankingiem TOP10 najostrzejszych autobiografii w świecie sportu!

Jak powstało poniższe zestawienie? Bardzo prosto. Aby uniknąć wszelkich sporów, postanowiłem kierować się czystą matematyką. Książki sklasyfikowane zostały według średniej liczby wulgaryzmów na jedną stronę. O kolejności decydowało więc to, który autor w swoich wspomnieniach najczęściej posługiwał się mocnymi słowami. Jakimi dokładnie? To wyszczególnione zostało poniżej, bo każda książka pod względem zwrotów uważanych powszechnie za wulgarne została rozłożona na czynniki pierwsze. Oczywiście takie kryteria nie są do końca obiektywne, bo fakt, że ktoś rzuca w swojej biografii mięsem na prawo i lewo, nie musi koniecznie oznaczać, iż jest autorem najostrzejszych wspomnień. Po kolegach z boiska, trenerach czy działaczach można przecież „przejechać się” w inny sposób, bez używania bluzgów, i stworzyć w ten sposób pikantną lekturę. Nie bez znaczenia pozostaje też czcionka, bo w jednej książce na stronie mieści się np. 300 słów, a w innej np. 500, co ma przełożenie na średnią. Jak pokazują jednak wyniki rankingu, przyjęte kryterium okazało się jak najbardziej słuszne – chyba nikt nie powinien mieć uwag co do kolejności. Zapinamy więc pasy, rozsiadamy się wygodnie w fotelu i zaczynamy! Ostrzegam, to będzie jazda bez trzymanki!

UWAGA, DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU ZAWIERA LICZNE WULGARYZMY! JEŚLI NIE MASZ 18 LAT LUB JESTEŚ WRAŻLIWY NA OSTRY JĘZYK, NIE CZYTAJ DALEJ!

piątek, 5 grudnia 2014

Mike Tyson i „Jego prawda”

To najmocniejsza autobiografia sportowca, jaką kiedykolwiek czytałem. Wulgarna, ostra, fragmentami wręcz naturalistyczna, ale od pierwszej do ostatniej strony brutalnie szczera. Mike Tyson w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Moja prawda” postanowił rozliczyć się z dotychczasowym życiem oraz przybliżyć czytelnikom swoją fascynującą i przerażającą zarazem historię. "Najbardziej męska autobiografia w historii sportu"? Zdecydowanie tak.

Już pierwszy rzut oka na tę biografię pozwala stwierdzić, że będzie to wyjątkowa opowieść. Blisko 600 zapisanych drobnym maczkiem stron – dotychczas żaden sportowiec nie zdecydował się opowiedzieć o swoim życiu tak obszernie. Były wprawdzie pokaźne publikacje o Muhammadzie Alim czy Henryku Reymanie, ale to inni zdecydowali się napisać o nich. Żaden piłkarz, biegacz czy pięściarz nie przedstawił jeszcze swojej historii w taki sposób, ale też niewiele jest w świecie sportu postaci, które przeżyłyby tyle, co Mike Tyson. Zapewne każdy słyszał o tym pięściarzu, a wielu osobom wydaje się, że dobrze znają jego życie: tytuł najmłodszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii, odsiadka w więzieniu za gwałt, powrót na ring, odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, zwycięstwo z Andrzejem Gołotą. Ja też przed sięgnięciem po wspomnienia „Żelaznego Mike’a” byłem przekonany, że dosyć dobrze znam okoliczności tych wszystkich wydarzeń, tym bardziej, że czytałem kiedyś książkę Przemysława Słowińskiego „Bestia. Historia Mike’a Tysona”. Po lekturze „Mojej prawdy” przekonałem się jednak, jak niewiele wiedziałem dotychczas o życiu „ostatniego prawdziwego króla boksu”.

Młodociany przestępca
Książkę, co jest już standardem w przypadku biografii, rozpoczyna prolog. Mike Tyson opisuje okoliczności procesu i rozprawy końcowej z 1992 roku, kiedy to został przez sąd skazany na sześć lat więzienia za rzekomy gwałt na 18-letniej Desiree Washington. Już ten początkowy fragment bardzo dobrze charakteryzuje „Moją prawdę”. Tragedia łączy się tutaj z komedią, a bolesnemu doświadczeniu, jakim musiało być z pewnością przypomnienie sobie tamtych chwil, towarzyszy dystans i humor opowiadającego. Tyson przekazuje złość, którą czuł w momencie odczytywania wyroku (w myślach o sędzinie: „jebana dziwka”), ale jednocześnie potrafi żartobliwie komentować tę historię po latach („najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu”). Tak, tak, właśnie takie wyrażenia znaleźć można w książce i trzeba się do tego przyzwyczaić, gdyż na kolejnych stronach nie brakuje nawet jeszcze mocniejszych tekstów. Autobiografia „Bestii” nie jest lekturą dla wrażliwych osób, a od dzieci należałoby ją trzymać z daleka. Tyson nie przemilcza absolutnie żadnej kwestii, nie ma dla niego tematów tabu, co czyni z jego książki niezwykle mocne i brutalnie szczere wspomnienia.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Listopadowe premiery (cz. 1)

Zbliża się koniec roku, więc czytelnicy mogą zacierać ręce. Na gorący przedświąteczny okres wydawnictwa przygotowują zazwyczaj najwięcej propozycji, żeby przypadkiem nikt nie miał problemu z wyborem prezentu pod choinkę. Nie inaczej jest w tym roku, a wydawniczą ofensywę można będzie zaobserwować już w tym miesiącu, kiedy do sprzedaży trafili wiele interesujących pozycji o tematyce sportowej.

Na początek o publikacji, nad którą jako blog Książki Sportowe objąłem patronat medialny. 14 listopada do księgarni w całej Polsce trafi pozycja zatytułowana „Sztuczki i triki piłkarzy Legii Warszawa”. Jak łatwo się domyślić, jest to raczej propozycja dla młodszych czytelników, którzy chcieliby udoskonalić swoją grę, wzorując się na zawodnikach aktualnego mistrza Polski. Jak informuje Wydawnictwo RM, odpowiedzialne za wypuszczenie publikacji na rynek, „w książce przedstawiono 36 trików, zagrań i zwodów, które powinien poznać każdy, kto chce górować nad rywalami w meczu. Poszczególne kroki ćwiczeń dokładnie opisano i pokazano na kolorowych ilustracjach”. Oprócz cennych porad na temat tego, jak ćwiczyć różne elementy piłkarskiego rzemiosła, w tej pozycji znaleźć będzie można także metryczki piłkarzy Legii – zarówno występujących w zespole ze stolicy obecnie, jak i tych, którzy przed laty reprezentowali barwy warszawskiego klubu. Czytelnicy będą więc mogli poznać przebieg kariery takich zawodników jak Jakub Rzeźniczak, Miroslav Radović i Ivica Vrdoljak, ale przeczytają też o Kazimierzu Deynie, Leszku Piszu czy Arturze Borucu.

Warto zaznaczyć, że książka została stworzona przez ludzi znających się na rzeczy. Jej autorzy – Tomasz Bocheński i Tomasz Borkowski – na co dzień pracują w Akademii Piłkarskiej Lechii Gdańsk. Pierwszy jest jej dyrektorem, drugi trenerem-koordynatorem młodzieżowych grup. Rodzice, którzy chcieliby więc sprezentować swoich pociechom pozycję „Sztuki i triki piłkarzy Legii Warszawa”, mogą mieć pewność, że przedstawione w niej ćwiczenia zostały opracowane przez fachowców. To niewątpliwie duża zaleta. Jak łatwo się domyślić, książka nie jest szczególnie obszerna – liczy 64 strony. Niewiele, jednak dla młodszych czytelników zdecydowanie wystarczająco. Cena tej publikacji nie jest zbyt wygórowana, gdyż na okładce widnieje kwota 19,90 zł. Bez wątpienia książka może się więc sprawdzić jako prezent na Mikołaja, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jej tematyka powiązana została z najbardziej medialnym obecnie klubem w Polsce. Ojcowie kibicujący Legii z pewnością nie będą się dwa razy zastanawiać nad jej kupnem, szczególnie, jeśli marzą o tym, żeby wkrótce ich pociecha została drugim Deyną lub Brychczym.

środa, 18 grudnia 2013

"Nie kierujemy się wyłącznie zyskiem" - wywiad z Łukaszem Kuśnierzem i Przemysławem Romańskim z Sine Qua Non (cz. 1)

Od prawej: Łukasz Kuśnierz, Przemysław Romański
i Michał Rędziak, czyli właściciele SQN w komplecie
Historia powstania Wydawnictwa Sine Qua Non to opowieść rodem z Hollywood. W 2010 roku dwaj koledzy pracujący w firmie zajmującej się dystrybucją sprzętu komputerowego postanowili zacząć wydawać książki. Jako że jeden z nich jest zagorzałym fanem futbolu i FC Barcelony, postarał się o to, żeby w Polsce ukazały się wspomnienia Andrésa Iniesty. Autobiografia hiszpańskiego piłkarza okazała się dużym sukcesem, który pociągnął za sobą kolejne pozycje. Do tego stopnia, że dziś Sine Qua Non to wydawnictwo wypuszczające na polski rynek zdecydowanie największą liczbę książek sportowych. Zapraszam na pierwszą część ekskluzywnej rozmowy z jego założycielami - Łukaszem Kuśnierzem i Przemysławem Romańskim.

- Jaka myśl przyświecała Panom, kiedy w 2010 roku zakładaliście Wydawnictwo Sine Qua Non?

Łukasz Kuśnierz: Kiedy zakładaliśmy Sine Qua Non, nie było to w ogóle wydawnictwo sportowe. Pierwsza książka, którą wydaliśmy, była związana z popkulturą, a dokładnie z serialem telewizyjnym, którego obaj byliśmy fanami. Przemek trafił na książkę o tym serialu i zapytał mnie, czy chciałbym mu pomóc w jej wydaniu. Powiedziałem, że jak najbardziej możemy spróbować. To było w połowie 2010 roku, natomiast w 2011 Przemek, jako wielki fan FC Barcelony, przyszedł do mnie z książką Andrésa Iniesty, o której przeczytał gdzieś w internecie. Pamiętam, że na początku planowaliśmy wydać ją w nakładzie 700 egzemplarzy. Ostatecznie przekonaliśmy się do 1000.
Przemysław Romański: Chcieliśmy wydać tę książkę dla samych siebie, dla własnej frajdy i ewentualnie grona najbliższych znajomych.
Ł.K.: Ta pierwsza książka jakoś się tam sprzedawała, nie był to wtedy jeszcze bestseller, ale szło całkiem nieźle. Podobało nam się to, co wokół niej zrobiliśmy. Kiedy Przemek przyszedł z tematem książki piłkarskiej, pomyślałem: „Czemu nie?”. Choć nie mam do końca sportowego usposobienia, stwierdziłem, że spróbujemy ją wydać. No i tak to się zaczęło.
P.R.: Biografię Iniesty udało się wydać przy okazji La Manity (zwycięstwo FC Barcelony nad Realem Madryt 5:0, było to 29 listopada 2010 roku – przyp. red.). Zrobiliśmy świetną promocję ze stacją CANAL+ i zorganizowaliśmy bezpośrednią sprzedaż dla fanów. Idealnie wstrzeliliśmy się z tą książką w okres, w którym Barcelona uważana była za najlepszą drużynę świata, a jej popularność ciągle rosła. Zespół osiągał wtedy niesamowite wyniki, a dodatkowo był to czas przedświąteczny, tuż przed mikołajkami. To był także moment odświeżenia na rynku książek sportowych, a o Barcelonie nie było wtedy żadnej pozycji. Kilka, a może nawet kilkanaście czynników złożyło się na to, że wyszedł nam ogromny sukces – i sprzedażowy, i marketingowy. To pozwoliło nam się odbić i móc inwestować w następne tytuły sportowe. Dzięki temu mogliśmy się rozwijać, to był taki pozytywny…
Ł.K.: …kopniak. Tylko od razu dodamy, że to nie było tak, że wszystko poszło ładnie, pięknie i było miło. Że po pierwszej książce od razu założyliśmy firmę, biuro, zatrudniliśmy ludzi, siedzieliśmy jako prezesi w koszulach za biurkami i czekaliśmy tylko na spływające pieniądze. Przez cały rok 2011 i połowę 2012 dzieliliśmy obowiązki między naszą stałą pracę, z której mogliśmy żyć, a wydawanie książek, które bardziej przynosiło nam satysfakcję niż jakieś pieniądze, przynajmniej w tamtym momencie. Dopiero po dwóch latach od założenia wydawnictwa stanęliśmy na nogi na tyle, żeby zająć się już wyłącznie książkami. Najpierw zrobiłem to ja, potem dołączył Przemek, jeszcze później pojawił się trzeci wspólnik…
P.R.: Odcięliśmy się od naszych podstawowych zajęć, mogliśmy się już w pełni skupić na wydawaniu książek i ich promowaniu.
Ł.K.: Zabawne jest też to, że żaden z nas nie był związany w żaden sposób z branżą wydawniczą, nawet z branżą księgarską nie mieliśmy nic wspólnego.
P.R.: Po prostu lubiliśmy czytać książki (śmiech).
Ł.K.: Tak. Znaliśmy się jako koledzy z pracy. Pracowaliśmy w jednym pokoju, biurko w biurko, w firmie, która zajmowała się dystrybucją sprzętu komputerowego. Połączyła nas pasja, i do książek i do piłki, choć to drugie raczej Przemka i Michała (Michał Rędziak – trzeci z właścicieli wydawnictwa – przyp. red.), mnie z Przemkiem bardziej wspomniany serial. Dlatego też, tak jak piszemy w misji wydawnictwa, naszym celem jest wydawanie książek z pasją.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

„Śpiewający Ptaszek” vs. „Bestia”

W meczach Brazylii, w których grał
Garrincha, "Canarinhos" przegrali tylko raz.
Źródło: www.wikipedia.pl
Garrincha i Mike Tyson to sportowcy wyjątkowi. Mimo iż żyli w różnych latach, uprawiali inne dyscypliny sportu i urodzili się na różnych kontynentach, w ich życiorysach można doszukać się wielu podobieństw. Obaj wychowali się w biedzie, a sport stał się dla nich szansą na lepsze życie. Obaj z tej szansy nie do końca skorzystali.

Przedstawienie pełnej historii życia Garrinchy i Tysona zajęłoby sporo miejsca. W przypadku obu sportowców mamy bowiem do czynienia z wieloma ciekawymi, choć nierzadko tragicznymi wydarzeniami, które zbudowały ich legendę. Tyson pisze swoją historię w dalszym ciągu, skupiając się jednak obecnie na odcinaniu kuponów od sławy. Funkcjonuje jako gwiazda show-biznesu. Garrincha do swojej legendy nic dodać już niestety nie może, gdyż odszedł z tego świata przed blisko trzydziestoma laty. Żeby udowodnić, że życie brazylijskiego piłkarza i amerykańskiego boksera było pełne wzlotów i upadków, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu opisującego ich życiorysy, który stworzyłem na podstawie materiałów filmowych i zdjęć pochodzących z YouTube i innych serwisów: