Pokazywanie postów oznaczonych etykietą borussia monchengladbach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą borussia monchengladbach. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 lipca 2015

Magia Gladbach zaklęta w fotografii

Nie Kuba Błaszczykowski, a Przemek Nieciejewski będzie pierwszym Polakiem, który w najbliższym czasie wyda książkę sportową w Niemczech. 24 lipca do sprzedaży za naszą zachodnią granicą trafi jego album „Wir leben Borussia” z ponad 150 fotografiami ukazującymi kibiców Borussii Monchengladbach.

Jak doszło do powstania albumu? – Pomysł na album zrodził się mniej więcej rok temu – mówi jego twórca, Przemek Niciejewski. – Scena kibicowska Gladbach jest absolutnie unikalna. Tłumy kibiców na każdym meczu wyjazdowym, tysięczny fan club zarejestrowany w ubiegłym tygodniu, pierwsze stowarzyszenie kibiców w Niemczech i mnóstwo mniej lub bardziej dostrzegalnych niuansów tworzących fascynującą mozaikę – wyjaśnia. Owa mozaika przedstawiona została na 200 stronach, a całość prezentuje się świetnie. Zdjęcia robione są z pomysłem, każde przedstawia jakąś historię, ale fenomenem jest, że niemal na żadnej fotografii nie zobaczymy boiska czy piłkarzy. To nie oni są tutaj głównymi bohaterami. Autor obiektyw swojego aparatu skierował na trybuny, niejako odwracając powszechny schemat, w którym to fani spoglądają na to, co dzieje się na murawie.

- Bardziej interesuje mnie zdjęcie kibiców udających się na mecz czwartoligowego klubu, niż kolejna fotografia Messiego czy Cristiano Ronaldo – tłumaczy 36-letni autor. – Fotografią pasjonuję się od zawsze, początkowo bardziej teoretycznie, ale od czterech lat zajmuję się rejestrowaniem kultury kibicowskiej – dodaje. To czuć, kiedy przegląda się album, gdyż niemal każde z ujęć ma w sobie jakąś historię. Są fotografie zwracające uwagę na symbole, takie jak szalik, herb, czapka czy tatuaż, są te, które aspirują do miana zdjęć artystycznych, a są też takie, które po prostu ukazują tłum kibiców idących na mecz lub zgromadzonych na stadionie. To jednak, co najważniejsze, to emocje. Odgrywają one główną rolę w kulturze kibicowskiej, biją również z większości zdjęć, co sprawia, że album staje się pozycją obowiązkową każdego fana Gladbach.

niedziela, 5 października 2014

Stefan I Niepokorny

Po 11 latach od premiery w Niemczech, dzięki nowemu Wydawnictwu Duch Sportu, do polskich księgarni trafiła wreszcie autobiografia Stefana Effenberga. Wiele obiecywałem sobie po tej lekturze, bo też były piłkarz Bayernu Monachium zawsze należał do zawodników, którzy mówią to, co myślą. Po raz kolejny okazało się, że szczerość to całkiem niezły przepis na dobrą książkę, gdyż „Niepokorny” zdecydowanie spełnił moje oczekiwania.

Effenberg „mówi jak było”
Nie jest to wprawdzie regułą, ale najczęściej wspomnienia piłkarskich „bad boys” czyta się dużo lepiej niż biografie ułożonych zawodników. Powód jest prozaiczny – tacy piłkarze mają więcej ciekawego do powiedzenia i zazwyczaj nie obawiają się konsekwencji tego, co napiszą. Można być pewnym, że sięgając po książkę takiego jegomościa, nie będziemy ze znużeniem przerzucać kolejnych kartek z myślą, żeby jak najszybciej mieć to już za sobą. Szczerość to podstawa sukcesu tego typu pozycji, co sprawdziło się chociażby w przypadku świetnej autobiografii Zlatana Ibrahimovicia czy wspomnień Wojciecha Kowalczyka. Oczywiście zdarza się, że zawodnicy, którzy nigdy nie wywołali większego skandalu, też napiszą świetną książkę. Udowodnił to ostatnio Andrea Pirlo, tworząc kapitalne dzieło zatytułowane „Myślę, więc gram”. Wspomnienia Stefana Effenberga raczej trudno porównać do biografii Włocha, bo to książka o zupełnie innym charakterze, ale obie czytało mi się równie dobrze, co dla „Niepokornego” jest świetną rekomendacją.

O ile w przypadku „Myślę, więc gram” można było zachwycać się językiem, ironią i samą formą narracji, z autobiografią „Effego” jest nieco inaczej. Jeśli chodzi o sposób przedstawienia swojego życia, niemiecki piłkarz nie zdecydował się na żadną rewolucję – po prostu opowiada o kolejnych etapach kariery i tym, co jej towarzyszyło. Nie pomija jednak trudnych tematów, nie boi się jasno wyrazić swojego zdania czy skrytykować wielu osób. „Niepokorny” to tytuł idealny do wspomnień Effenberga, bo odzwierciedla zarówno charakter autora, jak i samą formę książki. Jeśli ktoś podpadł Niemcowi, może być pewny, że we wspomnieniach niemieckiego zawodnika znajdzie kilka gorzkich słów na swój temat. Parafrazując słynne powiedzenie Mariusza Maksa Kolonki, Effenberg „mówi jak było” i to chyba największa wartość jego wspomnień.