Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty

środa, 31 grudnia 2014

O roku ów!

To było niezwykle intensywne dwanaście miesięcy. Rynek książek sportowych w Polsce cały czas się rozwija, a wraz z nim rozrasta się niniejszy blog. Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że to obecnie najlepsze w Polsce źródło informacji dotyczące publikacji o sporcie. Nie ukrywam, że osiągnięcie takiego stanu rzeczy kosztowało mnóstwo pracy i wymagało poświęcenia niezliczonej liczby godzin. W tym ostatnim dniu 2014 roku warto więc podsumować, co do tej pory udało się osiągnąć.

Patrząc na to, jak blog wygląda obecnie, czuję dumę. Zakładając go w lutym 2012 roku, nie sądziłem, że tak bardzo się rozwinie. Z jego powstaniem wiąże się ciekawa historia. Być może serwis www.ksiazkisportowe.blogspot.com w ogóle by nie powstał, a Wy nie czytalibyście tych słów, gdyby nie… pewien fotoreporter opolskiej „Gazety Wyborczej”. To właśnie on wpadł na pomysł, że zaliczeniem warsztatów internetowych, które prowadził, a w których ja uczestniczyłem, będzie wykonanie kilku zadań na założonym specjalnie na potrzeby przedmiotu blogu. Długo zastanawiałem się nad jego tematyką, a właściwie nad wyborem pomiędzy polskim rapem i książkami sportowymi. Postawiłem na to drugie i dzisiaj nie żałuję tej decyzji. Mogę tylko podziękować Michałowi Grocholskiemu, że poprzez to obowiązkowe zadanie „zmusił mnie” do założenia bloga. Mimo że wcześniej chodziło mi to po głowie, być może nigdy bym się na to nie zdecydował. Skoro jednak strona już powstała i pojawiło się na niej kilka obowiązkowych wpisów, pomyślałem: „Czemu by tego nie kontynuować?”.

Początkowo pisałem wyłącznie hobbystycznie. Jak wpadł mi do głowy ciekawy temat i miałem chwilę wolnego czasu, umieszczałem wpis. Nie było w tym ani specjalnego pomysłu, ani regularności. Mniej więcej w połowie ubiegłego roku zacząłem współpracę z pierwszymi wydawnictwami, które zaczęły podsyłać mi książki do recenzji. Założyłem także fan page na Facebooku, potem konto na Twitterze. Blog zaczął się rozwijać, popularność i liczba odwiedzin zaczęły rosnąć. Zakasałem rękawy i stwierdziłem, że 2014 rok musi być taki, jak końcówka ubiegłych dwunastu miesięcy, kiedy to na blogu umieszczałem po kilkanaście postów miesięcznie. Tak też się stało, dzięki czemu ostatni tegoroczny wpis ma numer 138. Nieźle, bo w poprzednich dwóch latach uzbierało się łącznie… 112 postów. Różnica jest więc ogromna.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Janusz Trupinda: „Dla Gedanii nie było miejsca w powojennej rzeczywistości” [Wywiad]

Fot. zbiory prywatne Janusza Trupindy
Jakiś czas temu natrafiłem na blog „Gedania. Zapiski na marginesie książki”. Okazało się, że stronę prowadzi Janusz Trupinda (na zdjęciu), pracownik Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, który pracuje właśnie nad publikacją poświęconą Gedanii – gdańskiemu klubowi sportowemu z bogatą, lecz jednocześnie tragiczną przeszłością sięgającą okresu międzywojennego. Zainteresowany tematyką, postanowiłem zadać autorowi kilkanaście pytań. Efektem tego poniższa rozmowa.

- Jak idą prace nad książką?

Cały czas systematycznie „do przodu”. Ze względu na inne obowiązki i zobowiązania nie mogę niestety poświęcić na jej przygotowywanie tyle czasu, ile bym chciał, ale jestem zadowolony z postępów.

- Ma Pan wyznaczony jakiś graniczny termin ukończenia publikacji?

Termin ukończenia publikacji określiłem sobie słowem „jesień”. Chciałbym zakończyć pisanie do końca października, gdyż później przyjdzie jeszcze czas na recenzję, redakcję i skład. Realnym terminem wydania jest więc wiosna przyszłego roku. Muszę jeszcze znaleźć odpowiednie wydawnictwo. Pierwsze rozmowy już się toczą, ale do finalizacji jeszcze daleko.

- W czerwcu założył Pan blog "Gedania. Zapiski na marginesie książki". Powstał on przede wszystkim z myślą o tym, żeby opublikować na nim to, co nie zmieści się w książce?

Wszelakich wątków związanych z działalnością Gedanii jest tyle, że na pewno nie da rady zmieścić tego w książce. Są kwestie wątpliwe, zagadki, których nie jestem w stanie rozwikłać. Może ktoś pomoże? Przede wszystkim chciałbym jednak dotrzeć do ludzi. Mimo, że posiadam adresy rodzin dawnych Gedanistów i mógłbym rozesłać oficjalne pisma z logo Muzeum Historycznego z prośbą o pomoc w pisaniu książki, to nie chcę tego robić. Nie chcę wchodzić ludziom „z butami” do domu, narzucać się. Wyszedłem z założenia, że jeżeli ktoś interesuje się historią klubu, czy choćby bada dzieje swoich przodków lub rodziny, to na pewno będzie przeszukiwał internet i w ten sposób się na mnie natknie. Wolałbym, żeby odbyło się to raczej w ten sposób, niż poprzez moją inicjatywę i nagabywanie.

sobota, 29 czerwca 2013

O fenomenie futbolu oczami piłkarskiego maniaka

Brakowało dotychczas w Polsce książki na miarę „Futbolowej gorączki” Nicka Hornby’ego, która w ciekawy sposób opowiadałby o fenomenie kibicowania. Dzieło dziennikarza „Tygodnika Powszechnego” – Michała Okońskiego zatytułowane „Futbol jest okrutny” ma bez wątpienia potencjał, by stać się polską wersją kultowej brytyjskiej pozycji. Szkoda jednak, że autor w niewielkim stopniu skupił się w nim na rodzimym futbolu.

Michał Okoński swoją książkę postanowił podzielić na części, z których składa się mecz piłkarski. Zamiast wstępu jest więc „Rozgrzewka”, następnie pierwsza i druga połowa, potem dogrywka, a zakończenie autor zatytułował „Zamiast rzutów karnych”. W jego wykonaniu zdecydowanie najlepsza jest pierwsza część spotkania. Dziennikarz pisze w niej bowiem o fenomenie piłki nożnej, jej wspaniałości, a zarazem nieprzewidywalności w sposób najbardziej uniwersalny. Odnosi się w największym stopniu do takiego kibicowania, które jest nieobce każdemu, kto interesuje się futbolem. Kreśli obraz siebie jako kibica zakochanego bez pamięci w swojej drużynie, podporządkowującego występom ulubionego zespołu całą swoją egzystencję. Autora zrozumie bez wątpienia każdy zagorzały fan FC Barcelony, Manchesteru United, Legii Warszawa czy Wisłoki Dębica. Kibicowanie ma bowiem charakter uniwersalny i wszystkie zachowania oraz uczucia związane z trzymaniem kciuków za Tottenham Hotspur (ulubiony klub Okońskiego), łatwo można odnieść do każdej innej drużyny.

niedziela, 30 grudnia 2012

300

Zaczęło się niewinnie, a skończyło na czterech półkach,
które uginają się od książek o sporcie...
Nie, to nie będzie wpis o popularnym swego czasu filmie o Spartanach, nie ta tematyka. Nie jest to też numer wpisu na tym blogu, bo musiałbym teksty „wypluwać” z szybkością karabinu maszynowego, a cenię jakość, niekoniecznie ilość. Dlaczego zatem taki tytuł? Już śpieszę z wyjaśnieniem.

Chciałem, żeby tytuł tego posta oznaczał liczbę książek o sporcie, które są obecnie w moim posiadaniu. Chciałem, więc jak łatwo się domyślić, nic z tego nie wyszło. Niestety, mimo moich szczerych chęci, do tej pełnej liczby jeszcze trochę brakuje. Z okazji kończącego się roku postanowiłem zliczyć wszystkie książki, zwłaszcza, że w ostatnim czasie moja kolekcja nieco się wzbogaciła. Zacząłem więc liczyć i skończyłem na 294 pozycjach. Nieźle, liczba może zrobić wrażenie, chociaż dla wielkich fanów książek sportowych zgromadzenie takiej kolekcji nie będzie jakimś wielkim wyczynem. Taki Sebastian Bergiel, autor książki „Odra Opole Antoniego Piechniczka w latach 1975-1979”, z którym wywiad możecie przeczytać tutaj, ma w swojej kolekcji ponad 700 książek o sporcie! A mogę się założyć, że w Polsce znajdą się tacy pasjonaci, którzy mogą pochwalić się posiadaniem różnych publikacji liczonych nie w sektach, a tysiącach egzemplarzy! Od czegoś jednak trzeba zacząć, a poza tym, jak już wspominałem, cenię sobie jakość, nie ilość i tą zasadą kieruję się też przy kupowaniu wydawnictw o sporcie. Dzięki temu mogę pochwalić się kilkoma perełkami, których zdobycie dziś nie jest już sprawą łatwą.

czwartek, 29 listopada 2012

Więcej znaczy lepiej?

Rynek książek sportowych ciągle się rozwija. Ukazuje się coraz więcej dzieł, są one dostępne w wielu miejscach, w Polsce wydawane są także przekłady książek zagranicznych autorów. Czy jednak większy popyt na sportowe wydawnictwa idzie w parze z podejmowaniem tego tematu przez media? Wydaje się, że niekoniecznie.

"Smolar. Piłkarz z charakterem" to jedna
z tych pozycji, które można było kupić
w Empiku z 25% rabatem tuż po wydaniu.
Książki o sporcie nie są szczególnie interesującym tematem. Zdaję sobie z tego sprawę, że czytanie lub też zbieranie wydawnictw tego typu nie stanowi hobby dużej liczby osób. Owszem, przeciętny kibic sięgnie od czasu do czasu po jakąś pozycję dotyczącą piłki nożnej, koszykówki czy lekkiej atletyki, ale nie zdarza się to zapewne często. Czytelnictwo w Polsce nie powala na kolana, a książki stają się coraz droższe, co z pewnością nie polepsza sytuacji. Gdyby zapytać paru kibiców, po jaką sportową pozycję sięgnęli w ostatnim czasie, pewnie mieliby trudności z wytypowaniem kilku tytułów. Myślę jednak, że sytuacja i tak jest lepsza niż jeszcze kilka lat temu. W porównaniu z czasami, kiedy zacząłem na dobre interesować się tym, co ukazuje się na rynku książek sportowych, jest dużo, dużo lepiej. Przede wszystkim pozycje sportowe stały się bardziej dostępne. Już nie trzeba szukać tylko i wyłącznie w stacjonarnych księgarniach czy nielicznych sklepach internetowych, które oferowały głównie to, co ich fizyczne odpowiedniki. Wybór miejsca, w którym można dokonać zakupu jest o wiele większy. Przed EURO 2012 wydawnictwa o piłce nożnej pojawiły się przecież nawet w… Biedronce! I to w niższej cenie niż w księgarniach! Większa konkurencja jest pozytywnym zjawiskiem dla czytelnika. Sklepy muszą walczyć o klienta, więc organizują różnego rodzaju promocje bądź wyprzedaże, na których można zaoszczędzić sporo pieniędzy, kupując, na przykład, nową książkę z 25-cio procentową zniżką, jak często bywa w Empiku (tak było chociażby z nowym wydaniem „Deyny” Stefana Szczepłka czy książką „Smolar. Piłkarz z charakterem” Jacka Perzyńskiego).

poniedziałek, 4 czerwca 2012

„Śpiewający Ptaszek” vs. „Bestia”

W meczach Brazylii, w których grał
Garrincha, "Canarinhos" przegrali tylko raz.
Źródło: www.wikipedia.pl
Garrincha i Mike Tyson to sportowcy wyjątkowi. Mimo iż żyli w różnych latach, uprawiali inne dyscypliny sportu i urodzili się na różnych kontynentach, w ich życiorysach można doszukać się wielu podobieństw. Obaj wychowali się w biedzie, a sport stał się dla nich szansą na lepsze życie. Obaj z tej szansy nie do końca skorzystali.

Przedstawienie pełnej historii życia Garrinchy i Tysona zajęłoby sporo miejsca. W przypadku obu sportowców mamy bowiem do czynienia z wieloma ciekawymi, choć nierzadko tragicznymi wydarzeniami, które zbudowały ich legendę. Tyson pisze swoją historię w dalszym ciągu, skupiając się jednak obecnie na odcinaniu kuponów od sławy. Funkcjonuje jako gwiazda show-biznesu. Garrincha do swojej legendy nic dodać już niestety nie może, gdyż odszedł z tego świata przed blisko trzydziestoma laty. Żeby udowodnić, że życie brazylijskiego piłkarza i amerykańskiego boksera było pełne wzlotów i upadków, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu opisującego ich życiorysy, który stworzyłem na podstawie materiałów filmowych i zdjęć pochodzących z YouTube i innych serwisów:

niedziela, 19 lutego 2012

Na początek

Nie jest prawdą, że kibic nie czyta. Nie jest również prawdziwym stwierdzenie, że w Polsce ukazuje się niewiele książek o sporcie. Wprawdzie półki w księgarniach nie uginają się pod ich ciężarem, ale na przestrzeni lat trochę pozycji o sporcie pojawiło się na rynku. O tych nowych i starszych, a także o wydarzeniach sportowych, które opisują, będzie ten blog. Zapraszam wszystkich do odwiedzania, czytania i komentowania.