środa, 31 grudnia 2014

O roku ów!

To było niezwykle intensywne dwanaście miesięcy. Rynek książek sportowych w Polsce cały czas się rozwija, a wraz z nim rozrasta się niniejszy blog. Nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że to obecnie najlepsze w Polsce źródło informacji dotyczące publikacji o sporcie. Nie ukrywam, że osiągnięcie takiego stanu rzeczy kosztowało mnóstwo pracy i wymagało poświęcenia niezliczonej liczby godzin. W tym ostatnim dniu 2014 roku warto więc podsumować, co do tej pory udało się osiągnąć.

Patrząc na to, jak blog wygląda obecnie, czuję dumę. Zakładając go w lutym 2012 roku, nie sądziłem, że tak bardzo się rozwinie. Z jego powstaniem wiąże się ciekawa historia. Być może serwis www.ksiazkisportowe.blogspot.com w ogóle by nie powstał, a Wy nie czytalibyście tych słów, gdyby nie… pewien fotoreporter opolskiej „Gazety Wyborczej”. To właśnie on wpadł na pomysł, że zaliczeniem warsztatów internetowych, które prowadził, a w których ja uczestniczyłem, będzie wykonanie kilku zadań na założonym specjalnie na potrzeby przedmiotu blogu. Długo zastanawiałem się nad jego tematyką, a właściwie nad wyborem pomiędzy polskim rapem i książkami sportowymi. Postawiłem na to drugie i dzisiaj nie żałuję tej decyzji. Mogę tylko podziękować Michałowi Grocholskiemu, że poprzez to obowiązkowe zadanie „zmusił mnie” do założenia bloga. Mimo że wcześniej chodziło mi to po głowie, być może nigdy bym się na to nie zdecydował. Skoro jednak strona już powstała i pojawiło się na niej kilka obowiązkowych wpisów, pomyślałem: „Czemu by tego nie kontynuować?”.

Początkowo pisałem wyłącznie hobbystycznie. Jak wpadł mi do głowy ciekawy temat i miałem chwilę wolnego czasu, umieszczałem wpis. Nie było w tym ani specjalnego pomysłu, ani regularności. Mniej więcej w połowie ubiegłego roku zacząłem współpracę z pierwszymi wydawnictwami, które zaczęły podsyłać mi książki do recenzji. Założyłem także fan page na Facebooku, potem konto na Twitterze. Blog zaczął się rozwijać, popularność i liczba odwiedzin zaczęły rosnąć. Zakasałem rękawy i stwierdziłem, że 2014 rok musi być taki, jak końcówka ubiegłych dwunastu miesięcy, kiedy to na blogu umieszczałem po kilkanaście postów miesięcznie. Tak też się stało, dzięki czemu ostatni tegoroczny wpis ma numer 138. Nieźle, bo w poprzednich dwóch latach uzbierało się łącznie… 112 postów. Różnica jest więc ogromna.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Roman Kołtoń: „Boniek to postać, która mnie fascynuje. Napiszę kiedyś jego biografię” [Wywiad]

Roman Kołtoń to typ człowieka, który z książkami jest za pan brat. Zbiera je od dziecka, w swoim autorskim dorobku ma kilka pozycji dotyczących futbolu, ale lubi także spędzić wieczór z dobrą lekturą, niekoniecznie sportową, w ręku. Dość powiedzieć, że jego domowa kolekcja liczy obecnie kilkaset piłkarskich publikacji, wśród których znaleźć można prawdziwe perełki. W wywiadzie dla bloga dziennikarz stacji Polsat Sport opowiada o napisanych przez siebie książkach, zdradza swoje literackie plany i marzenia, a także poleca wartościowe pozycje.

- Pod koniec czerwca do księgarni trafiła najnowsza z pańskich książek – biografia „Deyna, czyli obcy”. Nie ukrywa Pan, że powstała ona nieco przypadkowo. Jak to dokładnie wyglądało?

Często zastanawia mnie, jak ludzie radzą sobie ze swoim życiem. Wpadłem więc na pomysł stworzenia książki zatytułowanej „Mundial życia”, w której chciałem połączyć cztery postaci: Ernesta Wilimowskiego, Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka i Roberta Lewandowskiego. Szalony pomysł? Może. Natomiast wydaje mi się, że pewne rzeczy – ludzkie wybory, emocje, dramaty, kulisy karier – w przypadku tych piłkarzy się powtarzają. Na przykład takie finanse – były za Wilimowskiego, są za Lewandowskiego. Skala tych pieniędzy się zmieniła, ale one były i są obecne. Kolejny element – walka o przywództwo czy pozycję w drużynie. Wilimowski przeżywał to w Ruchu Hajduki Wielkie i w reprezentacji, doświadczał tego i Deyna, i Boniek, i doświadcza tego teraz Lewandowski. Dzisiaj już wiemy, że będzie kapitanem drużyny narodowej, ale jeszcze niedawno wszyscy debatowali, kto powinien nim zostać. Ktoś powie, że dyskusja jest zamknięta. Ok, jest zamknięta, ale była częścią publicznej wręcz debaty. Ile rzeczy można by napisać na ten temat!

- Zaczął więc Pan pisać, ale nagle okazało się, że życie Deyny godne jest osobnej publikacji.

Zacząłem prace nad Wilimowskim i gromadziłem materiały do Bońka, ale kiedy wszedłem w materię Deyny, zdałem sobie sprawę, że można z tego stworzyć coś więcej niż tylko część książki. Miałem napisanych 200 tysięcy znaków o Wilimowskim, a kiedy po krótkim czasie tyle samo udało mi się napisać o Deynie, miałem otwartych tyle wymiarów, że zadzwoniłem do mojego redaktora Janka Grzegorczyka i przedstawiłem mu ten pomysł. Był bardzo sceptyczny. Powiedział: „Sam Deyna? To już było, ktoś już o nim pisał”. Odparłem: „Ale ja mam inny materiał. Dokopałem się do tego!”. Kazał mi zadzwonić do Tadzia (Tadeusz Zysk, właściciel wydawnictwa Zysk i S-ka – przyp. red.). Zapytałem go więc: „Tadziu, a sam Deyna?”. Odpowiedział krótko: „Biorę”. No i zrobiliśmy to. To była ciężka praca, ale muszę przyznać, że bardzo ciekawa.

sobota, 27 grudnia 2014

Obsesja (nie)doskonałości

Jak zostać legendą sportu? Książka Dawida Piątkowskiego, byłego tenisisty, a obecnie trenera, miała dać odpowiedź na to pytanie. „Obsesja doskonałości” rzeczywiście zawiera mnóstwo porad na temat tego, co należy robić, aby osiągnąć w sporcie sukces. Zbyt wiele znaków zapytania co do formy publikacji i jej zawartości nie wystawia jej jednak najlepszego świadectwa.

Kilkanaście dni temu na blogu pojawił się wywiad z Dawidem Piątkowskim, w którym ten opowiadał o swojej unikatowej i nowatorskiej metodzie rozwoju osobistego sportowców, mającej zaprowadzić ich na szczyt. Już podczas przeprowadzania rozmowy pojawiły się we mnie pierwsze wątpliwości. W tym, co mówił autor „Obsesji doskonałości”, nie potrafiłem odnaleźć niczego oryginalnego, nie byłem w stanie dostrzec, co może sprawić, że „książka zmieni oblicze sportu na całym świecie”. Liczyłem, że lektura tej pozycji rozwieje moje wątpliwości w tej kwestii, zwłaszcza że autor zapewniał, iż będzie to jedna z lepszych publikacji, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Zabrałem się więc za książkę, ale muszę przyznać, że po jej skończeniu w mojej głowie zrodziło się jeszcze więcej znaków zapytania.

O co w tym wszystkim chodzi?
Zanim przejdę jednak do oceny książki, warto chociaż w kilku słowach ją streścić. „Obsesja doskonałości” składa się z 28 krótkich rozdziałów, które z kolei podzielone zostały na cztery moduły: „Nieświadomy wojownik”, „Przebudzony wojownik”, „Rodzice wojownika” oraz „Trener wojownika”. Jak łatwo się domyślić, w każdej z tych części autor pisze o innych aspektach rozwoju osobistego. Najobszerniejsza i najważniejsza jest druga z nich, gdyż wyraża istotę metody stworzonej przez Dawida Piątkowskiego. Jest o pasji, wizji, motywacji, pewności, mowie ciała czy walce. Szlifowanie wszystkich tych elementów pozwala zdaniem autora osiągnąć stan doskonałości, który jest podstawą w drodze do stania się legendą sportu. Tak pokrótce prezentuje się licząca ponad 240 stron książka. Z racji tego, że format nie jest duży, czyta się ją bardzo szybko, więc zgłębienie metody rozwoju wymyślonej przez autora nie powinno zająć przeciętnemu czytelnikowi więcej niż kilku godzin.

środa, 24 grudnia 2014

Top 10: Najlepsze książki sportowe 2014 roku (Polska)

Koniec roku to czas podsumowań, dlatego na blogu nie mogło zabraknąć rankingu najlepszych sportowych pozycji minionych dwunastu miesięcy. W 2014 roku interesujących premier było tak dużo, że postanowiłem podzielić zestawienie na dwie części. W pierwszej subiektywna lista „Top 10” książek o tematyce sportowej napisanych przez polskich autorów.

Podobnie jak przed rokiem, tak i teraz stworzenie rankingu najlepszych pozycji nie przyszło mi łatwo, choć podział zestawienia na dwie części zapewnił mi teoretycznie większy komfort wyboru. Dzięki temu mogłem wytypować nie dziesięć, a aż dwadzieścia tegorocznych publikacji sportowych, które w mojej ocenie zasługują na wyróżnienie. Zdecydowałem się na taki zabieg z prostego powodu – książki zagranicznych autorów, które w tym roku ukazały się w Polsce, pierwszego wydania za granicą doczekały się przeważnie kilka lub nawet kilkanaście lat temu (patrz autobiografia Stefana Effenberga). Stawianie ich w jednym szeregu z pozycjami rodzimych twórców, które do księgarni po raz pierwszy trafiły w ciągu minionych dwunastu miesięcy, nie byłoby do końca sprawiedliwe. Warto bowiem docenić pracę tych, którzy napisali coś o sporcie w naszym ojczystym języku. Na początek więc o dziesięciu polskich premierach, które w 2014 roku, z różnych względów, zrobiły na mnie największe wrażenie.

Miejsce 10.: Dariusz Wołowski „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” (Wydawnictwo Agora) 

Stawkę otwiera Dariusz Wołowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, dzięki któremu tuż przed mundialem kibice mogli zapoznać się z książką o brazylijskim futbolu. Oczywiście pozycja „Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu” nie może się równać z klasykiem, jakim jest „Futebol” Aleksa Bellosa, ale trzeba przyznać, że polski autor spisał się bardzo dobrze. Nie oparł swojego dzieła wyłącznie na pracy innych, ale sam wybrał się w dwutygodniową podróż po Brazylii i refleksjami z tej wyprawy dzieli się w swojej książce. Wołowski pojawił się na meczach brazylijskich drużyn, odwiedził klubowe muzea, porozmawiał z ciekawymi ludźmi. To sprawiło, że jego publikacja nabrała po części niezwykle wartościowego, reporterskiego charakteru. Dużą zaletą książki wydanej przez Agorę jest także fakt, że posiada ona sporo polskich wątków. O potyczkach z Brazylijczykami opowiadają Marcin Żewłakow, Jan Tomaszewski czy Włodzimierz Lubański, a Wołowski w jednym z rozdziałów przytacza także swój reportaż sprzed lat na temat eksperymentu Antoniego Ptaka, który w Szczecinie chciał stworzyć brazylijską kolonię piłkarską. Być może moja ocena pozycji „Canarinhos” byłaby inna, gdybym najpierw przeczytał „Futebol”, ale wydaje mi się, że autor zasłużył na miejsce w czołowej dziesiątce.
RECENZJA

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozgrywki piłkarskie w Łodzi

Wydawać by się mogło, że wszystko już było. Nawet jeśli chodzi o historię futbolu, pozornie trudno znaleźć temat, który wcześniej nie stałby się przedmiotem jakiegoś opracowania. Kłam temu twierdzeniu zadają jednak Piotr Chomicki i Leszek Śledziona, którzy w książce „Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919” w ciekawy sposób prezentują dzieje łódzkiej piłki.

Największą wartością publikacji Chomickiego i Śledziony jest fakt, że wnosi ona coś nowego do wiedzy o polskiej piłce. Nie było dotychczas opracowania poświęconego tak wąskiej tematyce, jaką są rozgrywki piłkarskie w Łodzi w latach 1910-1919. Owszem, informacje na ten temat można znaleźć w kilku książkach, chociażby umieszczonych w bibliografii pracach Józefa Hałysa, Andrzeja Bogusza czy Jacka Strzałkowskiego, ale na pewno nie są to tak dokładne dane. Autorzy „Rozgrywek piłkarskich w Łodzi” opierają się bowiem przede wszystkim na źródłach podstawowych, czyli prasie. Są to gazety takie jak „Neue Lodzer Zeitung”, „Ruch”, „Rozwój”, „Gazeta Łódzka” czy „Kurjer Łódzki”. Pod tym względem książka podobna jest do serii Pawła Gaszyńskiego „Zanim powstała liga”. Ten historyk też postanowił od nowa przeprowadzić kwerendę, co wprawdzie wydłużyło czas pracy nad publikacjami, ale pozwoliło uniknąć powielenia pomyłek innych badaczy, którzy tematem zajmowali się wcześniej.

Niczym Gaszyński
Porównanie do cyklu książek Gaszyńskiego nie jest zresztą przypadkowe, gdyż „Rozgrywki piłkarskie w Łodzi’ bardzo przypominają opracowania tego autora. Tutaj również każdy wynik opatrzony jest przypisem, a tekst uatrakcyjniony jest wieloma zdjęciami i skanami najciekawszych informacji znalezionych w prasie. O wizualnej stronie książki za chwilę, teraz kilka słów o zawartości. Książka Chomickiego i Śledziony nie jest zbyt obszerna, gdyż liczy 122 strony. Autorzy w pełni jednak wyczerpują temat. Zaczyna się od kilkustronicowego wstępu, w którym przedstawione jest historyczne tło opisywanych wydarzeń, a także sezon po sezonie przybliżony zostaje przebieg rywalizacji w latach 1910-1919. Tekst dopracowany jest w najdrobniejszych szczegółach, brakuje błędów interpunkcyjnych czy językowych, co w przypadku historyków nie zawsze jest regułą. Wydaje się jednak, że krótkie opisy kolejnych sezonów można było umieścić w części statystycznej, dzięki czemu nie trzeba byłoby wertować tylu kartek za każdym razem, kiedy chciałoby się wrócić do tych fragmentów. To jednak tylko drobna sugestia, w żadnym wypadku poważny zarzut.

piątek, 19 grudnia 2014

„(Sz)koła życia”

Zapewne znacie powiedzenie: „O wszystkim, czyli o niczym”. Maja Włoszczowska we wspomnieniach zatytułowanych „(Sz)koła życia” poruszyła praktycznie każdy aspekt swojej kariery, ale zrobiła to na tyle umiejętnie, że nie można jej zarzucić nudziarstwa. Autobiografia polskiej sportsmenki to bardzo dobra lektura, przede wszystkim dlatego, że to, co opisuje autorka, jest jej wielką pasją.

Przed sięgnięciem po wspomnienia mistrzyni kolarstwa górskiego miałem duże oczekiwania. O książce Włoszczowskiej słyszałem wiele dobrego, więc zasiadałem do niej z nadzieją na pasjonującą podróż przez życie niezłomnej sportsmenki, której historii nie znałem zbyt dobrze. To już samo w sobie było fascynujące, gdyż czytanie książki napisanej przez kogoś, kto bardzo często staje się bohaterem relacji prasowych, nigdy nie będzie szansą na odkrycie wielu ciekawych rzeczy. W przypadku polskiej sportsmenki było dokładnie odwrotnie – słyszałem wprawdzie o jej największym sukcesach i pechowej kontuzji przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie, ale o jej drodze do sławy i dyscyplinie, którą uprawia, nie wiedziałem zbyt wiele. Jeżeli chodzi o te kwestie, pozycja „(Sz)koła życia” okazała się bardzo pożyteczna, choć uczciwie trzeba przyznać, że nie wszystkie jej fragmenty zainteresują kolarskiego laika.

Makabryczny prolog
Zaczyna się mało przyjemnie. Pierwszy rozdział książki to bowiem opis okoliczności wypadku, któremu Maja Włoszczowska uległa w 2012 roku we włoskim Livigno. To właśnie tam, przygotowując się do igrzysk olimpijskim w Londynie, doznała paskudnego złamania nogi, które pogrzebało jej szanse na udział w najważniejszej imprezie czterolecia. Autorka bardzo dokładnie opisuje, jak doszło do wypadku i jak wielki ból towarzyszył jej w tamtym momencie. Słownemu opisowi towarzyszą zdjęcia złamanej niemal pod kątem dziewięćdziesięciu stopni nogi, co pozwala czytelnikowi uzmysłowić sobie, co Polka musiała odczuwać. Zdecydowanie nie są to fotografie dla ludzi o słabych nerwach, a i samą narrację autorki czyta się z grymasem bólu na twarzy. Już od pierwszych stron przekonujemy się, że książka nie będzie lekką opowieścią o sielankowym życiu, ale prawdziwą lekturą, którą można scharakteryzować za pomocą trzech słów: krew, pot i łzy.

wtorek, 16 grudnia 2014

Pożyteczni idioci kontra biznesmen(i)

Ależ wojna, ale się dzieje! Za sprawą dwóch poniedziałkowych „tweetów” Krzysztofa Stanowskiego rozgorzała dyskusja na temat promocji publikacji sportowych. Dziennikarz nazwał pożytecznymi idiotami tych kolegów po fachu, którzy za darmo umieszczają na swoich profilach na Twitterze zdjęcia otrzymanych z wydawnictw książek. Dziś, wyrażoną w poniedziałkowy wieczór myśl, rozszerzył w cotygodniowym felietonie na portalu Weszło, co oczywiście spotkało się z kolejną falą komentarzy i jeszcze bardziej podsyciło dyskusję.

Warto przybliżyć, o co dokładnie w całej sprawie chodzi. Mimo że Stanowski nie pisze tego wprost, pisząc o „wydawnictwie X”, ma na myśli Wydawnictwo Sine Qua Non z Krakowa. Skąd ta pewność? Ano stąd, że kilkanaście dni temu zorganizowało ono akcję (o ile te działania można nazwać akcją, bo przecież SQN nie wysyła książek dziennikarzom od wczoraj), którą autor bloga Praca w sporcie nazwał następująco: „#darylosu”. Gdybyście chcieli przeczytać, jak przebiegała, wpis na ten temat znajdziecie tutaj. W dużym skrócie chodziło o przesłanie najpopularniejszym dziennikarzom sportowym paczki z najnowszymi premierami firmy z nadzieją, że ci w podzięce umieszczą zdjęcie książek na Twitterze.

Jak słusznie zauważa autor wymienionego wyżej bloga, „dzięki prostemu i ekonomicznemu (barter) rozwiązaniu – udało im się wypromować najnowsze książki sportowe, wykorzystując autorytet popularnych dziennikarzy i influencerów”. Fotografie umieścili m.in. mogący pochwalić się dużą liczbą „followersów” Paweł Wilkowicz (26,3 tys. obserwujących) oraz Żelisław Żyżyński (18,5 tys. obserwujących), a o otrzymanych książkach poinformował także Mateusz Borek (135 tys. obserwujących). No i tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy. Zdaniem Stanowskiego dziennikarze nie powinni tego robić, gdyż takim działaniem „psują rynek”.

Wyraz swojemu niezadowoleniu założyciel portalu Weszło dał w poniedziałkowy wieczór, pisząc na Twitterze: „Nie mogę pojąć że dziennikarze w zamian za darmową książkę robią jej reklamę, wrzucają fotki, ekscytują się. Tak to kasy nigdy nie zarobicie. Generalnie to psucie rynku. Wydawnictwa za reklamę powinny płacić. Mają na to budżet. Ale nigdy nie będą, jeśli wystarczy dać egzemplarz”. Dalej działo się oczywiście jeszcze ciekawiej. Pojawiły się kolejne komentarze i wywiązała się gorąca dyskusja, w której udział wzięli także dziennikarze, do których swoje słowa adresował Stanowski. Warto jednak zaznaczyć, że nie atakował on Sine Qua Non, doceniając świetny ruch marketingowy wydawnictwa, a krytykował kolegów po fachu.

niedziela, 14 grudnia 2014

Dawid Piątkowski: „Wierzę, że moja książka zmieni oblicze sportu na całym świecie” [Wywiad]

Choć może się pochwalić ponad 20 medalami mistrzostw Polski, z różnych powodów nie został światowej sławy tenisistą. Zainspirowany pracą dra Jerzego Wielkoszyńskiego postanowił jednak pomagać innym sportowcom w osiągnięciu doskonałości, opracowując unikalną metodę osobistego rozwoju. Niedawno do księgarni trafiła jego druga książka zatytułowana „Obsesja doskonałości”, w której zdradza, jak zostać legendą sportu. Właśnie o niej Dawid Piątkowski opowiada w wywiadzie dla bloga.

- "Metoda rozwoju osobistego dla sportowców, oparta na fundamencie rozwoju duchowego" - co takiego unikatowego jest w pańskiej metodzie, że uważa się Pan za jej twórcę i prekursora?

Jako pierwszy na świecie połączyłem w sporcie dwa obszary: logikę i mistykę. Dzięki temu połączeniu sportowcy mogą po raz pierwszy w historii dosłownie wybrać swoją osobowość. Domyślam się, że nie słyszał pan nigdy hasła: „Wybierz swoją osobowość”. Uczę sportowców, jak dosłownie zmienić poszczególne cechy charakteru, by mogli stać się wybitni. Wiadomo powszechnie, że aby stać się wybitnym sportowcem, a nie tylko przeciętnym, trzeba mieć odpowiednie cechy charakteru. Gdy już uda się pokonać Ego, czyli w dużym uproszczeniu stare i niechciane nawyki, i świadomie stworzyć w ich miejsce nowe, zmienimy się. Zmieniając siebie, zmieni się z kolei nasza przyszłość. To bardzo proste, ale nie jest łatwe, bo trzeba pokonać autodestrukcyjne nawyki. Mnie zajmuje to dwie godziny rozmowy.

- Nie wiem, czy dobrze to odebrałem, ale poprzez „wybieranie własnej osobowości” rozumie Pan dążenie do doskonałości, eliminowanie słabości i pracowanie nad cechami, które decydują o zwycięstwie?

Nie dążenie do doskonałości, tylko bycie doskonałym. Nie eliminowanie słabości, tylko ich brak. Nie praca nad cechami, tylko ich stworzenie. Są dwa rodzaje ludzi: jednym byłoby miło być bogatym, mistrzem świata, czy mieć kochającą rodzinę. Na tym „byłoby miło” się przeważnie kończy, bo nie jest to poparte działaniem. Inni zaś pragną, pożądają, wierzą i robią wszystko, żeby realizować swoje wizje. Każdy niby chcę być najlepszy, jednak mało kto w to faktycznie wierzy. Za wiarą w sukces lub jej brakiem idą działania. Możemy mieć ogromną pewność siebie i być bardzo pracowitymi tylko wtedy, gdy wierzymy, że osiągniemy sukces, gdy podążamy za marzeniem. Wiara daje pewność siebie, pracowitość, determinacje i serce do walki. Wola zrealizowania wizji czy marzeń, daje niezachwianą motywację. Dopóki sporowiec nie zrozumie, że faktycznie może stać się wybitny, dopóty nie będzie w pełni wykorzystywał swojego potencjału. Sprawiam, że sportowcy zaczynają wierzyć, że mogą stać się wybitni, że mogą realizować swoje marzenia sportowe. To jest klucz do sukcesu.

piątek, 12 grudnia 2014

Ligowe gwiazdy

Choć nasza ekstraklasa nie należy do najlepszych i najbardziej emocjonujących lig świata, okazuje się, że o postaciach z nią związanych można napisać całkiem niezłą książkę. Udowodnili to Przemysław Bator i Jakub Radomski, którzy w publikacji „Gwiazdy ligi polskiej” niezwykle barwnie opisali 43 piłkarzy i trenerów rodzimych klubów. Wielka szkoda, że do poziomu autorów nie dopasowali się wydawcy, opakowując ciekawą treść w nie do końca odpowiednią formę.

„Co za hipokryta! Najpierw obejmuje nad książką patronat medialny, a później krytykuje ją w recenzji!” – zakrzyknie ktoś, widząc gorzkie słowa we wstępie tego tekstu. Rzeczywiście, kiedy Wydawnictwo RM zwróciło się do mnie z propozycją objęcia patronatu nad „Gwiazdami ligi polskiej”, zgodziłem się na to bez dłuższego namysłu. Miałem okazję zapoznać się z fragmentami publikacji przed podjęciem decyzji, ale do współpracy przy promocji tej pozycji przekonały mnie już same nazwiska autorów. Przemysław Bator i Jakub Radomski to wprawdzie dziennikarze młodego pokolenia (roczniki, odpowiednio, 1989 i 1987), ale gwarantują, że ich praca nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. Zapewne gdyby do współpracy przy tworzeniu tej książki zaproszono mniej znanych autorów, dłużej zastanowiłbym się nad tym, czy warto promować takie wydawnictwo. Wiedziałem jednak, że dziennikarze „Przeglądu Sportowego” podejdą do tematu kreatywnie i nie przeliczyłem się. Jeśli chodzi o sylwetki zawodników i szkoleniowców, jest bardzo ciekawie i właśnie z tego względu warto sięgnąć po „Gwiazdy ligi polskiej”, nawet jeśli „opakowanie” niekoniecznie do tego zachęca.

Pozory mylą
Pierwszą rzeczą, której trzeba poświęcić kilka słów, jest okładka. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale daleki jestem od stwierdzenia, żeby była to dobra wizytówka książki. Patrząc na nią, na myśl przychodzą raczej wątpliwej jakości publikacje przeznaczone dla młodszych czytelników, w których można znaleźć notki biograficzne piłkarzy żywcem wyjęte z Wikipedii. Druga sprawa to okładkowe kolory – bardzo ciemne, które sprawiają, że sylwetki zawodników i trenera Macieja Skorży niemal zlewają się z tłem. Coś też jest nie tak ze światłem, gdyż Łukasz Surma wygląda, jakby był reprezentantem Indii (widać to przede wszystkim na żywo, projekt okładki wydawał się mieć jaśniejszy odcień). To wszystko sprawia, że okładka słabo rzuca się w oczy i raczej trudno zakładać, że przyciągnie wzrok klienta w księgarni. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się już wziąć do ręki książkę i ją przejrzeć, istnieje duże prawdopodobieństwo, że stwierdzi, iż jest to publikacja dla dzieci lub co najwyżej nastolatków.

wtorek, 9 grudnia 2014

Ilustrowana historia Davida Beckhama

To nie jest kolejna biografia najpopularniejszego angielskiego piłkarza w historii. Pozycja „David Beckham”, która do księgarni trafiła w listopadzie, to album prezentujący karierę Becksa za pomocą licznych fotografii. Piłkarz wprawdzie krótko opowiada w książce o najważniejszych momentach w swoim życiu, ale to obraz jest tym, co przede wszystkim przemawia do czytelnika w publikacji wydanej przez Burda Książki.

Najnowsza książka o Beckhamie to już czwarta pozycja o tym zawodniku, która ukazuje się w Polsce. Po autobiografii „O sobie”, która premierę miała w 2004 roku, album „David Beckham” jest jednak dopiero drugą oficjalną książką Becksa. Dwie pozostałe, czyli pozycje „David Beckham. Barwy zdrady” oraz „David Beckham: piłkarz, celebryta, legenda” to klasyczne biografie pisane przez osoby trzecie. Tegoroczna publikacja ma więc nad nimi tę przewagę, że czytelnik znajdzie w niej słowa tytułowej postaci. Nie ma ich wprawdzie zbyt wiele, gdyż w albumie główną rolę ogrywają fotografie, ale można raz jeszcze przeżyć najważniejsze chwile w karierze Becksa i przekonać się, co czuł ich bohater. To z pewnością jedna z zalet najnowszej książki piłkarza Manchesteru United, Realu Madryt i Los Angeles Galaxy, ale nie jedyna, o czym można przekonać się, zagłębiając się w kolejne strony publikacji.

Ekskluzywne wydanie
Już nawet pobieżny przegląd albumu pozwala jednak zauważyć, że ma on wyjątkowo ekskluzywną formę: duży format, twarda oprawa, kredowy papier, a do tego materiałowy grzbiet, który prezentuje się wprost wyśmienicie. Okładka utrzymana w czarno-szarej kolorystyce nadaje publikacji eleganckiego wyglądu, który idealnie pasuje do zawsze dystyngowanego Davida Beckhama. Pod względem designu absolutne mistrzostwo świata, dzięki czemu książka bez wątpienia będzie wyróżniać się na sklepowej półce i sprawdzi się jako świąteczny prezent. Zapewne takie było też założenie wydawców i nie mam wątpliwości, że cel zostanie osiągnięty, nawet mimo sporej ceny okładkowej – 54,90 zł. W okresie świątecznych promocji znalezienie książki w niższej cenie nie powinno przysporzyć wielu problemów, a trzeba przyznać, że akurat w przypadku tej pozycji będą to dobrze wydane pieniądze. Świetne pierwsze wrażenie nie zostało bowiem zepsute przez niedopracowaną zawartość, co zdarzało się już w przypadku kilku publikacji sportowych, choćby opisywanej przeze mnie „Historii mundialu”.

niedziela, 7 grudnia 2014

KONKURS: Wygraj książkę "Gwiazdy ligi polskiej"

Ekstraklasa jaka jest, każdy widzi. Mimo że większość kibiców narzeka na jej poziom, amatorów polskich rozgrywek piłkarskich nie brakuje. Właśnie dla nich stworzona została książka "Gwiazdy ligi polskiej", której autorami są Przemysław Bator i Jakub Radomski. Jako że blog Książki Sportowe objął nad pozycją Wydawnictwa RM patronat medialny, jej cztery egzemplarze możecie teraz wygrać w konkursie.

piątek, 5 grudnia 2014

Mike Tyson i „Jego prawda”

To najmocniejsza autobiografia sportowca, jaką kiedykolwiek czytałem. Wulgarna, ostra, fragmentami wręcz naturalistyczna, ale od pierwszej do ostatniej strony brutalnie szczera. Mike Tyson w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Moja prawda” postanowił rozliczyć się z dotychczasowym życiem oraz przybliżyć czytelnikom swoją fascynującą i przerażającą zarazem historię. "Najbardziej męska autobiografia w historii sportu"? Zdecydowanie tak.

Już pierwszy rzut oka na tę biografię pozwala stwierdzić, że będzie to wyjątkowa opowieść. Blisko 600 zapisanych drobnym maczkiem stron – dotychczas żaden sportowiec nie zdecydował się opowiedzieć o swoim życiu tak obszernie. Były wprawdzie pokaźne publikacje o Muhammadzie Alim czy Henryku Reymanie, ale to inni zdecydowali się napisać o nich. Żaden piłkarz, biegacz czy pięściarz nie przedstawił jeszcze swojej historii w taki sposób, ale też niewiele jest w świecie sportu postaci, które przeżyłyby tyle, co Mike Tyson. Zapewne każdy słyszał o tym pięściarzu, a wielu osobom wydaje się, że dobrze znają jego życie: tytuł najmłodszego mistrza świata wagi ciężkiej w historii, odsiadka w więzieniu za gwałt, powrót na ring, odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, zwycięstwo z Andrzejem Gołotą. Ja też przed sięgnięciem po wspomnienia „Żelaznego Mike’a” byłem przekonany, że dosyć dobrze znam okoliczności tych wszystkich wydarzeń, tym bardziej, że czytałem kiedyś książkę Przemysława Słowińskiego „Bestia. Historia Mike’a Tysona”. Po lekturze „Mojej prawdy” przekonałem się jednak, jak niewiele wiedziałem dotychczas o życiu „ostatniego prawdziwego króla boksu”.

Młodociany przestępca
Książkę, co jest już standardem w przypadku biografii, rozpoczyna prolog. Mike Tyson opisuje okoliczności procesu i rozprawy końcowej z 1992 roku, kiedy to został przez sąd skazany na sześć lat więzienia za rzekomy gwałt na 18-letniej Desiree Washington. Już ten początkowy fragment bardzo dobrze charakteryzuje „Moją prawdę”. Tragedia łączy się tutaj z komedią, a bolesnemu doświadczeniu, jakim musiało być z pewnością przypomnienie sobie tamtych chwil, towarzyszy dystans i humor opowiadającego. Tyson przekazuje złość, którą czuł w momencie odczytywania wyroku (w myślach o sędzinie: „jebana dziwka”), ale jednocześnie potrafi żartobliwie komentować tę historię po latach („najdłuższa mineta, jaką kiedykolwiek zrobiono podczas gwałtu”). Tak, tak, właśnie takie wyrażenia znaleźć można w książce i trzeba się do tego przyzwyczaić, gdyż na kolejnych stronach nie brakuje nawet jeszcze mocniejszych tekstów. Autobiografia „Bestii” nie jest lekturą dla wrażliwych osób, a od dzieci należałoby ją trzymać z daleka. Tyson nie przemilcza absolutnie żadnej kwestii, nie ma dla niego tematów tabu, co czyni z jego książki niezwykle mocne i brutalnie szczere wspomnienia.

wtorek, 2 grudnia 2014

Grudniowe premiery

Listopad pod względem premier sportowych obfitował w wiele interesujących tytułów. Wydawnictwa zintensyfikowały działania i praktycznie w całości zrealizowały już swoje plany wydawnicze, jeśli chodzi o tegoroczne książki o tematyce sportowej. Z tego względu grudzień nie przyniesie wielu nowych publikacji, ale dwie zapowiedziane do tej pory pozycje prezentują się bardzo ciekawie.

Obie książki wydane zostaną przez to samo wydawnictwo. Tym razem nie będzie to jednak Sine Qua Non, które przyzwyczaiło kibiców do wypuszczania na rynek przynajmniej dwóch pozycji o sporcie miesięcznie. Firma z Krakowa postawiła zdecydowanie na listopad, przygotowując w ubiegłym miesiącu aż sześć nowych publikacji sportowych. SQN chciało zapewne idealnie wpasować się w gorący przedświąteczny okres, wszak nie od dziś wiadomo, że właśnie wtedy wydawnictwa mogą liczyć na najlepszy wynik sprzedażowy. W grudniu królować więc będzie Grupa Wydawnicza Foksal, a konkretnie Wydawnictwo Ole, gdyż właśnie pod tym szyldem 3 grudnia na rynku ukażą się dwie nowe pozycje o sporcie. Jak na razie to jedyne tytuły oficjalnie zapowiedziane przez większe firmy wydawnicze, co nie wyklucza oczywiście tego, że w tym miesiącu do sprzedaży mogą trafić jeszcze jakieś inne książki sportowe. Nic mi jeszcze o nich nie wiadomo, dlatego też w tym tekście ograniczę się do tego, co jest już w stu procentach pewne.

Pierwszą z książek Wydawnictwa Ole, która do księgarni trafi 3 grudnia, jest autobiografia Dennisa Bergkampa. To pozycja, którą przez warszawską firmę zapowiadana była już w sierpniu. Właśnie wtedy pojawiły się pierwsze informacje o jej wydaniu w Polsce i data premiery ustalona na 24 września. Ostatecznie nic z tych planów nie wyszło i kibice musieli poczekać na książkę Holendra kilka miesięcy. Tym razem jednak można stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że biografia trafi do sprzedaży zgodnie z zapowiedziami, gdyż jej egzemplarze pojawiły się już w Oficjalnym Sklepie Weszło, czym księgarnia nie omieszkała pochwalić się na Facebooku. W najbliższych dniach czytelnicy będą więc mogli zapoznać się z książką zatytułowaną „Moja historia”. A że jest na co czekać, przekonuje nominacja, jaką biografia Bergkampa otrzymała w ubiegłym roku. Publikacja została nominowana w prestiżowym brytyjskim plebiscycie William Hill Sports Book of the Year Award. Wygrać się nie udało, ale sam fakt wyróżnienia zasługuje na uwagę i pozwala stwierdzić, że książka musi stać na niezłym poziomie.

niedziela, 30 listopada 2014

CR7. Piłkarska maszyna

To nie jest kolejna zwykła biografia. To chyba jej największy atut, gdyż następna książka opisująca krok po kroku karierę Cristiano Ronaldo byłaby po prostu nudna. W publikacji „CR7. Maszyna” autorzy nie starali się na szczęście odtworzyć przebiegu życia głównego bohatera, a wyjaśnić jego piłkarski fenomen. Wyszła z tego całkiem niezła pozycja, z której można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy.

„CR7. Maszyna” to trzecia książka o portugalskim piłkarzu, która ukazała się w Polsce. Wcześniej, w 2012 roku, czytelnicy mogli zapoznać się z dwiema biografiami tego zawodnika: „Ronaldo. Obsesja doskonałości” Luci Caioliego wydaną przez SQN oraz niespełna 100-stronicową książeczką autorstwa Barbary Bardadyn, która ukazała się w serii „Przeglądu Sportowego” zatytułowanej „11 wspaniałych”. Przyznam szczerze – nie czytałem tych publikacji. Sądząc jednak po docierających do mnie sygnałach, nie było to dzieła wybitne, a raczej pozycje cieszące się popularnością ze względu na nazwisko głównego bohatera. Właściciele wydawnictwa SQN przyznali zresztą w wywiadzie dla bloga, że biografia Cristiano Ronaldo była jednym z ich „koni pociągowych” i rozeszła się w bardzo dużym nakładzie. Nie bez przyczyny firma z Krakowa zdecydowała się pod koniec ubiegłego roku na drugie, uzupełnione wydanie tej pozycji, a niemal dokładnie dwanaście miesięcy później wypuściła na rynek nową książkę o CR7. Wizerunek Portugalczyka na okładce bez wątpienia wpływa na zainteresowanie publikacjami na jego temat, ale na szczęście „CR7. Maszyna” ma do zaoferowania coś więcej.

Tajemnica sukcesu CR7
Tym, co wyróżnia tę książkę na tle poprzednich, jest z pewnością oryginalna koncepcja. Autorzy – Luis Miguel Pereira i Juan Ignacio Gallardo – nie poszli na łatwiznę i nie postanowili przedstawić wyłącznie kolejnych etapów życia Portugalczyka. „Cristiano Ronaldo urodził się na Maderze, w wieku 12 lat trafił do szkółki piłkarskiej Sportingu Lizbona i tak rozpoczęła się jego poważna kariera” – takich zdań na szczęście nie znajdziemy w książce. Owszem, są tam informacje dotyczące przebiegu kariery CR7, ale nie są one podane chronologicznie, a raczej przywoływane jako przykłady pasujące do opisywanych zachowań piłkarza. W najnowszej książce autorzy rozkładają bowiem postać Cristiano Ronaldo na czynniki pierwsze, tłumacząc jego fenomen i wyjaśniając przyczyny nieprawdopodobnych wręcz zdolności i umiejętności.

czwartek, 27 listopada 2014

Premiera książki "Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919"

Już w tę sobotę, 29 listopada w godzinach 14-18, odbędzie się promocja książki "Rozgrywki piłkarskie w Łodzi 1910-1919". Wydawcy będą promować i sprzedawać książkę na stoisku Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego podczas IV Salonu Ciekawej Książki we wnętrzach Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.

Miejsce promocji: budynek "Białej Fabryki" przy ul. Piotrkowskiej 282 

Więcej szczegółów dotyczących publikacji Leszka Śledziony i Piotra Chomickiego można znaleźć na fanpage'u pod adresem:


Krótki opis publikacji:

W 122 stronicowej publikacji opisano początki piłki nożnej na terenie miasta Łodzi. Przedstawiono najstarszą piłkarską rywalizację, w ramach rozgrywek o mistrzostwo miasta, na terenach późniejszej II Rzeczpospolitej. Odbywały się one w ramach rozgrywek organizowanych przez: Lodzer Fussball Verband, zwanych "Pucharem Smitha i Gilchrista" (lata 1910-14); Mistrzostw Łodzi i okolicy (1916-17) oraz pod egidą Łódzkiej Ligi Futbolowej (1918-19).

środa, 26 listopada 2014

Złote lata 70.

Pod koniec października do sprzedaży trafił czwarty tom serii Jana Goksińskiego poświęconej historii polskiej piłki klubowej. W książce "Klubowa polska piłka nożna. Lata 70." autor po raz kolejny w oryginalnej formie prezentuje przebieg futbolowych rozgrywek w Polsce, tym razem okres swoich badań zawężając do jednej dekady. Mimo że schemat najnowszego tomu podobny jest do poprzednich części, dzięki kilku nowinkom udało się jeszcze bardziej uatrakcyjnić jego treść.

O trzech pierwszych tomach serii Goksińskiego pisałem na blogu w lutym tego roku. Zwracałem przede wszystkim uwagę na fakt, że choć w książkach zapewne można znaleźć błędy, to warto docenić wysiłek autora. W przypadku najnowsze tomu należałoby powtórzyć to samo – ponad 500 stron dotyczących tym razem znacznie krótszego okresu, z mnóstwem tabel, zestawień i wykresów, prezentuje się imponująco. Jeśli dodać do tego fakt, że czwarty tom poświęcony został złotym latom 70., kiedy to sukcesy odnosiła reprezentacja Kazimierza Górskiego, a kibice w ligowych starciach mogli oglądać rywalizację między piłkarzami takimi jak Kazimierz Deyna, Włodzimierz Lubański, Grzegorz Lato czy Robert Gadocha, wychodzi interesująca pozycja traktująca o wspaniałych czasach, w której nie brakuje ciekawych spostrzeżeń.

Katowice górą
Zaczyna się, podobnie jak w poprzednich tomach, od analizy kolejnych sezonów w wykonaniu klubów poszczególnych województw. Choć w latach 70. doszło do zmiany administracyjnej, która spowodowała zwiększenie się ich liczby z 17 do 49, Goksiński w swoim opracowaniu postanowił pozostać do końca wierny wcześniejszemu podziałowi, funkcjonującemu do roku 1975. Pierwszym duży rozdział składa się więc z 17 części. Autor prezentuje w nich dokonania drużyn w kolejnych sezonach, rozpoczynając od klubów występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej (jeśli województwo miało tam reprezentantów), a kończąc na lidze wojewódzkiej (III lub IV w zależności od sezonu). Każdy klub występujący w pierwszej lidze doczekał się osobnego opisu dla każdego sezonu, natomiast dla niższych klas rozgrywkowych autor każdorazowo przygotował zbiorcze omówienie przebiegu rywalizacji.

niedziela, 23 listopada 2014

Janusz Wójcik: „Moja książka to dopiero przygotowanie terenu do bombardowania” [Wywiad]

19 listopada, w dniu premiery swojej autobiografii „Wójt. Jedziemy z frajerami!”, Janusz Wójcik pojawił się w krakowskim Empiku na spotkaniu autorskim. W charakterystyczny dla siebie sposób opowiadał o książce, swoim życiu, korupcyjnych zarzutach oraz środowisku piłkarskim. Po spotkaniu udało mi się porozmawiać z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski i zdać kilka pytań. Efektem tego wywiad, w którym szkoleniowiec zdradza kulisy pracy nad autobiografią oraz zapowiada… kolejną!


- Do księgarni w całej Polsce trafia właśnie pańska autobiografia. Jest Pan zadowolony z efektu końcowego?

Nieważne, czy ja jestem zadowolony, ważne, żeby zadowoleni byli czytelnicy. Gorąco zachęcam do przeczytania książki, ale nie dlatego, żeby nabijać statystki. Objętościowo pozycja nie jest zbyt szeroka, ale jest za to, mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, bogata w wiele informacji, o których kibice nie mieli do tej pory pojęcia. W książce zdradzam, co działo się za kulisami naszego futbolu: i klubowego, i reprezentacyjnego.

- Jaki był główny cel napisania tej książki? Chciał się Pan przypomnieć kibicom? Wyprostować kilka spraw, o których mówiło się w mediach?

Nikomu nie musiałem się przypominać. W tych klubach, w których pracowałem, zarówno w Polsce, jak i za granicą, jestem rozpoznawalny, więc na brak popularności nie narzekam. Z mediami zawsze miałem do czynienia, jeśli dziennikarze nie byli nachalni, nigdy ich nie unikałem. W związku z tym nie musiałem się wcale przypominać. Chciałem po prostu w książce ujawnić wiele spraw, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Nie mówię tu tylko o sprawach związanych ze sportem, ale również z polityką.

- Ta książka zapowiadana była przez Pana już od dłuższego czasu, właściwie od kilku lat. Dlaczego tak dużo czasu upłynęło do momentu jej wydania?

Szukałem wydawcy. Oprócz krakowskiego, które ostatecznie wydało książkę (SQN – przyp. red.), miałem też w zanadrzu jeszcze jedno wydawnictwo, z którym byłem po pewnej rozmowie. Wydawnictwo z Krakowa okazało się jednak być, tak jak w sporcie, najskuteczniejsze.

- Były wydawnictwa, które odmówiły współpracy, obawiając się na przykład procesu sądowego wytoczonego przez osoby opisane w książce?

Ja nie miałem takiej sytuacji. Jacek Kmiecik czy inni dziennikarze, z którymi współpracowałem, też nie. Wydawnictwa, z którymi rozmawialiśmy, wiedziały, że jeśli będę chciał ujawnić niektóre fakty, to dla pewnych osób będą bardzo nieprzyjemne, a ludziom otworzą oczy.

piątek, 21 listopada 2014

Sztuczki piłkarzy Legii [Recenzja+konkurs]

Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Tak można podsumować podręcznik „Legia Warszawa. Sztuczki i triki piłkarzy” stworzony przez dwóch Tomaszów: Bocheńskiego i Borkowskiego. Książka kierowana jest do młodszych czytelników, szczególnie kibicujących stołecznej drużynie, którzy chcieliby podszkolić swoje umiejętności piłkarskie. Dzięki patronatowi medialnego bloga nad tą pozycją, możecie teraz wygrać jej egzemplarze w konkursie.

Książka wydana w połowie listopada przez Wydawnictwo RM nie jest zbyt obszerna. Liczy dokładnie 64 strony, ale z racji tego, że kierowana jest do młodszych czytelników, wydaje się to być objętością jak najbardziej właściwą. Taka liczba stron jest wystarczająca, by przyszłe gwiazdy polskiego futbolu (miejmy nadzieję) mogły poznać 36 trików, zagrań i zwodów, które pozwolą podnieść poziom ich gry. Publikacja nie składa się jednak wyłącznie z części praktycznej, ale pozwala także czytelnikom zapoznać się z sylwetkami 12 piłkarzy w przeszłości lub obecnie związanych z warszawską Legią. Takie urozmaicenie sprawia, że dzieci z pewnością dużo chętniej spróbują wykonać zaprezentowane ćwiczenia na boisku, przekonane, że dzięki temu będą mogły stać się drugim Leszkiem Piszem, Kazimierzem Deyną czy Jakubem Rzeźniczakiem.

Ci piłkarze doczekali się bowiem w książce swoich biogramów. Łatwo się zorientować, że są to zawodnicy trzech różnych pokoleń, co jest niewątpliwie zaletą publikacji. Młodsi czytelnicy mogą dzięki temu poznać nie tylko aktualnych graczy stołecznej drużyny, których pewnie dobrze kojarzą z murawy lub telewizji, ale dowiedzą się także czegoś o dawnych piłkarzach Legii. Takich jak właśnie wspomniana dwójka oraz Artur Boruc, Roger Guerreiro i Jacek Zieliński. Warto dodać, że wiedzę, którą dzieci nabędą podczas lektury książki, można zweryfikować za pomocą trzech quizów umieszczonych w publikacji. Dzięki pytaniom o to, czym jest wolej oraz który z wymienionych zawodników znany jest z wykonywania ruletki, młodzi czytelnicy mogą utrwalić zdobyte informacje.

środa, 19 listopada 2014

Świat według „Wójta”

No i nareszcie jest. Po długich i szumnych zapowiedziach, w momencie, w którym piszę te słowa, do księgarni w całym kraju trafia właśnie autobiografia Janusza Wójcika. Spodziewałem się książki barwnej, bezpośredniej oraz zabawnej i muszę przyznać, że lektura „Wójt. Jedziemy z frajerami!” spełniła moje oczekiwania. Najlepszym jej podsumowaniem jest chyba stwierdzenie, że jest dokładnie taka, jak jej autor.

Janusz Wójcik nie jest osobą, wobec której można pozostać obojętnym. Były selekcjoner reprezentacji Polski budzi skrajnie różne odczucia. Dla części kibiców pozostaje świetnym motywatorem i ojcem ostatniego wielkiego sukcesu polskiej piłki, przez innych traktowany jest jako bajkopisarz i uosobienie korupcji w rodzimym futbolu. Jego książka w znacznym stopniu mogła zmienić sposób, w jaki jest obecnie postrzegany. Gdyby przyznał się do postawionych mu zarzutów, uderzył się w pierś i wyraził skruchę, przy okazji ujawniając kulisy korupcyjnego procederu i podając kilka nazwisk umoczonych osób, mógłby liczyć na chociaż częściową rehabilitację środowiska. Powiedzmy sobie jednak szczerze – czy ktokolwiek spodziewał się, że tak się stanie? To nie byłoby w stylu Janusza Wójcika. „Wujo” jest jaki jest i zapewne już nigdy się nie zmieni – zawsze pozostanie pewnym siebie, znającym się na wszystkim najlepiej człowiekiem, żyjącym w swoim „wujowym” świecie. Książka pisana wspólnie z Przemysławem Ofiarą jest tego najlepszym potwierdzeniem, ale jeśli czyta się ją z odpowiednim dystansem, okazuje się świetną lekturą.

Jazda z frajerami od pierwszych stron
Już pierwsze fragmenty bardzo dobrze charakteryzują pozycję „Wójt. Jedziemy z frajerami!”. Zaczyna się oczywiście od największego sukcesu w trenerskiej karierze Janusza Wójcika i wydarzenia, które zbudowało jego legendę – olimpijskiego finału igrzysk w Barcelonie. Dokładnie chodzi tu o przerwę miedzy pierwszą a drugą połową decydującego o złocie spotkania. Autorzy przenoszą czytelnika do szatni reprezentacji Polski, gdzie trwa właśnie odprawa. Polacy prowadzą 1:0, a „Wójt” jest w swoim żywiole: „Panowie, kiełbachy do góry, rąbiemy ich w kakao! Siekać frajerów, do piachu z nimi! Wślizg, wślizg, wślizg!” – tak zaczynają się wspomnienia byłego szkoleniowca. Mówiąc krótko: klasyczny Wójcik i jego słynne metody motywacyjne. To z pewnością coś, na co czeka większość czytelników, którzy sięgną po książkę, więc uspokajam – mięsistych przemów „Wuja” na kolejnych stronach nie brakuje.

niedziela, 16 listopada 2014

Listopadowe premiery (cz. 2)

Rzadko się zdarza, żeby w jednym miesiącu skumulowało się tyle interesujących premier sportowych. Listopad pod tym względem będzie absolutnie wyjątkowy. Część książek, które już się ukazały lub dopiero mają się ukazać w tym miesiącu, zapowiedziałem przed kilkunastoma dniami w tym tekście. Teraz pora napisać nieco więcej o pozostałych listopadowych premierach, bo każda z nich zasługuje na oddzielny opis.

Zaczynamy od zapowiedzi drugiej już publikacji tego miesiąca, która przez blog Książki Sportowe objęta została patronatem medialnym. Przyznam szczerze – jestem fanem polskiej piłki i lubię oglądać naszą Ekstraklasę, więc kiedy Wydawnictwo RM zwróciło się do mnie z propozycją patronowania książce „Gwiazdy ligi polskiej”, długo się nie namyślałem. Przekonały mnie zwłaszcza nazwiska autorów – Przemysława Batora i Jakuba Radomskiego. Wiedziałem, że dziennikarze „Przeglądu Sportowego” do sprawy podejdą poważnie i postarają się ciekawie opowiedzieć czytelnikom o postaciach związanych z polską ligą. Mimo że okładka książki może sugerować co innego, nie jest to pozycja dla mało wymagających czytelników, którzy w środku zastaną oparte o informacje z Wikipedii notki biograficzne piłkarzy i trenerów. Autorzy każdej z czterdziesty postaci opisanych w książce poświęcili kilka stron, tworząc tym samym oryginalne i pełne anegdot portrety osób, które na co dzień ubarwiają rywalizację w Ekstraklasie.

Będzie nie tylko o piłkarzach wyróżniających się umiejętnościami, takich jak Semir Stilić czy Miroslav Radović, ale też o zawodnikach z długim stażem, czyli chociażby Łukasz Surma i Marcin Malinowski. Nie zabraknie też miejsca dla trenerów pokroju Franciszka Smudy, wyróżniających się nie tylko doświadczeniem, ale także charyzmą. Autorzy zapowiadają: „Nie piszemy laurek, bo nie chcemy kumplować się z piłkarzami, chcemy pokazać ich takimi, jakimi są, dostrzegając też ich wady”, wcześniej informując: „Nie mamy zamiaru was oszukiwać – polskiej lidze bliżej jest do najsłabszych niż do najlepszych na kontynencie. A jednak budzi zainteresowanie. Dlaczego? Z prostego powodu – bo jest nasza”. Szczerze, ale o to właśnie chodzi i jeśli rzeczywiście Bator z Radomskim udowodnią (a nie mam co do tego większych wątpliwości po zapoznaniu się z fragmentami publikacji), że „ta książka to więcej niż zwykłe notki biograficzne”, zdecydowanie warto będzie po nią sięgnąć. Licząca 176 stron pozycja do księgarni trafi 24 listopada. Jej okładkowa cena jest bardzo przystępna – wynosi 29,90 zł.

piątek, 14 listopada 2014

Futbol w okupowanej Warszawie

Mimo że podczas niemieckiej okupacji uprawianie sportu, a więc także granie w piłkę nożną, było zabronione, Polacy nie chcieli zaakceptować tego zakazu. W wielu miastach rozgrywano nie tylko spotkania towarzyskie, ale tworzono cały system rozgrywek, dający mieszkańcom okupowanych terenów Polski przynajmniej chwilowe poczucie normalności. Właśnie o piłkarskich meczach organizowanych w latach 1939-1944 w Warszawie pisze w książce „Zakazane gole” Juliusz Kulesza.

Pozycja napisana przez 86-letniego autora, powstańca warszawskiego, a także kronikarza dziejów stolicy, trafiła do księgarni na początku września. Nie jest to jednak pierwsza książka w całości traktująca o tej tematyce. Już w 1982 roku publikację zatytułowaną „Piłka nożna w okupowanym Krakowie” wydał Stanisław Chemicz. Pozycja ta doczekała się drugiego wydania w 2000 roku, ale na kolejną, tym razem poświęconą futbolowi w okupowanej Warszawie, przyszło nam poczekać dwanaście lat.  W 2012 roku ukazała się bowiem książka „Podziemny futbol 1939-1944”, której autorem był Juliusz Kulesza. Jego dzieło recenzowałem swego czasu na portalu SportowaHistoria.PL. W tamtej publikacji nacisk położony został na dzieje Polonii Warszawa, dlatego nowsza pozycja Kuleszy jawi się jako książka, przynajmniej w początkowych fragmentach, bardziej kompleksowa.

Z pamiętnika żoliborzanki
Nie jest tak jednak do końca, gdyż po raz kolejny autor postanowił bliżej przyjrzeć się jakiemuś konkretnemu wycinkowi rzeczywistości. W „Zakazanych golach” jest to futbol na Żoliborzu, czyli dzielnicy, w której do lutego 1943 roku mieszkał Kulesza. Jak łatwo się domyślić, autor książki był jedną z tych osób, która, narażając życie, śledziła zmagania piłkarzy. Ba, Juliusz Kulesza nie tylko obserwował mecze, ale też sam w piłkę grywał. Z racji swojego młodego wówczas wieku (urodził się w 1922 roku), występował w juniorskiej drużynie AKS. Pochylenie się nad kwestią żoliborskiego futbolu wydaje jest więc całkiem zrozumiałe. Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego autor postanowił poświęcić temu tematowi niemal dokładnie poł książki. W 2010 roku do jego rąk trafił pamiętnik młodej, prawdopodobnie 16-18 letniej żoliborzanki, szczegółowo wspominającej mecze, których była świadkiem. Właśnie to źródło stało się „kręgosłupem” książki, jak określa to autor.

niedziela, 9 listopada 2014

Sport w kinie PRL-u

Mimo że motywy sportowe pojawiają się w kinie w zasadzie od początku jego istnienia, niewiele jest książkowych opracowań poświęconych tej tematyce. „Sport w polskim kinie 1944-1989” Dominika Wierskiego, jako jedna z pierwszych tego typu publikacji w Polsce, jest więc niezwykle cenną pozycją. Wrażenie robi nie tylko jej wieloaspektowość, ale też przystępny jak na rozprawę naukową język, dzięki któremu książka ma szansę trafić do szerszego grona czytelników.

Kiedy dowiedziałem się, że nakładem Wydawnictwa Naukowego Katedra ukaże się „Sport w polskim kinie 1944-1989”, wiedziałem, iż muszę sięgnąć po tę publikację. Po pierwsze dlatego, że lubię książki poruszające oryginalne tematy, opisujące niezbadane dotychczas obszary związane ze sportem, a po drugie dlatego, że mam słabość do PRL-u. Lubię czytać o tym, co działo się w tamtych czasach, dlatego pozycja poświęcona sportowym motywom w polskim kinie tamtego okresu wydała mi się niezwykle ciekawa. Tak rzeczywiście jest, bo po przeczytaniu dzieła Dominika Wierskiego z całą pewnością mogę stwierdzić, że spełniło ono moje oczekiwania. Dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy i poznałem mnóstwo filmów, o których istnieniu pewnie nie miałbym pojęcia, gdyby nie ta lektura. Dzięki dobrodziejstwu, jakim jest Internet, będę mógł teraz zapoznać się przynajmniej z częścią z nich. Nie ukrywam, że książka mocno poszerzyła moją wiedzę w tej materii, co już na wstępie można zaliczyć do jednego z jej głównych atutów.

Kino i sport
Dominik Wierski ma ogromną wiedzę nie tylko o filmie, ale także historii sportu. Można to wyczuć w trakcie czytania jego książki. Autor podchodzi do tematu wieloaspektowo, dodatkowo wskazując we wstępie na kilka tropów, które można jeszcze podjąć i rozwinąć. Twórca pozycji „Sport w polskim kinie...” zostawia je innym badaczom, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby starczyło miejsca i czasu, sam z chęcią podjąłby się ich opisania. Bez poruszania niektórych kwestii jego dzieło i tak jest już jednak bardzo obszerne i kompleksowe (liczy ponad 500 stron), a o pasji, z jaką autor podchodzi do tematyki, najlepiej świadczy fakt, że w przypisach zawiera wiele dodatkowych, interesujących informacji. Dzięki temu jego dzieło staje się cennym źródłem wiedzy przede wszystkim na temat kina, ale można znaleźć w nim także wiele wątków stricte sportowych, co zwiększa jego atrakcyjność.

czwartek, 6 listopada 2014

Bo talent to dopiero początek

Wyobraźcie sobie faceta, który rzucił pracę i wydał ostatnie pieniądze na bilety lotnicze, aby odwiedzić sześć sportowych kuźni talentów rozlokowanych po całym świecie. Wszystko dlatego, że postanowił odkryć, czym właściwie jest talent. Jakiś czas temu tak właśnie zachował się Rasmus Ankersen, a efektem jego szaleńczej wyprawy jest książka „Kopalnie talentów”, która 5 listopada trafiła do polskich księgarni.

Spontaniczna decyzja Duńczyka okazała się niezwykle trafna. Książka zatytułowana w oryginale „The Gold Mine Effect”, której podstawą są obserwacje poczynione w odwiedzanych kuźniach talentów, stała się światowym bestsellerem. Od momentu jej wydania w Wielkiej Brytanii w 2012 roku, została przełożona na ponad 40 języków. Dzięki wydawnictwu Sine Qua Non pozycja pod spolszczonym tytułem „Kopalnie talentów. Jak odkryć i rozwinąć talent – u siebie i u innych” kilka dni temu ukazała się także w naszym kraju. Nie jest to wprawdzie typowa książka sportowa, gdyż ma dużo bardziej uniwersalny charakter, ale jednak sport stanowi jeden z jej głównych tematów. To właśnie sportowy talent stał się dla autora podstawą do znacznie szerszych rozważań, które z pewnością zainteresują nie tylko kibiców, ale także menedżerów, prezesów firm, biznesmenów oraz rodziców. Rasmus Ankersem w swoim dziele zdradza bowiem nie tylko to, czym tak naprawdę jest talent (o ile w ogóle istnieje), ale przedstawia także kilka praktycznych porad dotyczących odkrywania i wychowywania przyszłych mistrzów w różnych dziedzinach życia – od sportu, przez muzyką, po biznes.

Wszystko przez Kjaera
Co skłoniło Duńczyka do tego, żeby postawić wszystko na jedną kartę i odkryć tajemnicę talentu? Nie było to żadne objawienie ani wypadek, który zmienił jego sposób patrzenia na świat. Impulsem do wyprawy po całym świecie był… rodak Ankersena – piłkarz Simon Kjaer. W 2004 roku autor książki jako trener pomagał przy założeniu pierwszej szkółki piłkarskiej w Skandynawii. Podczas naboru do klubu przyjętych zostało piętnastu chłopców, ale do pełnego składu brakowało jeszcze jednego. Właśnie wtedy do akademii ponownie zgłosił się 15-letni wówczas Kjaer, oczywiście wraz z innymi kandydatami. Już wcześniej był przez szkoleniowców szkółki kilkukrotnie odrzucany, gdyż każdy z trenerów twierdził, że nie nadaje się do zespołu. Młody zawodnik został ostatecznie przyjęty, ale tylko dlatego, że czasu do rozpoczęcia sezonu było bardzo mało, a ojciec, który pracował w klubie, zgodził się zapłacić za jego utrzymanie.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Listopadowe premiery (cz. 1)

Zbliża się koniec roku, więc czytelnicy mogą zacierać ręce. Na gorący przedświąteczny okres wydawnictwa przygotowują zazwyczaj najwięcej propozycji, żeby przypadkiem nikt nie miał problemu z wyborem prezentu pod choinkę. Nie inaczej jest w tym roku, a wydawniczą ofensywę można będzie zaobserwować już w tym miesiącu, kiedy do sprzedaży trafili wiele interesujących pozycji o tematyce sportowej.

Na początek o publikacji, nad którą jako blog Książki Sportowe objąłem patronat medialny. 14 listopada do księgarni w całej Polsce trafi pozycja zatytułowana „Sztuczki i triki piłkarzy Legii Warszawa”. Jak łatwo się domyślić, jest to raczej propozycja dla młodszych czytelników, którzy chcieliby udoskonalić swoją grę, wzorując się na zawodnikach aktualnego mistrza Polski. Jak informuje Wydawnictwo RM, odpowiedzialne za wypuszczenie publikacji na rynek, „w książce przedstawiono 36 trików, zagrań i zwodów, które powinien poznać każdy, kto chce górować nad rywalami w meczu. Poszczególne kroki ćwiczeń dokładnie opisano i pokazano na kolorowych ilustracjach”. Oprócz cennych porad na temat tego, jak ćwiczyć różne elementy piłkarskiego rzemiosła, w tej pozycji znaleźć będzie można także metryczki piłkarzy Legii – zarówno występujących w zespole ze stolicy obecnie, jak i tych, którzy przed laty reprezentowali barwy warszawskiego klubu. Czytelnicy będą więc mogli poznać przebieg kariery takich zawodników jak Jakub Rzeźniczak, Miroslav Radović i Ivica Vrdoljak, ale przeczytają też o Kazimierzu Deynie, Leszku Piszu czy Arturze Borucu.

Warto zaznaczyć, że książka została stworzona przez ludzi znających się na rzeczy. Jej autorzy – Tomasz Bocheński i Tomasz Borkowski – na co dzień pracują w Akademii Piłkarskiej Lechii Gdańsk. Pierwszy jest jej dyrektorem, drugi trenerem-koordynatorem młodzieżowych grup. Rodzice, którzy chcieliby więc sprezentować swoich pociechom pozycję „Sztuki i triki piłkarzy Legii Warszawa”, mogą mieć pewność, że przedstawione w niej ćwiczenia zostały opracowane przez fachowców. To niewątpliwie duża zaleta. Jak łatwo się domyślić, książka nie jest szczególnie obszerna – liczy 64 strony. Niewiele, jednak dla młodszych czytelników zdecydowanie wystarczająco. Cena tej publikacji nie jest zbyt wygórowana, gdyż na okładce widnieje kwota 19,90 zł. Bez wątpienia książka może się więc sprawdzić jako prezent na Mikołaja, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jej tematyka powiązana została z najbardziej medialnym obecnie klubem w Polsce. Ojcowie kibicujący Legii z pewnością nie będą się dwa razy zastanawiać nad jej kupnem, szczególnie, jeśli marzą o tym, żeby wkrótce ich pociecha została drugim Deyną lub Brychczym.

środa, 29 października 2014

Grzegorz Wagner, Krzysztof Mecner: „»Kat« to książka o gościu, który poświęcił kawałek życia, żeby coś osiągnąć” [Wywiad]

Grzegorz Wagner (z prawej)
i Krzysztof Mecner po spotkaniu autorskim
na 18. Targach Książki w Krakowie
„Kat”, czyli biografia Hubera Wagnera, to jedna z najbardziej wyczekiwanych sportowych premier tego roku. Z jej autorami – Grzegorzem Wagnerem i dziennikarzem Krzysztofem Mecnerem – udało mi się porozmawiać podczas 18. Targów Książki w Krakowie. Zapraszam na krótki wywiad.

- Od premiery książki „Kat” minęły już dobre dwa miesiące. Dotarło do Panów z pewnością sporo opinii na jej temat. Jakie recenzje zbiera biografia Huberta Wagnera?

Grzegorz Wagner: Dobre. Nie wiem, czy to zwykła kurtuazja, ale zdecydowana większość recenzji jest pozytywna. Otrzymaliśmy sygnały z różnych środowisk, nie tylko ze świata siatkarskiego i od znajomych, że książkę dobrze się czyta. Fajnie, że tak została odebrana.

- Wśród opinii przeważają wypowiedzi starszych kibiców, będących świadkami sukcesów drużyny Wagnera?

G.W.: Nie ma co ukrywać, że książka skierowana jest raczej do tych ludzi, którzy przeżywali mecze reprezentacji prowadzonej przez mojego ojca. Głównym odbiorcą jest kibic, który te kilkadziesiąt lat temu modlił się przed telewizorem, żeby dowalić Ruskim. To jest główna grupa czytelników, ale, z tego co wiem, młodzi też „Kata” czytali.
Krzysztof Mecner: Dostałem niedawno telefon od starszego pana, który jest wielkim fanem sportu. Powiedział, że kupił książkę, bo przekonała go do tego córka, która sportem w ogóle się nie interesuje. Przeczytała gdzieś fragment biografii, potem całą książkę i bardzo jej się spodobała. Myślę, że każdy słyszał kiedyś nazwisko Wagner i chciałby wiedzieć, kim był. Ta książka temu właśnie służy.

 - Po premierze pojawiły się jakieś głosy krytyki?

G.W.: Dotarły do mnie sygnały, że mój ojciec przez niektórych czytelników odebrany został jako straszny tyran. To były jednak sporadyczne przypadki. Być może cześć społeczeństwa, zwłaszcza młodszego, nie do końca rozumie to, co się wtedy działo. Stosowało się inne niż dziś metody treningowe. Takie były czasy.

poniedziałek, 27 października 2014

KONKURS: Wygraj Kronikę Sportu Polskiego 2013

Wyjątkowa i jedyna taka seria na polskim rynku, która ukazuje się nieprzerwanie od 2001 roku. "Kronika Sportu Polskiego" wydawana przez Fundację Dobrej Książki to cykl publikacji, które każdy kibic z dumą może postawić na półce. Zachęcam więc do udziału w konkursie, w którym do wygrania dwa najnowsze tomy poświęcone wyczynom naszych sportowców w 2013 roku.

O "Kronice Sportu Polskiego" wspominałem kilkukrotnie. W tekście o przedostatnim tomie serii przybliżyłem krótko historię całego cyklu, który został zapoczątkowany przed trzynastoma laty. Kilka miesięcy temu recenzowałem z kolei najnowszą pozycję Fundacji Dobrej Książki, czyli "Kronikę Sportu Polskiego 2013". Dwa egzemplarze tej publikacji ufundowane przez wydawnictwo możecie teraz wygrać w konkursie.

sobota, 25 października 2014

W poszukiwaniu publikacji sportowych: 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie (fotorelacja)

Takie jak co roku, ale jednak inne. Po raz pierwszy międzynarodowe, po raz pierwszy w nowej hali. 23 października rozpoczęły się 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, które potrwają do niedzieli. W ofercie ponad 700 wystawców z 20 krajów nie zabrakło publikacji o tematyce sportowej, więc właśnie w ich poszukiwaniu wzdłuż i wszerz przemierzyłem halę EXPO drugiego dnia imprezy. Zapraszam na fotorelację!


Z daleka hala EXPO Kraków prezentuje się dosyć... specyficznie. W oddali widać potężne kominy elektrociepłowni, a drodze na miejsce targów towarzyszy mocno industrialny klimat. Na szczęście szarzyzna spotęgowana przez brzydką pogodę ustępuje, gdy podejdzie się nieco bliżej hali.


To właśnie wejście do budynku EXPO Kraków. Trzeba przyznać, że w porównaniu z namiotem, przez który wchodziło się na targi w zeszłym roku, wygląda o niebo lepiej.


Po zakupieniu biletu i wejściu na halę, odwiedzający mają dwie możliwości: mogą udać się w lewo, do sali nazwanej "Wisła"...

czwartek, 23 października 2014

Barça = pasja

„Najlepsza książka o Barcelonie, jaka kiedykolwiek powstała”. Tak pozycję „Barça. Życie, pasja, ludzie” ocenił „Sunday Times”. Nie była to opinia na wyrost, gdyż dzieło Jimmy’ego Burnsa, które 22 października miało swoją premierę w Polsce, to kapitalna publikacja, która powinna przypaść do gustu każdemu kibicowi, niezależnie od jego klubowych sympatii.

Na wstępie zaznaczę – nie jestem fanem FC Barcelony. Po książkę Burnsa sięgnąłem bardziej z „zawodowego” („hobbystycznego”?) obowiązku, ale także dlatego, że znałem wcześniej twórczość brytyjskiego autora. Kilka lat temu czytałem bowiem napisaną przez niego biografię Diego Maradony „Ręka boga”, która w Polsce ukazała się w 2004 roku. Pamiętam, że książka bardzo mi się podobała, dlatego wiele obiecywałem sobie po pozycji „Barça. Życie, pasja, ludzie”. Tym bardziej, że jej recenzje były bardzo pozytywne, co tylko zaostrzyło mój apetyt. Po skończeniu niezwykle obszernego dzieła stworzonego przez urodzonego w Madrycie, ale będącego kibicem Blaugrany Burnsa, muszę przyznać, że książka absolutnie spełniła moje oczekiwania. O ile w przypadku recenzowania biografii Carlesa Puyola oraz Gerarda Pique zaznaczałem, że są to pozycje skierowane przede wszystkich do osób sympatyzujących z Barceloną, z publikacją „Barca. Życie, pasja, ludzie” jest zgoła inaczej. Książka powinna przypaść do gustu każdemu kibicowi, gdyż to po prostu świetnie napisana lektura.

Ludzie
Co jest największą z jej zalet? Z całą pewnością fakt, że nie jest to jedynie kronika kolejnych wydarzeń składających się na dzieje klubu. Ambicje Jimmy’ego Burnsa sięgają znacznie wyżej, co udowodnił tą książką. Tym, co przewija się przez kolejne strony jego dzieła, są ludzie. Nie same nazwiska, ale przede wszystkim historie osób tworzących kataloński klub, które często możemy poznać z pierwszej ręki. Autor oddaje głos wielu bohaterom książki, dzięki czemu czytelnik ma możliwość wysłuchania słów piłkarskiego agenta Josepa-Marii Minguelli, który opowiada o sprowadzeniu do Barcelony Diego Maradony, może przeczytać, co o relacjach z prezydentem Josepem Lluisem Núñezem sądzą byli trenerzy – Johan Cruyff czy Bobby Robson, a także otrzymuje szansę zapoznania się z historią legendarnego Josepa Samitiera, o którym opowiada jego żona Tina.

wtorek, 21 października 2014

Dominik Wierski: „Moralność polskiej piłki długo kojarzona była z obrazem zawartym w »Piłkarskim pokarze«” [Wywiad]

Fot. zbiory prywatne Dominika Wierskiego
Na początku września nakładem Wydawnictwa Naukowego Katedra ukazała się książka „Sport w polskim kinie 1944-1989”. Dominik Wierski (na zdjęciu) postanowił zająć się tematem, który dotychczas nie doczekał się szerszego opracowania, czego efektem liczące ponad 500 stron dzieło. O pracach nad publikacją, a także polskiej kinematografii – zarówno tej dawnej, jak i najnowszej – autor opowiada w wywiadzie dla bloga.

- Z pańskiej notki biograficznej wynika, że interesuje się Pan "filmem polskim i amerykańskim oraz historią sportu". Można powiedzieć, że najnowsza z pańskich publikacji jest syntezą obu zainteresowań?

Zgadza się, choć przyznam, że zawsze nieco nieufnie podchodziłem do sportu w filmie fabularnym. Dotyczyło to zwłaszcza przedstawienia w kinie mojej ukochanej dyscypliny sportu – piłki nożnej. Sport widziany oczyma filmowców wydawał mi się często sztuczny i pozbawiony dramaturgii – nadawanej, na przykład w filmach amerykańskich, w sposób schematyczny i nachalny. Od dawna wszakże bardzo ceniłem wiele filmów dokumentalnych o sporcie, zagranicznych i polskich. Pomyślałem, że czas, by spróbować opisać zagadnienie i skoncentrować się na Polsce – wszak mamy zarówno fascynującą historię sportu, jak i kina.

- Końcowy efekt tego postanowienia mogliśmy poznać 8 września, kiedy ukazała się pańska książka. Jak długo pracował Pan nad tą pozycją?

Praca nad tekstem – najpierw rozprawy doktorskiej, później książki – nie trwała jakoś szczególnie długo, była jednak bardzo intensywna. Nie chodziło bowiem tylko o oglądanie filmów i pisanie na ich temat, ale też o docieranie do źródeł, łączenia treści filmów z rzeczywistością pozafilmową lat 1944-1989. Mogę chyba powiedzieć, że udało mi się narzucić sobie odpowiednią dyscyplinę w pracy, która w połączeniu z entuzjazmem i opieką promotora mojego doktoratu, prof. Piotra Zwierzchowskiego, przyniosła końcowy efekt w postaci wydanej przez WN Katedra książki.